W Palestynie porwano trzech nastoletnich Izraelczyków. Będzie Intifada?

0
0
0
/

Krach procesu negocjacyjnego, pojednanie OWP z Hamasem i porwanie trzech izraelskich osadników na terytorium okupowanym do jakiego doszło dwa tygodnie temu. To aż nadto aby sprowokować kolejną Intifadę.

 

Proces negocjacyjny animowany przez administrację Obamy zamarł - 27 czerwca rezygnację złożył jej specjalny wysłannik ds. bliskowschodniego procesu pokojowego Martin Indyk. Nieustępliwa polityka Izraela wobec Palestyńczyków pozwoliła Mahmudowi Abbasowi z czystą kartą odejść od stołu rokowań. Mało tego, doprowadziła w końcu do zgody dwóch głównych palestyńskich frakcji czyli zdominowanych przez Fatach władz Zachodniego Brzegu i rządzącego Strefą Gazy Hamasu. [ http://www.prawy.pl/z-zagranicy2/6010-izrael-grozi-sankcjami-i-sam-jest-nimi-zagrozony ]

 

Palestyńscy liderzy wykazali się po raz pierwszy od niepamiętnych czasów stosowną dozą kompromisowego nastawienia względem siebie nawzajem. Zgoda Hamasu na gabinet techniczny pod przewodnictwem tego samego Hamdallaha, który wcześniej wydawał mu się nie do przyjęcia,  umożliwiła palestyńskiemu rządowi zachowanie międzynarodowego pola manewru, które z członkami organizacji uznawanej na zachodzie za terrorystyczną w składzie gabinetu, byłoby bardzo zawężone. Jednocześnie jak zapewnił dziennikarza portalu Al-Monitor Nihad Szeik Chalid - wykładowca Uniwersytetu Islamskiego w Gazie i co na miejscu odnotowują liczni korespondenci, Hamas nadal w pełni kontroluje sprawy bezpieczeństwa w mieście i Strefie, obsadza posterunki graniczne. Pokazem jego siły było aresztowanie 3 czerwca Arafata Abu Szabab – prominentnego członka Fatahu. Umiarkowane reakcje tej ostatniej organizacji świadczą, że obóz Abbasa godzi się, przynajmniej do tej pory, z taką pozycją islamistów w Gazie.

 

Tak realizowane pojednanie Palestyńczyków zostało przywitane bardzo pozytywnie w Moskwie i w krajach arabskich, ale też z umiarkowaną, warunkową akceptacją państw zachodnich, które ze znacznie większą rezerwą przyjmowały oskarżycielskie tyrady polityków izraelskich. Izraelowi zagroziła międzynarodowa izolacja, tym bardziej, że już wcześniej pozostał całkowicie sam, ze swoim bezwzględnym sprzeciwem wobec dialogu z Iranem. We znaki zaczął dawać się bojkot towarów produkowanych przez izraelskich osadników na terytoriach okupowanych przez Izrael. Jak poinformowały w piątek Izraelski Instytut Eksportu i Centralne Biuro Statystyczne firmy z obszarów okupowanych w ciągu czterech pierwszych miesięcy bieżącego roku sprzedały towary o wartości 35% mniejszej niż w tym samym okresie roku poprzedniego.

 

Zniknięcie nastoletnich osadników

 

Nocą 12 czerwca zniknęła trójka uczniów szkoły rabinicznej (w wieku 16-19 lat), którzy wracali ze szkoły znajdującej się na okupowanym Zachodnim Brzegu w osiedlu Etzion, na południe od Jerozolimy. Nie doszli do domów. Ślad po nich zaginął, aczkolwiek zanim rozpłynęli się w powietrzu, bo Szin Bet nie potrafi do dziś określić ich dalszych losów, mieli wykonać telefon na policję, informując o swoim porwaniu.

 

Nazajutrz rano odpowiedzialność za porwanie wzięła na siebie organizacja przedstawiająca się jako hebroński odłam „Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu” do tej pory nieznana ani palestyńskim, ani izraelskim służbom bezpieczeństwa. Rankiem 15 czerwca premier Netanjahu twierdził już, że porwania dokonał Hamas, choć do tej pory nie przedstawiano żadnych jednoznacznych dowodów na potwierdzenie tej tezy. Jeszcze w czasie nocy poprzedzającej jego komunikat Izraelczycy aresztowali kilkudziesięciu członków tej islamistycznej organizacji z Zachodniego Brzegu, w tym kilku prominentnych. Władze Hamasu oczywiście zaprzeczyły rewelacjom izraelskiego premiera podkreślając, że nie mają z porwaniem „nic wspólnego”.

 

26 czerwca Netanjahu mówił już konkretniej twierdząc, że o porwanie trzech nastolatków podejrzanych jest dwóch członków Hamasu. Podejrzani to Marwan Kawasmeh i Amer Abu Aiszeh z Hebronu. Jednocześnie Netanjahu wezwał Mahmuda Abbasa do zdymisjonowania rządu jedności i zerwania kontaktów z Hamasem. Zresztą już nazajutrz po porwaniu izraelski premier w rozmowie z amerykańskim sekretarzem stanu Johnem Kerry obciążył odpowiedzialnością palestyńskie władze, które jak mówił „wpuściły do rządu terrorystyczną, morderczą organizację”. Narracja ta jest konsekwentnie rozwijana przez izraelski rząd. Niejako w odpowiedzi na wyzwanie izraelskiego premiera odpowiedzialność za porwanie wzięły na siebie organizacje: Ahrar Al-Khalil i Brygady Męczenników Al-Aksa – ta ostatnia uważająca się zresztą za część Fatahu, choć jego kierownictwo oficjalnie zwykło odcinać się od Brygad. Arabscy komentatorzy zgodnie uznali to za przypisywanie sobie nie swoich czynów. Izraelscy funkcjonariusze łączą porwanie z trwającym niemal dwa miesiące strajkiem głodowym palestyńskich więźniów. Niechęć Tel Awiwu do ich zwolnienia stała się zresztą przyczyną kwietniowego krachu izraelsko-palestyńskich negocjacji.

 

Izrael eskaluje

 

Słowne ataki Netanjahu faktycznie okazały się przegrywką do użycia sił bezpieczeństwa na dużą skalę. Już 14-15 czerwca przeprowadzono ostrzał rakietowy i lotniczy Strefy. Potem rakiety trafiały także cele na Zachodnim Brzegu gdzie natychmiast ruszyły oddziały wojska. Masowe blokady dróg i masowe aresztowania – zatrzymano już ponad 560 osób. W ciągu nieco ponad dwóch tygodni akcji zginęło 9 Palestyńczyków. Buldożery, w ramach tak często stosowanej odpowiedzialności zbiorowej, znów burzyły domy aresztowanych. Tylko wczoraj izraelskie lotnictwo zbombardowało w Gazie okolice domu dawnego premiera Strefy z ramienia Hamasu – Ismaila Haniji. Zginęły dwie osoby, Izraelczycy twierdzą, że były odpowiedzialne za ataki rakietowe na ich terytorium.

 

Zamiast kryminalnego śledztwa mamy do czynienia z masową akcją wojskową obliczoną na faktyczne wykorzenienie Hamasu z Zachodniego Brzegu ale i jednoznaczną demonstrację tego „kto tutaj rządzi” – a więc na poderwanie autorytetu tamtejszych palestyńskich władz wśród palestyńskiego społeczeństwa, jego dezintegrację i powtórnie wbicie klina między OWP a Hamas.

 

Z pewnością sprawie pokoju nie pomaga fakt, że od 2009 ministrem obrony i wicepremierem Izraela jest Mosze Jaalon – jastrząb, który w 2005 r., wbrew planowi ówczesnego premiera Szarona, podburzał osadników z osiedli na terytoriach okupowanych przeznaczonych do likwidacji, zaś w 2008 r. namawiał do „konfrontacji” z Iranem. To właśnie jaalon uważany jest za głównego promotora uderzeń na cele w Syrii oraz paradoksalnego, w kontekście tego co mówi o Hamasie, popierania rebeliantów w tym kraju, których szeregi składają się wszak w większości z mniej lub bardziej radykalnych organizacji salafickich. Wojsko będzie żądne „rehabilitacji” tym bardziej, że do porwania doszło w Strefie C Zachodniego Brzegu, czyli jednego z tych obszarów gdzie pełna władza – i wojskowa, i cywilna należy do Izraelczyków.

 

Zresztą sam Netanjahu może mieć militarystyczne nastawienie gdyż jego pozycja słabnie. 10 czerwca poniósł spektakularną porażkę w Knesecie, gdy kandydat, którego premier starał się ze wszystkich sił zablokować, został wybrany dziesiątym prezydentem Izraela. Reuven Revlin od dawna atakował Netanjahu jako zbyt uległego wobec Palestyńczyków i jest pierwszym od wielu lat prezydentem, który w ogóle kwestionuje prawo do istnienia państwa palestyńskiego obok Izraela. W podobne tony uderzył wpływowy minister spraw zagranicznych Avigdor Lieberman, który stwierdził, że Abbas nie jest już partnerem, zaś bliskowschodni proces pokojowy trzeba postrzegać w kategoriach negocjacji z „odpowiedzialnymi” państwami arabskimi Zatoki Perskiej.

 

Agresywności Izraelczyków sprzyja także wdrożenie od 2012 r. systemu obrony przeciwrakietowej „Iron Dome” . Według izraelskich wojskowych w czasie operacji „Filar Obrony” system ten zapewnił 87% skuteczność w niszczeniu wystrzeliwanych przez Hamas ze Strefy Gazy pocisków. Bez względu na to ile prawdy jest w zapewnieniach wojskowych, ważne że obywatele Izraela w nie wierzą, co oznacza większe przyzwolenie na agresywną politykę. System niemal nazajutrz po porwaniu został rozłożony wokół miast Aszkelon i Aszdod położonych niedaleko granicy Strefy Gazy.

 

Hamas nie potwierdza ani nie zaprzecza

 

Rzecznik Hamasu Sami Abu Zukri określił oskarżenia Netnajhu jako „nieodpowiedzialne i sfabrykowane przez agencje wywiadowcze”. Jednocześnie jednak piszący dla „Al-Monitor” Adnan Abu Amer cytuje anonimowego działacza politycznego Hamasu, który miał dopuścić możliwość zaangażowania militarnego skrzydła organizacji w porwanie – „Hamas naprawdę nie wie kto stoi za operacją bo jest separacja między gałęzią polityczną i wojskową. Politycy instruują militarystów aby znaleźli rozwiązanie w sprawie kwestii więźniów a ludzie w terenie mają swobodę wyboru miejsca, czasu i metod operacji”.

 

Jednocześnie szef frakcji Hamasu w palestyńskim parlamencie Muszir Al-Masri ostrzegł, że „każda eskalacja przeciw Gazie będzie próżnym przedsięwzięciem nie prowadzącym do pozyskania żadnych informacji o porwanych. Najszybszą drogą do zażegnania tej sytuacji jest uwolnienie palestyńskich więźniów”.  Jeszcze dalej posunął się Khaled Meszaal – szef Biura Politycznego Hamasu, który 23 czerwca w wywiadzie dla telewizji Al-Dżazira mówił: „Nie mogę potwierdzić ani zaprzeczyć w kwestii porwania przez którąś  z organizacji [palestyńskich]. Ale niech będą błogosławione ręce porywaczy, bo nasi więźniowie powinni opuścić więzienia okupanta”. Meszaal wie co mówi. 25 czerwca 2006 r. bojownicy Hamasu porwali izraelskiego żołnierza Gilada Szalita. Szalit spędził w niewoli następne pięć lat a ceną za jego wolność było uwolnienie przez Izrael 1027 więźniów wywodzących się z palestyńskich ugrupowań zbrojnych.

 

Bardziej jednoznaczne niż słowa przedstawicieli Hamasu były deklaracje władz palestyńskich i samego Mahmuda Abbasa. Apel Netanjahu do palestyńskiego prezydenta o odcięcie się od Hamasu był o tyle trudny do zbicia, że 18 czerwca na szczycie Organizacji Współpracy Islamskiej w Dżeddah  w Arabii Saudyjskiej Abbas ostro potępił porwanie i wezwał do uwolnienia izraelskich nastolatków. Wywołało to nawet pochwały „Jerusalem Post” i już tylko dalsze żądania premiera Izraela aby Abbas potwierdził swoje słowa „dobrą wolą”. Także szef podlegających władzom palestyńskim sił bezpieczeństwa Adnan Damiry oskarżył Hamas o „dolewanie oliwy do ognia, wciąganie wszystkich w przemoc i chaos dla odbudowania swoich siłowych struktur”. Słowa Abbasa wpisują się w tendencję wprost odwrotną od tej reprezentowanej przez Hamas – jeszcze w styczniu palestyński prezydent określił Izrael jako „partnera w walce z terroryzmem”.

 

Abbas nas nie reprezentuje

 

Postawa Abbasa wywołała wielki ferment wśród Palestyńczyków. Na portalach społecznościowych wielu z nich niemal natychmiast zaczęło używać hashtagu z frazą „Abbas doesn’t represent me”. 22 czerwca protest wylał się na ulice Ramallah – demonstrująca młodzież obrzuciła kamieniami kwaterę główną policji palestyńskiej i jej radiowozy. Funkcjonariusze zaczęli strzelać ostrą amunicją raniąc trzy osoby [ZOBACZ VIDEO].

To właśnie wśród młodzieży narasta coraz większy bunt przeciw Abbasowi i establishmentowi OWP [ZOBACZ VIDEO]. Sprzeciw ten łączy islamistów, lewicowych radykałów z LFWP ale także stosunkowo liberalnych komentatorów młodego pokolenia jak Linah Al-Saafi, Uruba Othman czy Ali Abdul Bari, który podsumował stanowisko prezydenta słowami: „Myślałem, że Abbas jest człowiekiem z poglądami ale odkryłem, że jest tylko człowiekiem pragnącym utrzymać władzę, wpływ i pieniądze […] Jego przemowa była szaleńcza i nie do usprawiedliwienia”. 

Coraz większa liczba Palestyńczyków zaczyna uważać politykę Abbasa i jego administracji za kolaborację z poniżającą i dotkliwą okupacją. Oczywiście Hamas, ustami swojego parlamentarzysty, określił przemówienie Abbasa jako „nieodpowiedzialne i niepatriotyczne”. Al-Masri złośliwe mówił nawet, ze brzmiało jakby było wypowiedziane przez osobę „chorą na Alzheimera”. „Netanjahu obciąża Palestyńczyków odpowiedzialnością za porwanie swoich osadników, gdy tymczasem Izrael porywa Palestyńczyków i wsadza tysiące do więzienia” – wtórował mu rzecznik Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny. Doszło do tego, że marksistowski LFWP wydał wspólne oświadczenie z „Islamskim Dżihadem” w którym stwierdzono „To było niespodziewane i szokujące przemówienie […] Prezydent jest zobowiązany do zapewniania bezpieczeństwa i międzynarodowej ochrony swojemu narodowi” – z jasną sugestią, że Abbas tego nie robi.

Najostrzej zakomunikowali swoje zdanie 23 czerwca członkowie Brygad Męczenników Al-Aksa: „W imieniu Fatahu i w imieniu Abu Ammara [pseudonim Jasera Arafata] oraz wszystkich męczenników i więźniów, nie odpowiadamy za to co mówi prezydent – zdrajca Mahmud Abbas bo reprezentuje on tylko siebie i okupanta” wypominając murzy tym, że powinien się bardziej martwić o „5000 więźniów w rękach okupanta”. Dawny czołowy działacz Fatahu i osobisty wróg jego obecnego lidera Mohammed Dahlan stwierdził zaś, że „służby bezpieczeństwa Fatahu uczestniczą w maltretowaniu Palestyńczyków przez syjonistów”.

 

Beczka prochu

 

Przedstawiciele Hamasu formułując swoje wypowiedzi w ten sposób aby pozostawiały one przestrzeń dla różnego rodzaju domysłów, działają z premedytacją. Rozumieją oni doskonale stopień radykalizacji palestyńskiej ulicy na Zachodnim Brzegu, któremu akompaniują zresztą różne siły polityczne. Bez względu na to czy Hamas faktycznie stoi za porwaniem, dwuznaczne wypowiedzi jego reprezentantów mają mu zapewnić przywództwo na niej, gdy kamienie zaczną lecieć w stronę izraelskich żołnierzy większą niż zazwyczaj lawiną.

 

Dla lidera izraelskiej opozycji w Knesecie Izaaca Herzoga jasnym jest, że sytuacja zaczęła przypominać „beczkę prochu”. Ale cóż robi Izrael gdy agresywna polityka wprowadza go w kolejny ślepy zaułek izolacji? Znajduje pretekst do militarnej eskalacji po której każdy stan, łącznie z utrwaleniem niesprawiedliwego reżimu okupacyjnego, wydaje się mocarstwom zachodnim lepszy niż stan sprowokowanego konfliktu. Odpowiedzialność za szczególnie brutalne objawy konfliktu i tak zwykle spada na Palestyńczyków a izraelscy politycy mogą się wtedy pławić w narracji „wojny z terroryzmem”. Izraelskie władze doskonale zdają sobie sprawę, że czeredy jego żołnierzy i masowe aresztowania na Zachodnim Brzegu są niczym czerwona płachta przed bykiem, niczym lont przyczepiony do beczki.

 

Karol Kaźmierczak

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną