
Ledwo skończył się komunizm typu sowieckiego, a prawidłowo leninowskiego (dyktatura proletariatu i kierownicza rola partii) i już pewna grupa (o której niżej) zaproponowała nam budowę państwa wg. wzorców marksizmu kulturowego.
Tu – we wczesnych latach 90-tych XX w. - pojawia się demoniczna postać George'a Sorosa będącego uczniem równie słynnego Karla R. Poppera. Obaj dziwnym zbiegiem okoliczności pochodzenia żydowskiego. Zacznijmy pokrótce od tego ostatniego.

Popper będąc w młodości komunistą - a do końca życia socjalistą - dokonał krytyki marksizmu. Krytyka ta dotyczyła dogmatyzmu marksistów, zaszczepiając nieufność mas do demokracji. Samego Marksa krytykował za przejęcie heglowskiego historycyzmu, za nietrafność ekonomicznych i politycznych sądów, admirując go jednocześnie, przez twierdzenie, że „
wiara Marksa była w najgłębszych swoich podstawach wiarą w społeczeństwo otwarte”.
I dalej:
„tajemnica wpływu Marksa leży w jego radykalizmie moralnym; fakt ten sam przez się podnosi na duchu. Ów radykalizm moralny jest nadal żywy. Naszym zadaniem jest podtrzymać jego żywotność i nie dopuścić, by poszedł drogą na jaką kieruje go marksistowski radykalizm polityczny. Marksizm ,,naukowy" jest martwy. Marksowskie poczucie społecznej odpowiedzialności i umiłowanie wolności musi przetrwać.” Sposobem osiągnięcia celów jest „cząstkowa inżynieria społeczna”, realizowana w ustroju „demokratycznym”, w przy istnieniu „gospodarki rynkowej”. Brzmi znajomo?
Owo „przetrwanie” marksizmu zatroszczył się jego fanatyczny uczeń Soros. Uczeń zresztą wpływowy.

Zastępca sekretarza stanu USA Strob Talbott w wywiadzie dla Connie Bruck z tygodnika „New Yorker” powiedział, że USA starają się uzgodnić swe podejście do byłych krajów komunistycznych
"z Niemcami, Francją, Wielką Brytanią oraz z Georgem Sorosem". W sierpniu 1994 r. przed podkomisją bezpieczeństwa międzynarodowego, organizacji międzynarodowych oraz praw człowieka Izby Reprezentantów Kongresu USA, G. Soros proponował, aby jednym z głównych celów amerykańskiej polityki zagranicznej było tworzenie i zachowanie społeczeństw otwartych, a w wypadku byłego bloku sowieckiego miałby to być cel główny.
Szczególne zainteresowanie krajami postkomunistycznymi wynika z obawy, aby w procesie transformacji systemowej nie doszły do głosu zwalczane do tej pory tradycyjne wartości narodowe oraz chrześcijańskie, określane jako ksenofobia i fundamentalizm religijny.
„Grupa” mająca lokalnie wprowadzić neo-marksizm po nazwą „społeczeństwa otwartego to oczywiście dawny KSS ,,KOR", po przez swoje mutacje UD/UW, ze swoją propagandową tubą „Gazetą Wyborcza” , licznymi polityczno-towarzyskimi powiązaniami redaktora Adama Michnika, ze swym politycznym „Rasputinem” Bronisławem Geremkiem. Wszyscy „przypadkowo” pochodzenia żydowskiego. I tu nie będziemy zaskoczeni, że owa grupa z pojęciem „społeczeństwa otwartego” zetknęła się już w latach 60-tych XX w. na swoich konwentyklach rewizjonistów marksistowskich w PRL.
Ostatnio opinią publiczną w Polsce - ale już nie w Europie, wzburzyły huczne obchody 200-lecia urodzin Karola Marksa, celebrowane przez brukselskich prominentów. Skomentujemy ów fakt, parafrazując pewną frazę z PRL: „Marks tak, wypaczenia nie”.

Niedawno poznaliśmy kolejnego ucznia Marksa, nie-sowieckiego, trockistowskiego marksistę Altiero Spinelliego, którego "Manifest z Ventotene" (zwany też planem Spinellego) stał się podstawą Jednolitego Aktu Europejskiego z 1986 r. i Traktatu z Maastricht z 1992 r., które te akty likwidowały Wspólnoty Europejskie (gospodarcze) i ustanawiały Unię Europejską. Cel Spinelliego zawiera się w haśle „postęp przez federalizację”, a rocznica jego śmierci fetowana była przez prominentów brukselskich na włoskim lotniskowcu „Garibaldi”.
Zainteresowanych ewolucją marksizmu i jego licznymi gałęziami odsyłam do strony niezrównanego odkrywcy pana Krzysztofa Karonia, z jego wspaniałymi wykładami na: https://wiedzaspoleczna.pl . Właśnie on przypominał wczesne (i kluczowe) paryskie dzieło Karola Marksa „
Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne” z 1844, w której rozwijał m.in. teorię humanizmu socjalistycznego (marksizm humanistyczny). Ten opublikowany w 1932 r. (ujawniony dopiero w 1928) stał się podstawą do przekształcenia marksizmu ekonomicznego, w psychoanalityczny marksizm (anty)kulturowy. Rozwijał się on trochę na uboczu głównego nurtu marksizmu-leninizmu propagowanego przez czołgi Armii Czerwonej Józefa Stalina, ale to on ostatecznie pokonał Zachód.

Aby zamknąć klamrę wzajemnych powiązań owym odkrywczym wydaniem „młodego (paryskiego) Marksa” zajął się - nie kto inny jak Herbert Marcuse, niemiecko-amerykański filozof ideolog rewolty studenckiej 1968, socjolog marksistowski, przedstawiciel szkoły frankfurckiej z jej „teorią krytyczną” (kultura jako przestrzeń opresji i dominacji, postrzeganej jako niszczoną oraz niszczącą). Twórcy Nowej Lewicy, której Marcuse był ideologiem, nie bez racji ukuli hasło „Marks, Mao, Marcuse”. Dziwnym zbiegiem okoliczności Marcuse też był pochodzenia żydowskiego. I chyba już nie dziwi, że większość jego prac przetłumaczono i wydano w PRL.
Dla pełni wiedzy w 1930 r. Erich Fromm „przywiózł” z Berlina do frankfurckiego Instytutu Nauk Społecznych teorię „rewolucji seksualnej” Wilhelma Reicha, (ucznia Zygmunta Freuda). Fromm miał również duży udział w opracowaniu teorii „osobowości autorytarnej” (sadomasochistycznej). I on też był pochodzenia żydowskiego (jak Reich oraz Freud) i też jego książki wydano w PRL.
Teraz już widzicie Szanowni Czytelnicy, że transformacja to jedna wielka mistyfikacja. Zdziwieni? Oszukani? Przecież prawdziwa prawica pisała o tym, ale nie chcieliście słuchać, zajęci budowaniem swego dobrobytu. Przecież to Lenin po raz pierwszy nazwał urzędników „komisarzami”. Krzyczane przez narodowców hasło „Wczoraj Moskwa, dziś Bruksela” zawiera głębszy sens niż myślimy.