Muzyką wlać w serca wiarę i nadzieję

0
0
/

Z Robertem Grudniem, solistą Filharmonii Lubelskiej i kompozytorem, autorem Oratorium „Bóg Ciebie ochrzcił! Bóg dał Ci siłę!” rozmawia Anna Wiejak.

W grudniu odbył się finał Oratorium „Bóg Ciebie ochrzcił! Bóg dał Ci siłę!”. Do ilu miejsc w Polsce udało się do tego czasu dotrzeć?

Koncertów wszystkich było około czterdziestu, natomiast około trzydziestu w pełnym składzie, w moim zespole profesjonalnym - dziesięć koncertów zostało wykonanych przez szkoły w Polsce i domy kultury, które same w swoim zakresie wystawiły to Oratorium. Na przykład w szkole podstawowej nr 7 w Radomiu przy ul. Tybla, w Oratorium chór stanowili nauczyciele, z którymi robiliśmy próby, solistami byli uczniowie, natomiast narrację prowadził skład mieszany: nauczyciele i uczniowie. Wypadło to bardzo dobrze.

Starałem się tak napisać to Oratorium, co jest bardzo trudne, aby każdy z niego zaczerpnął coś dla siebie. Na pewno każdy, patrząc gdzieś z boku będzie to inaczej oceniał, ale chodzi mi o to, żebym jako człowiek wierzący dał rzeczywiście świadectwo, napisał dzieło, które zostanie, z którego można czerpać, z tego dziedzictwa chrześcijaństwa, nauczyć się o nim, albo sobie przypomnieć tę ważną historię - i też tak, aby mogli to wykonywać i profesjonaliści i amatorzy. Zostało ono tak zrobione - po konsultacji z Anią Drelą, która jest historykiem, dziennikarzem, z wieloma różnymi literatami, aktorami - że jeżeli dziecko przyjdzie na koncert, to żeby coś z tego Oratorium wyniosło. Kiedy przyjdzie mocno starszy człowiek – to też. Nie jest ono kierowane do określonej grupy ludzi, bo ochrzczeni jesteśmy wszyscy.

Sekretarz Episkopatu biskup Artur Miziński po koncercie wpisał do księgi pamiątkowej, że bardzo mu się to Oratorium podobało. W różnych miejscach różni biskupi uczestniczyli w tych koncertach, księża również, to też chcieliśmy, żeby to był kawałek historii Kościoła i żeby także dla nich miało to jakąś wartość, również patrząc od strony historyków.

To nie było łatwe, aby w stu minutach zawrzeć 1050 lat całej tej historii, ale udało się i co jest ważne, że dużo ludzi wszędzie na koncerty przychodziło, że bardzo ciekawi byli tej historii. Na przykład w Lublinie graliśmy dwa razy: wykonaliśmy koncert na inauguracji w Lublinie ogólnopolskich obchodów rocznicy Chrztu, w kwietniu, i popularność, z jaką się spotkaliśmy spowodowała, że wykonywaliśmy koncert raz jeszcze - powtórzenie było w sierpniu i podobnie przyszło dużo ludzi. A co było ciekawe, co w Lublinie mnie zaskoczyło: widziałem na tym koncercie, że kościół był wypełniony po brzegi, ale w większości wydawało mi się, że byli podobni ludzie, czyli jakby ludzie z kwietnia chcieli przyjść i jeszcze raz to samo przeżyć.

Jest głębia w tym Oratorium. Nie jest to napisane coś na temat Chrztu, ale zawarta historia państwa od 966 roku, stąd też nie mogliśmy w tym Oratorium pominąć najważniejszych twórców, jak choćby Adam Mickiewicz, Jan Kochanowski czy Juliusz Słowacki. Nie mogliśmy też nie nawiązać do najważniejszych kronikarzy, którzy spisywali historię Polski, jak Gal Anonim czy błogosławiony Wincenty Kadłubek, czy też nie dokonać odniesienia do największych świętych, do tego dziedzictwa naszego chrześcijaństwa, jak św. Stanisław, św. Wojciech, czy bardziej ci współcześni, prymas Stefan Wyszyński czy św. Jan Paweł II. Chcieliśmy też, żeby przez te wszystkie odniesienia i cofanie się mocno w datach, pokazać ludziom, że jesteśmy ochrzczeni, że mamy tą wielką nadzieję, że nadzieja jest zawsze najważniejsza. Chcieliśmy ludziom przekazać właśnie takie światełko. Cieszę się, że udało się zapanować nad tymi koncertami, że wytrwaliśmy od 17 kwietnia do 18 grudnia i że wykonywaliśmy to Oratorium w Polsce w miejscach bardzo ważnych, związanych z naszą polską historią, z naszym Kościołem.

Które miejsca odwiedziliście z Oratorium?

Na przykład w Sanktuarium na Świętym Krzyżu, w Górach Świętokrzyskich koło Kielc. Jest to najstarsze sanktuarium w Polsce, wybudowane było tysiąc lat temu, w 1006 roku. W Sanktuarium św. Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy, która jest taką ulubioną nie tylko na Śląsku, ale i w Polsce świętą. Byliśmy w Jędrzejowie u błogosławionego Wincentego Kadłubka, który tam mieszkał i tam spisywał dzieje. Także staraliśmy się też, aby niezależnie od kościołów odwiedzić miejsca związane z naszą historią.

Proszę mi zdradzić kulisy komponowania. Czy zdarzały się takie sytuacje, że łapał się Pan na tym, że w pewnym momencie ta praca przechodziła w modlitwę?

Ja jako człowiek wierzący od razu wyszedłem z takiego założenia: jestem solistą Filharmonii Lubelskiej, wiele dzieł różnych stworzyłem, takich cięższego kalibru, ale przystępując do Oratorium o Chrzcie Polski, wiedziałem, że wiara jest tutaj dla mnie najważniejsza i że danie świadectwa jako osoby wierzącej jest bardzo istotne, i że szukanie inspiracji będzie wtedy, kiedy rzeczywiście będę bardzo uczciwy. I muszę powiedzieć, że w pewnym momencie, jak pisałem Dobrawę i arię Mieszka, to nie było takie łatwe znaleźć te nuty, które by wplotły się w bardzo trudny tekst, bo Dobrawa opowiada o sobie całą historię niemal. To jest bardzo trudne w piosence, jakiejkolwiek by nie miała treści, opowiedzieć historię, żeby ludzie zrozumieli, jaka ta Dobrawa była, jaka jej była rola, jak to się wszystko potoczyło. Musieliśmy połączyć słowa, których nie dało się często zamienić, bo nie można było „Chrztu” zastąpić jakimś innym słowem, jeśli Mieszko ten Chrzest przyjął, i często te motywy, które dotyczyły historii, religijne, były bardzo istotne, więc z tymi nutami nie było tak łatwo, żeby je poukładać. Można było pójść na łatwiznę, manipulować tekstem, ale wtedy byśmy zaczęli zmieniać historię, a nam zależało, abyśmy byli autentyczni, jak ludzie wierzący czyli w oparciu o Prawdę i Dekalog.

Wiara dla nas jest podstawą, przestrzegamy Dekalogu, jesteśmy ludźmi wierzącymi, dajemy świadectwo i Prawda jest tutaj najważniejsza. Jeśli przyjdzie historyk, przyjdzie literat, przyjdzie ksiądz, przyjdzie młody student, przyjdzie dziecko i zapyta nas „Dlaczego?”, to my w tym Oratorium chcemy odpowiedzieć, jaka była ta nasza historia. I też chcieliśmy przez to nasze Oratorium „zarazić” tych, którzy po raz pierwszy przyszli do Kościoła, a należą do innych religii, żeby im pokazać, że nasz Kościół ma bogatą historię, bogate dziedzictwo i że ta nadzieja ludzi ochrzczonych jest bardzo istotna, że chcemy ją przekazać innym i zaprosić do naszego Kościoła katolickiego, aby zapoznali się i przeżyli to, co dla nas, katolików jest bardzo istotne.

Cieszę się, że w całej Polsce bardzo dużo ludzi przychodziło, że na koncerty przychodzą i dzieci. Rodzice bardzo często się chwalili, że dzięki temu, że to Oratorium powstało przyprowadzili na koncert do Kościoła swoje dzieci – bo zawsze koncerty są troszkę trudne – te dzieci nie są melomanami, ale jak tu mówił jeden z wójtów na Mazowszu: „Słuchaj, zawsze chodziłem z żoną na koncerty, a tym razem postanowiłem, że zabiorę swoje dzieci na to Oratorium. Może skorzystają, może coś wyniosą”. I później, po koncercie, mówi: „Wie pan, jestem bardzo zadowolony, bo jeden syn i drugi – a to było w Jedlińsku – powiedzieli „Wiesz tato, pół koncertu było fajne, a później już się nudziłem””. Także nawet dziecko trzy-, czy pięcioletnie coś z tego koncertu wyniosło. Zresztą takie było założenie, że każdemu ma się coś spodobać.

Jestem organizatorem wielu koncertów w całej Polsce, festiwali, współpracowałem z największymi artystami, więc mam doświadczenie. Daje to dużo emocji i oczywiście to, co mówię, to są też pewne założenia menadżerskie jako twórcy i artysty. Zresztą muszę powiedzieć, że po tylu koncertach Oratorium nie było na portalach społecznościowych jakichś negatywnych wpisów.

Co jest istotne, teraz to Oratorium nie będzie grane jako rocznica Chrztu, ale jako historia naszego państwa, historia Kościoła. Będzie ono wykonywane w całej Polsce. Już mamy zaproszenie do Jarocina, abyśmy je wykonali w okresie wielkopostnym, przed Świętami Wielkiej Nocy. Będziemy mieli koncerty m.in. w Krakowie, w Radomiu... Jest sporo tych zamówień. Cieszę się, że powoli to Oratorium wchodzi do kanonu różnych utworów klasycznych, które będą miały miejsce na festiwalach, także w instytucjach kulturalnych.

A co trzeba zrobić, żeby zaprosić Państwa z tym Oratorium do parafii, do domu kultury?

Jeżeli dzwonią organizatorzy ze szkół, czy z domów kultury i chcą to wykonać tylko i wyłącznie amatorsko, sami przygotować, to my udostępniamy taki scenariusz. To oczywiście jest wtedy wykonane w sposób bardziej amatorski, we własnym zakresie i wówczas nie ma jakichś znaczących kosztów. Natomiast jeżeli chcemy wykonać już profesjonalnie, to wiadomo, że musimy zaprosić wybitnych aktorów. W tym roku w naszym Oratorium wykonawcami byli m.in. Anna Seniuk, Olgierd Łukaszewicz, Jerzy Zelnik, Halina Łabonarska, czy aktor młodego pokolenia Maciej Zakościelny. Istotne jest też, czy chór mamy profesjonalny, który kosztuje, czy tylko chór amatorski.

Cieszę się, że niezależnie od tego, czy to Oratorium było wykonywane w sposób amatorski, czy profesjonalny, zawsze się w jakiś sposób udawało. Dla mnie jest to istotne, żeby w tym Oratorium udział brali różni ludzie – to co mieliśmy na koncercie w Warszawie – dzieci od 7-8 lat do osób, które miały 70 lat. Dodaje to emocji, bo inaczej studenci reagują, inaczej ludzie już troszkę starsi.

Poza tym dynamika jest zupełnie inna...

Tak.

Czy to Oratorium było pierwszym Pana utworem, w którym zdecydował się Pan złożyć świadectwo wiary, czy wcześniej były jeszcze jakieś?

Najczęściej pisałem utwory martyrologiczne czyli zajmowałem się tematami poważnymi, bo jestem wychowany przy Radomskim Czerwcu 1976 i pierwszą płytę, jaką nagrałem i utwory to była muzyka Radomskiego Czerwca 1976. Jak wszyscy się kłócili w Polsce na temat tej trudnej historii, to ja pomyślałem sobie, że jako artysta, będę poprzez muzykę opowiadał o tej historii i to się bardzo przyjęło. Później inaugurowałem wspólnie razem z Filharmonią Lubelską 70. oficjalne obchody rocznicy Rzezi Wołyńskiej w katedrze w Łucku – mój utwór je otwierał, Dolorosa Wołyń 1943.

W rocznicy Chrztu zawarte są tematy z całej mojej twórczości, bo ta rocznica Chrztu to nie tylko radość, to nie tylko nadzieja, ale często smutne karty, jak św. Stanisław, który został ścięty przez króla. W Oratorium pokazywaliśmy, że nie zawsze było łatwo, w naszej historii, ale żyjemy w czasach współczesnych i mamy nadzieję, że poprzez twórczość artystyczną będziemy mogli ludziom więcej przekazać.

A czy przewiduje Pan kontynuację Oratorium? Myślę tu również o historii Polski, ale w innym obszarze...

Jak się zrobi pierwsze takie większe dzieło, to wtedy jak człowiek chce coś napisać, wszyscy mówią „Aaa, na pewno nie potrafisz”. Jak coś wyjdzie, to nagle wszyscy mówią „Nie no, to fajne, chcielibyśmy, żeby coś takiego też napisać”. Po wykonaniu Oratorium zgłosił się do mnie od razu kustosz w bazylice w Trzebnicy, abym w następnym roku, kiedy jest rok jadwiżański, który się już rozpoczął 16 października – Rok św. Jadwigi Śląskiej, którą tak bardzo lubił Jan Paweł II i do której zawsze nawiązywał i mówił, że jest patronką wyboru Jana Pawła II na Stolicę Piotrową – żebym napisał właśnie takie Oratorium o św. Jadwidze Śląskiej. Zbieram już materiały. Tutaj mamy Anię Drelę, która zajmuje się scenariuszami, spisuje tą historię i łączy to wszystko poprzez słowo. To jest pierwsze zamówienie. Drugie zamówienie to Oratorium na stulecie kościoła Wszystkich Świętych w Starachowicach. Trzeba będzie podjąć temat, ale nie chciałbym, żeby było jak jest teraz u Krzysztofa Pendereckiego, który mówi: „Wie pan, kiedyś marzyłem o zamówieniach, a teraz tych zamówień mam za dużo. Jak sobie obliczyłem, to mi nie starczy życia żeby te oratoria napisać”, więc może lepiej, żeby mieć troszkę mniej... Ale cieszę się, że są takie propozycje różnych arii, utworów, że szkoły się zgłaszają, które chcą np. „Dobrawę” tylko, czy tylko „Mieszka” śpiewać. Ważne jest, aby tej muzyki i twórczości nie schować do szuflady, żeby ona nie skończyła artysty, bo czasami tak jest, że ktoś napisze superksiążkę, wyda superpłytę, a nikt tego nie kupuje, bo coś tam jest nie tak. Artysta jest zawsze zadowolony, jak przychodzą ludzie, jak ludzie dziękują. Nie gra się tylko i wyłącznie dla publiczności, ale gdyby kościoły nie były wypełnione, to na pewno byłoby nam smutno.

W tym wszystkim potrzeba pomocy przyjaciół. Artysta często jest samotnikiem, bo siedzi w domu, tworzy utwory, komponuje, musi się skupić, nie może tego robić w masie ludzi, w jakimś jarmarku. Potrzeba mieć przyjaciół, żeby dawali wsparcie w różnych kryzysach. Poza tym kogoś trzeba odebrać, podwieźć, przywieźć, pomóc od strony technicznej... Są przyjaciele, którzy mi pomagają i na których mogę zawsze liczyć – to jest dla mnie bardzo istotne.

Dziękuję za rozmowę.

Fot. Anna Wiejak

Artykuł ukazał się w lutowym numerze miesięcznika "Moja Rodzina"

Źródło: prawy.pl

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną