Mafia wózkarsko-policyjna czyli studentko nie pij piwa w pociągu!

0
0
/

Czym jest piwo w życiu studenta wie każdy. Szczególnie, jeśli spędził kilka lat w akademiku na osiedlu studenckim. A czy w czasie szczególnie nie lubianych ćwiczeń, czy arcynudnych wykładów również nie można wyskoczyć na jedno jasne, pełne? Dodajmy do tego niezliczone imprezy, zakończone wyjściem do klubów studenckich, górskie ferie z grzańcem w schronisku i wakacje z chłodzącymi się w jeziorze butelkami. Można więc dojść do wniosku, że napój ów jest całkowicie i absolutnie niezbędnym do funkcjonowania studenta i studentki. Co oczywiście jest prawdą. Niestety, czasami zamiłowanie do złotego nektaru może się źle skończyć. I nie mówię tu o groźbie przedawkowania. Żaliło mi się ostatnio korzystające z usług Polskich Kolei Państwowych dwudziestoletnie dziewczę z warszawskiej pedagogiki, że pomiędzy stacjami Warszawa Centralna, a Warszawa Zachodnia stała się ofiarą zmowy (cenowej), która ją kosztowała pięćdziesięciozłotowy mandat. Dokonała w końcu bardzo poważnego przestępstwa – siedząc w pustym przedziale, po całym tygodniu krwawicy w pracy i na uczelni piła piwo z puszki. Stronami zainteresowanymi w ukaraniu jej za przestępstwo okazali się do spółki wózkarz i dwaj policjanci. Jeżeli do przedstawicieli władzy nie mogła mieć większych pretensji, ponieważ tylko wykonywali swoje obowiązki, to sam wózkarz ma w owym zdarzeniu spory udział własny. Otóż nie wszyscy wiedzą, że ci pracownicy kolejowi prowadzą sami pokątną działalność gospodarczą, sprzedając „spod wózka” złocisty płyn. Liczą sobie za to po pięć złoty od puszki najtańszego piwa. Kierownicy pociągów patrzą na ten proceder z przymrużeniem oka. Nie jest to zresztą działalność gospodarcza na wielką skalę – przeważnie mają trzy, cztery półlitrowe puszki. I żalą się, że czasami przez dwa, trzy dni nie mogą owego zapasu sprzedać. Innym razem nie wystarcza to nawet na porządnego łyka spragnionych wycieczkowiczów. W końcu takie jest prawo rynku. Mimo to proceder kwitnie. Dlatego ruchomi przedstawiciele WARS-u niechętnie patrzą na spożywanie wniesionego do pociągu własnego alkoholu. I bardzo chętnie, przy każdej okazji tępi takowych Jasiów Wędrowniczków i Błędne Kasie. W przypadku wózkarza po prostu wykorzystał obecność policyjnego patrolu do wywarcia odpowiedniego wrażenia handlowego i doniósł na biedną, choć pracującą studentkę. Na szczęście policjanci okazali więcej zrozumienia i po początkowych groźbach po kobiecych łzach i obietnicach poprawy zeszli z 200 zł mandatu do 50. Legitymacja studencka poważnie w owych negocjacjach pomogła. Niestety funkcjonariusze pomimo usilnych starań nie dali się przekonać do udzielenia upomnienia i nie karania dziewczyny po kieszeni. Dochodząc do słusznego wniosku, że takie upomnienie odniesie o wiele mniejszy skutek wychowawczy. Dlatego pragnę przestrzec innych, zakochanych w smaku piwa studentów, żeby zwracali baczną uwagę na przedstawicieli prawa. W tej roli o wiele rzadziej można spotkać policjantów, niż pracowników Służby Ochrony Kolei. W dodatku ci pierwsi mogą czasami na taki incydent przymknąć oko, to ci drudzy już tak wyrozumiali nie są. Zwłaszcza, że przeważnie od wielu lat znają wózkarzy. A że publiczne picie piwa jest w Polsce wykroczeniem? Cóż jest to beznadziejnie głupie prawo – wystarczy spojrzeć jak do tego problemu podeszli mądrzejsi od nas (także i w tym aspekcie) Czesi. Problemem nie jest alkohol, tylko to jak (niektórzy) ludzie po tym alkoholu się zachowują, ale tego nasze (p)osły z Sejmu już zrozumieć nie potrafią.

Źródło: prawy.pl

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną