NASZ RAPORT! Młodzi Polacy nie chcą cenzury w internecie

0
0
fot. Jan Bodakowski
fot. Jan Bodakowski /

W zeszłą sobotę w takim miastach jak Warszawa, Bielsko-Biała, Gdańsk, Katowice, Kraków, Piekary Śląskie, Poznań, Wrocław, Bruksela, Kopenhaga, Belin, Frankfurt, Paryż, Mediolan, Budapeszt, Amsterdam, Oslo, Lizbona, Bukareszt, Helsinki, Goteborg, Sztokholm, Londyn, Ateny, odbyły się demonstracje przeciwników faszystowskiej dyrektywy Unii Europejskiej, która wprowadza cenzurę w internecie.

Warszawska manifestacja odbyła się o godzinie 14:00, na ulicy Jasnej 14 (niedaleko stacji Metra Śródmieście), przed Przedstawicielstwem Komisji Europejskiej w Polsce. Wzięli w niej udział aktywiści z narodowych, prawicowych, i lewicowych środowisk.

 

Zdaniem organizatorów do spodziewanych konsekwencji przyjęcia dyrektywy Unii Europejskiej, która wprowadza cenzurę w internecie, należy: „filtrowanie treści przed umieszczeniem ich w internecie (cenzura prewencyjna); ograniczenie swobody wypowiedzi; ograniczenie darmowego dostępu do informacji; umacnianie się pozycji syndykatu prawnoautorskiego (copyright mafia); ciągłe monitorowanie i filtrowanie naszej komunikacji w sieci”.

Protest przeciwko cenzurze w internecie! STOP ACTA 2! Bądźcie z nami przeciwko cenzurze! LIVE! (Jan Bodakowski od 26 minuty):

Dzień później, w zeszłą niedziele przeciwko cenzurze internetu demonstrowali sympatycy Korwina i narodowcy. Demonstracje narodowców i wolnościowców przeciwko cenzurze internetu zakończyło spisanie mojej osoby przez Policje. Policja powołała się na swoje prawo do sprawdzania tożsamości, by wykryć poszukiwanych listami gończymi. Pretekst oparty na przepisach ustawy o policji świadczy o ordynarnym naginaniu przepisów. Rozumiem, że policja chce ustalić personalia osób biorących w zgromadzeniu, jednak politycy powinni tak zmienić przepisy ustawy, by funkcjonariusze nie musieli ordynarnie naginać prawa, bo takie naginanie przepisów niszczy od dekad praworządność w Polsce.

 

Dodatkowo procedura spisywania jest niedorzeczna. Spisywany nieposiadający dowodu podaje swoje personalia, funkcjonariusze sprawdzają je przez łączność radiową. Ktoś złośliwy może poddać cudze prawdziwe dane, bo funkcjonariusze nie mają urządzeń mobilnych, które by przesyłały fotografie osób.

 

Obrońcy praw człowieka, gdyby zajmowali się obroną praw człowieka, a nie szerzeniem lewicowej propagandy, powinni być zbulwersowani tą praktyka. Ma ona na celu zastraszanie przeciwników politycznych, takich jak ja, demonstrujących i posiadających własny transparent. Na mnie osobiście nie robi wrażenia, bo od 30 lat byłem tysiące razy spisywany za udział w demonstracjach — powinienem dostać kartę stałego klienta, i jakieś punkty za każde spisanie. Mam nadzieje, że wszystkie te spisania są archiwizowane i kiedyś na ich podstawie urząd do spraw kombatantów przyzna mi emeryturę za działalność patriotyczną.

 

[NA ŻYWO] Protest przeciwko ACTA 2. Warszawa 20.01.18 Bądźcie z nami przeciwko cenzurze!

Jan Bodakowski wywiad od 4.30. Przemówienie Jana Bodakowskiego od 39 minuty. 54.30 wywiad z Janem Bodakowskim o tym, jak został spisany:

Policja nęka na manifestacji Acta 2:

W demonstracji wzięli udział działacze Ruchu Narodowego, partii Wolność, Obozu Narodowo Radykalnego. Do zebranych przemawiał między innymi Janusz Korwin-Mikke, źle działający sprzęt nagłaśniający sprawiał, że głos Korwina brzmiał niczym za grobu. Demonstracje w obronie wolności słowa zagłuszał stojąca w pobliżu demonstracji scena, co doskonale ukazuje, że jesteśmy cenzurowani nie tylko w internecie, ale i realu.

 

Oczywiście na demonstracji nie pojawiły się establishmentowe media, nie było ekip telewizyjnych, ani dziennikarzy. Relacje zagrało kilka kanałów wideo blogerów.

 

Zagłuszanie demonstracji przeciwko cenzurze internetu:

Przemówienie Janusza Korwin-Mikke na demonstracji przeciwko cenzurze internetu. Kiepskie nagłośnienie sprawiło, że prezes brzmiał jakby za grobu:

W swoim przemówieniu do zebranych przypomniałem o tym, że faszystowska z ducha dyrektywa Unii Europejskiej utrudni upowszechnianie wiedzy. Pisała o tym Stowarzyszenia Wikimedia Polska, które wyraziło „zaniepokojenie w związku z proponowaną dyrektywą o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. Przedmiotowa dyrektywa ma zmienić funkcjonowanie prawa autorskiego w Internecie i innych cyfrowych kanałach komunikacji. Nasze obawy budzą głównie dwa artykuły tego projektu: artykuł 11, ustanawiający prawo pokrewne dla wydawców prasowych i artykuł 13, wprowadzający rozszerzoną odpowiedzialność dostawców usług internetowych za umieszczane przez użytkowników treści”.

 

Zdaniem Stowarzyszenia Wikimedia Polska „na podstawie proponowanego brzmienia artykułu 11 każde wykorzystanie cudzych treści prasowych, które nie mieści się w wąskich granicach wyjątków i ograniczeń od praw autorskich (dozwolonego użytku), wymagałoby zgody wydawcy. Strony agregujące teksty prasowe wyświetlałyby mniej linków do prasy niszowej, specjalistycznej i lokalnej, których wydawcy nie zadbaliby o wyrażenie stosownej zgody. Obniżyłoby to jakość projektów Wikimedia, które bazują na wolontariackim wyszukiwaniu specjalistycznych źródeł. Ponadto artykuł 11 utrudniałby przetwarzanie materiałów prasowych metodami obecnie jeszcze mało popularnymi, a korzystnymi zarówno dla czytelników Wikipedii, jak i dziennikarzy – na przykład big data”.

 

W opinii Stowarzyszenia Wikimedia Polska „artykuł 13 z kolei nakłada na serwisy obowiązek prewencyjnego filtrowania treści, będący w istocie formą cenzury. Do tej pory obowiązek usunięcia treści naruszających prawa autorskie powstawał dopiero, gdy dostawca usług internetowych został o tym fakcie powiadomiony. Istnieje obawa, że oprogramowanie filtrujące nie powstanie ze względów budżetowych. Jeżeli jednak powstanie, jest bardzo mało prawdopodobne, że będzie ono prawidłowo rozpoznawało legalne wykorzystanie utworów opublikowanych na tzw. wolnych licencjach oraz wykorzystanie mieszczące się w granicach wyjątków i ograniczeń od praw autorskich (dozwolonego użytku). To może znacznie zniechęcić wolontariuszy do publikowania własnych treści, stworzonych w drodze kompilacji dostępnych źródeł”.

 

Jak informuje Stowarzyszenie Wikimedia Polska „Wikipedia i jej projekty siostrzane tworzące razem Wikimedia – stanowią najobszerniejszy i najczęściej czytany zasób edukacyjny w wielu językach – w tym w języku polskim. Treści zawarte w projektach, opublikowane na tzw. wolnych licencjach, są szeroko wykorzystywane, w wielu kontekstach i na różne sposoby. Artykuł 13 zmniejszy swobodę korzystania z naszych zasobów ze względu na wspomniane trudności w odróżnianiu legalnego wykorzystania utworów opublikowanych na tzw. wolnych licencjach od nielegalnego wykorzystania treści objętych klauzulą “wszelkie prawa zastrzeżone”. Odbędzie się to wbrew woli twórców projektów Wikimedia, którzy od lat, nie oczekując za to wynagrodzenia, dzielą się w dobrej wierze swoją wiedzą ze wszystkimi, którzy tylko chcą z niej korzystać”.

 

W swoim przemówieniu poinformowałem, że faszystowska z ducha dyrektywa Unii Europejskiej wprowadzająca cenzurę w internecie jest zagorzeniem dla rozwoju gospodarczego Polski. Jak informował Związek Przedsiębiorców i Pracodawców „przedstawiciele największych polskich związków przedsiębiorców i stowarzyszeń reprezentujących firmy z sektora nowoczesnych technologii, cyfrowego oraz internetowego wspólnie zaapelowali do polskich eurodeputowanych, by ci w Parlamencie Europejskim odrzucili projekt Dyrektywy w sprawie prawa autorskiego w obecnym kształcie, który uderza m.in. w polskie firmy, naukowców oraz internautów. O wsparcie w tej sprawie zwrócili się także do premiera Mateusza Morawieckiego. Zaniepokojenie wobec niektórych projektowanych przepisów wyraziła Federacja Konsumentów”.

 

Przeciwko faszystowskiej z ducha dyrektywie Unii Europejskiej wprowadzającej cenzurę w internecie protestowali też pracodawcy.

 

Jak można dowiedzieć się, ze wspólnego stanowiska „pod którym podpisali się Związek Przedsiębiorców i Pracodawców, Krajowa Izba Gospodarcza, Związek Pracodawców Technologii Cyfrowych Lewiatan, Związek Cyfrowa Polska, Fundacja Centrum Cyfrowe oraz Startup Poland – przyjęcie Dyrektywy w sprawie prawa autorskiego w obecnym kształcie negatywnie wpłynie na konkurencyjność całego sektora związanego z nowoczesnymi technologiami, co odczują też polscy konsumenci”.

 

Zdaniem sygnatariuszy oświadczenia „w naszym wspólnym interesie jest, by internet, który odgrywa podstawową rolę w gospodarce cyfrowej, pozostawał otwarty i dostępny dla wszystkich. Wszelkie próby sztucznego ograniczania dostępu do kontentu odbiją się na rozwoju innowacji”

 

Zdaniem Związku Przedsiębiorców i Pracodawców „błędnym kierunkiem jest pomysł wprowadzenia w art. 11 Dyrektywy licencjonowania treści poprzez tzw. „podatek od linków”. Bo jak argumentują, wydawcy są obecnie wystarczająco chronieni przez obowiązujące przepisy dotyczące praw autorskich”.

 

Według sygnatariuszy oświadczenia „z doświadczeń niemieckich i hiszpańskich niezbicie wynika, że z ekonomicznego punktu widzenia koncepcja pobierania opłat za linkowanie nie ma sensu i nie przyniesie żadnych dochodów wydawcom, za to doprowadzi do zamknięcia wygodnych dla użytkowników dróg dotarcia do poszukiwanych informacji oraz ruiny małych, lokalnych i specjalistycznych wydawców, którzy polegają na agregatorach, social mediach i wyszukiwarkach jako źródłach ruchu generującego dochód z reklam”.

 

W opinii przeciwników pomysłu Unii Europejskiej „pod znakiem zapytania stanie również prawo do wolnej konkurencji, ponieważ tak sformułowane przepisy będą w rzeczywistości sprzyjać jedynie największym wydawcom”.

 

Sygnatariusze stanowiska uważają, że „zagrożona zostanie przyszłość mniejszych wydawnictw i inicjatyw dziennikarskich czy start-upów, którzy nie będą w stanie uzyskać wszystkich licencji – od dużych wydawców – niezbędnych do zaistnienia na rynku”.

 

Zastrzeżenia sygnatariuszy stanowiska „budzi też art. 13 Dyrektywy, który wprowadza obowiązek filtrowania internetu w celu ochrony praw autorskich, a także odpowiedzialność prawną dostawców usług internetowych za treści zamieszczenie przez ich użytkowników. Jak tłumaczą, tak skonstruowane przepisy wywołają nieprzewidywalne konsekwencje i szkody dla innowacyjnych przedsięwzięć funkcjonujących w sieci, a także całego rynku e-commerce. Dostawcy usług w internecie będą bowiem zobligowani do wprowadzenia specjalnych filtrów w celu uniknięcia grożących im konsekwencji za ewentualne naruszenie praw autorskich. Nie tylko uderzyłoby to znów w najmniejsze podmioty, ale jest to sprzeczne z Kartą Praw Podstawowych poprzez utrudnianie prowadzenia własnego biznesu, jak również ograniczenie wolności słowa samym konsumentom”.

 

Zdaniem przedsiębiorców „można bowiem z góry założyć, że nadmierna ostrożność wydawców skutkowałaby wręcz cenzurą. Jest to sprzeczne z ideą Unii Europejskiej, która miała być otwarta dla obywateli i której jednym z podstawowych założeń był rozwój społeczeństwa informacyjnego oraz konkurencyjność europejskiego przemysłu i kultury”.

 

Według sygnatariuszy „proponowany kształt prawa autorskiego na Jednolitym Rynku Cyfrowym zgodnie z zapisami w art. 3 projektu Dyrektywy zdaniem przedsiębiorców zagrozi zablokowaniem postępu w dziedzinie przepływu i wykorzystywania danych (text and data mining; TDM)”.

 

Sygnatariusze stanowiska przestrzegają, że „wprowadzenie wyjątku swobodnego praktykowania TDM tylko do przypadku niektórych badaczy, w szczególności uderzy w Polskę, która chętnie wybierana jest przez międzynarodowe koncerny do lokowania Centrów R&D. Wyrażamy obawę, że wprowadzenie nowych zapisów w takim ograniczonym kształcie spowoduje przeniesienie tych ośrodków z Polski do innych krajów spoza Unii Europejskiej”.

 

Jak informują przedsiębiorcy „swoje zastrzeżenia do unijnej Dyrektywy zgłasza również Federacja Konsumentów, która w piśmie przesłanym do eurodeputowanych wyraziła zaniepokojenie skutkami projektowanej Dyrektywy. A szczególnie wprowadzeniem zapisów art. 11 oraz art. 13”.

 

Zdaniem Federacji Konsumentów niepokojące jest to „że nowe regulacje w znaczący sposób ograniczą dostęp do informacji w sieci, uniemożliwią swobodę dzielenia się nimi, co uderzy w podstawy nowoczesnego społeczeństwa informacyjnego”.

 

Jak pisałem w swoim artykule na Prawym pl w Unii Europejskiej trwa proces uchwalania, faszystowskiej z ducha, dyrektywy rozszerzającej cenzurę w internecie, przyjętej przez Parlament Europejski (głosami między innymi polityków Platformy Obywatelskiej).

 

Niedawno w kinach wyświetlany był film dokumentalny „Czyścidle internetu” zrobiony przez lewaków z Niemiec i Brazylii. Według informacji zawartych w dokumencie portale społecznościowe już mają całą infrastrukturę cezury, by wprowadzić w życie faszystowską z ducha dyrektywę Unii Europejskiej. Koncerny medialne, za pośrednictwem firm zewnętrznych, zatrudniają dziesiątki tysięcy cenzorów – najczęściej biedotę z krajów nierozwiniętych, pracującą za grosze, karnie cenzorującą według instrukcji tworzonych przez portale społecznościowe.

 

Dokument „Czyścidle internetu” przybliża też kryteria tej cenzury, które stworzone są na podstawie umów tych korporacji z rządami państw (często komunistycznymi czy islamskimi dyktaturami) oraz innymi korporacjami (dbającymi by ich interesy gospodarcze nie były zagrożone swobodą wypowiedzi w internecie). Taka sytuacja nie wzbudza zainteresowania polskich polityków, choć przydałaby się komisja sejmowa w sprawie cenzury w internecie – w sytuacji, gdy portale społecznościowe mają władze cenzury niczym reżimy komunistyczne, i kształtują swoją polityką tak gusta internautów, by ci interesowali się sprawami nieistotnymi, a nie sprawami rzeczywistej wagi.

 

Cenzura portali społecznościowych uderza w Polsce w polskich patriotów. Ich usuwane z internetu materiały mają charakter informacyjny i polityczny. Cenzura taka faktycznie odbiera polskim patriotom możliwość udziału w debacie politycznej, czyli jest polityczną dyskryminacją, do której portale społecznościowe mające na swoim rynku pozycję monopolistyczną nie mają prawa (podobnie jak monopolista dostarczający nam wodę czy elektryczność nie ma prawa odmówić nam usług z powodu naszych poglądów politycznych).

 

Przeciwko wprowadzeniu cenury w internecie protestował też instytut Ordo Iuris, którego zdaniem „rozwiązania znane jako „Acta 2” mogą spowodować, że samo „linkowanie” internetowych treści będzie płatne, a mniejszym portalom dziennikarskim zagrozi finansowy upadek”.

 

Według Ordo Iuris „zaakceptowanie projektu w kształcie zaproponowanym przez Komisję Europejską” oznacza „koniec Internetu w formie znanej nam dotychczas. Najbardziej kontrowersyjne i krytykowane zarazem przepisy – art. 11 i art. 13 projektu dyrektywy przewidują odpowiednio:

- przyznanie wydawcom wyłącznego prawa do zwielokrotniania utworu, co ograniczy m.in. dopuszczalność prywatnego i niekomercyjnego korzystania bez licencji z materiałów prasowych.

W skrajnej postaci przepis ten może skutkować wprowadzeniem zakazu bezpłatnego linkowania do treści zamieszczonych w Internecie oraz niezwłocznym usuwaniem przez portale społecznościowe udostępnianych przez internautów materiałów, także tych nieobjętych prawami autorskimi, ale błędnie zakwalifikowanych do tej kategorii przez algorytmy używane przez portale społecznościowe.

- wprowadzenie szeregu mechanizmów monitorowania i filtrowania treści zamieszczanych w Internecie, przerzucenie na właścicieli portali internetowych obowiązku bieżącego monitorowania i filtrowania danych, co może podważać ekonomiczne podstawy funkcjonowania mniejszych i lokalnych portali, których nie będzie stać na dostosowanie się do nowych przepisów”.

 

Dyrektywa o jednolitym rynku cyfrowym Unii Europejskiej, a szczególnie jej art.11 i art.13 to początek cyfrowego totalitaryzmu rodem z powieści science fiction.

 

Nowa dyrektywa Unii Europejskiej ma na celu zablokowanie swobodnej debaty politycznej, gdyż przewiduje potrzebę wykupienia licencji na skorzystanie nawet z fragmentu cudzego tekstu (cudzej twórczości) – co oznacza, że nie będzie (jak w polemice z czyjąś wypowiedzią) zacytować fragmentu czyjeś wypowiedzi.

 

Przyjęta dyrektywa Parlamentu Europejskiego przewiduje, że wydawcy portali internetowych będą musieli weryfikować materiały przed ich publikacją. Oznacza to, że każdy portal będzie musiał, by móc działać, zakupić kosmicznie kosztowne oprogramowanie weryfikujące materiały przed ich publikacją, oraz zatrudnić tysiące cenzorów. Doprowadzi to do tego, że większość portali będzie musiała zawiesić działalność, bo nie będzie je stać na takie oprogramowanie – co jest w interesie korporacji, które chcą mieć monopol i zlikwidować konkurencje. Jest to też w interesie mającej faszystowskie ciągoty Unii Europejskiej, która dziś nie może skutecznie cenzorować internetu, bo jest za dużo portali, dzięki ich ograniczeniu, poprzez wymóg kosztownego oprogramowania, będzie miała o wiele mniej stron do inwigilacji i cenzurowania. Z doświadczenia wiadomo, że takie cenzurujące oprogramowanie nie będzie skutecznie działać, i na pewno będzie blokować też treści nienaruszające niczyjego prawa autorskiego.

 

Jan Bodakowski

Źródło: JB

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną