„III wojna światowa upiornie realna”. Zełenski chce broni, Biden deklaruje, że nie chce obalać Putina, a Tusk bierze się za bajkopisarstwo

0
0
/ fot. Pixabay/YT/Donald Tusk – kanał oficjalny/CBS Evening News/Evening Standard (kolaż)

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski chce lepszej broni do walki z Rosją. Z kolei prezydent USA Joseph Biden zapowiedział dostarczenie Ukrainie zaawansowanych systemów rakiet i amunicji. Zaznaczył jednak, że nie chce obalać prezydenta Rosji Władimira Putina. Tymczasem za głoszenie groźby III wojny światowej wziął się… Donald Tusk.

O ile zagrożenie III wojną światową jest oczywiście realne, zaś w perspektywie 10-15 i tak zapewne do niej dojdzie – chyba, że USA lub Chiny zaliczą upadek – o tyle pozostałe teorie Tuska to bajki, których nie powstydziłby się Hans Christian Andersen.

W trakcie przemówienia opowiadał kilka bajek. Wskazując, że od czasu wyboru go na przewodniczącego EPL „minęło 900 dni” powiedział, że „to było dziewięćset dni, które zszokowały świat”. Wyliczał następnie, co się wydarzyło. Wskazał na wybuch tzw. pandemii, opuszczenie Unii Europejskiej przez Zjednoczone Królestwo i pożary w Australii. Dalej zaś powiedział o „masowych antyrasistowskich protestach” w USA. Chodziło mu zapewne o falę agresji rasistów z Black Lives Matter po śmierci kryminalisty i recydywisty Georga Floyda. Ale zakładamy, że Tusk przechodzi na bajkopisarstwo. Trzymając się więc swej baśniowej konwencji, Tusk mówił także o „wybuchu rewolucji” na Białorusi. Wskazał też na kilka innych wydarzeń.

– Wyobraźmy sobie przez chwilę, że to Trump wygrywa wybory w Stanach Zjednoczonych, USA nie są już w NATO, co Trump stale sugerował, a Putin atakuje nie tylko Ukrainę, ale też Litwę, Polskę lub Rumunię. Political fiction? Ktoś mógłby powiedzieć: "tak", że przesadzam, ale czy ktoś przewidział trzy lata temu zdarzenia, które dziś obserwujemy? – powiedział Donald Tusk podczas obrad kongresu Europejskiej Partii Ludowej. Dodał wówczas również, że „perspektywa III wojny światowej stała się upiornie realna”.

I tutaj niestety pojawia się problem. Bo mocne słowa Tuska na temat Donalda Trumpa powstrzymał aktualny prezydent USA Joseph Biden. Ten jasno zadeklarował, że nie będzie próbował obalić prezydenta Rosji Władimira Putina.

Na łamach „New York Times” ogłosił, że celem jego państwa na Ukrainie „demokratycznej, niepodległej, suwerennej” jest zapewnienie środków, by ta mogła „odeprzeć i obronić” się przed dalszą agresją Rosji. Zapowiedział również dostawę nowego uzbrojenia, dzięki któremu Ukraina będzie mogła „bardziej precyzyjnie uderzać na kluczowe cele na polu bitwy”.

– Nie chcemy wojny między NATO i Rosją. Mimo, że nie zgadzam się z (Władimirem) Putinem i uważam jego działania za oburzające, USA nie będą próbować doprowadzić do jego obalenia w Moskwie – podkreślił prezydent Biden.

– Tak długo, jak USA i nasi sojusznicy nie są atakowani, nie będziemy się bezpośrednio angażować w ten konflikt, ani przez wysyłanie amerykańskich żołnierzy, by walczyli na Ukrainie, ani przez atakowanie rosyjskich wojsk – zaznaczył.

Deklaracja ta wyraźnie studzi emocje zwolenników dołączania do nie naszej wojny. No i niezbyt dobrze komponuje się z antytrumpowskim przemówieniem Tuska. Bo sygnał z USA jest jasny: Uznajemy Putina za legalną władzę. A skoro uznają jego, to uznają też jego dominację nad Białorusią, a jedyne pole konfliktu, to Ukraina, gdzie USA ani NATO nie będą bezpośrednio interweniować.

A przechodząc do samej Ukrainy, tej nie idzie zbyt dobrze. Po pierwszych dniach wojny i ofensywy rosyjskiej, wojska Kremla poniosły sporo porażek, całkowicie znikając spod Kijowa. Na pozostałych odcinkach czynili postępy, jednak bardzo powolne. Od kilku dni jednak zmieniła się narracja. W polskojęzycznych mediach mętnego nurtu z „hurra optymistycznych” tekstów sugerujących, że lada dzień Ukraina rozpocznie ofensywę w głąb Rosji, a Putin chory na raka i mający schizofrenię zostanie obalony przez demokratyczny tłum, zaczęły pojawiać się teksty i relacje wskazujące, że Ukraina jednak może przegrać.

Tutaj zaznaczę, że świat będzie „w szoku”, gdy to się stanie jak był w szoku, że Rosja jednak napadła na Ukrainę. A moim zdaniem po uznaniu niepodległości przez Kreml Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych była to kwestia godzin, a najdalej właśnie dni.

– Sytuacja na wschodzie (Ukrainy - red.) jest bardzo trudna. Tracimy od 60 do 100 żołnierzy każdego dnia, a ok. 500 odnosi rany w walkach – powiedział prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w rozmowie z „Newsmax”. Dodał, że Rosjanie tracą 150-300 żołnierzy dziennie.

Liczb oczywiście nie należy traktować dosłownie. Obie strony kłamią. Jednak ostatnia zmiana narracji mogą wskazywać, że Ukraina znajduje się w krytycznej sytuacji.

– Aby odblokować terytorium z dostępem do morza, z dostępem do wody, musimy walczyć i mieć broń o efektywnym zasięgu 120-140 km – dodał Zełenski i zaznaczył, że nie wykorzysta sprzętu do ataku na cele w Rosji.

Należy też zaznaczyć, że wspomniane przez Bidena systemy mają mieć zasięg około 80 km. To za mało.

– Niektórzy w USA mówią, ludzie w Białym Domu mówią, że możemy użyć broni, by zaatakować Rosję. Słuchajcie, nie mamy planów ataku na Rosję. Nie interesuje nas Federacja Rosyjska. Nie walczymy na ich terytorium. Wojna toczy się na naszym terytorium. Oni przyszli do naszego kraju. Chcemy odblokować nasze miasta. Aby to osiągnąć musimy mieć amunicję o zasięgu sięgającym 100 km – podkreślił Zełenski.

Dominik Cwikła

Autor jest dziennikarzem i publicystą, założycielem portalu kontrrewolucja.net. Profile autora w mediach społecznościowych: Facebook, Twitter, YouTube

Źródło: interia.pl / rp.pl / onet.pl / prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną