Potencjalni terroryści i tak wejdą do Polski


Islamiści to nie jedyny czynnik mogący pełnić rolę rozsadnika konfliktu w Polsce i Europie. Nieprzyjaciele naszego kraju mają niestety inne, realizowane równolegle plany awaryjne, by pogrążyć Polskę w chaosie. Przedstawimy Państwu, jakimi kanałami przedostaną się do naszego kraju, przy objętym obecnie politycznym kursie - nikt nie zdoła powstrzymać przeniknięcia terrorystów do Polski. Przedtem dokonamy zarysu polskiej sytuacji, która ma szansę stanowić tło ich działań.
Niezależnie - ile będziemy dywagować na temat obrzydliwości zachowań przeciwników naszego kraju, teraz i w przeszłości, mają oni nad współczesną Polską jedną przewagę. Wiedzą, że poważna polityka polega na osiąganiu pewności w realizacji swoich celów. Zmaksymalizowanie prawdopodobieństwa ich osiągania, to z kolei realizacja planowania alternatywnego. W konsekwencji przyjmowania planu A, B a gdy te oba nie wyjdą: C, etc. Niestety, w naszym „wesołym” kraju nie było przez 25 lat żadnej wizji polityki, rozwoju i zapewnienia bezpieczeństwa Polakom. I o ile współczesny rząd zaczyna mieć jakąkolwiek ich wizję, to jednak trudno dostrzegać cokolwiek, poza stawianiem na jedną kartę. Za karcianym stołem europejskim i światowym zasiadł po raz pierwszy polski gracz. Zajął miejsce marionetki, której działanie kosztowało - osłanianie ciemnych interesów polskich kacyków - przez potężnych zachodnich (i nie tylko) kontrahentów. Symbolem tego układu stał się złoty mercedes. Mamy więc w teorii postęp. Szkoda jednak, że brak neutralnej miny poważnego pokerzysty odsłania fakt, iż mimo wszystko można łatwo go ograć.
Audyt rządów PO, prócz wykrycia całej masy skandalicznych przekrętów i sposobów „dojenia Polaków” - był poważnym dowodem na coś jeszcze gorszego. Od prowadzenia gierek w zakresie wewnętrznego bezpieczeństwa społecznego, wbrew jego interesowi, po osłabienie zewnętrznej polskiej obronności. Przy czym, względem tego ostatniego - chodzi już nie tylko o degrengoladę polskiej armii (o czym społeczeństwo dowiadywało się już w drugim obiegu). Idzie o fakt, że armia i jej zdolności były unieruchamiane tak, by nawet ten skromny potencjał nie mógł zadziałać choćby demonstracyjnie. Pozbawiono nas nawet możliwości posiadania heroicznej legendy, jak ta z 1939 roku (Prawdopodobnie by nie wytwarzać pożywki dla niszczonej równocześnie tożsamości). Kto jednak wie, że walki w 1939 roku i dzieje polskiej emigracji, rządu londyńskiego - wcale nie musiały przybrać tak tragicznego obrotu - temu heroizm i legenda już nie wystarczą. Dlatego rozmiaru jeszcze większej zbrodni przybierają pookrągłostołowe układy uwłaszczania się na naiwności, a tym samym majątku obywateli.
Nie trzeba udowadniać, że na naszą współczesność rzutuje, w sposób aż nadto wyraźny II wojna światowa. Trudno, jako świadomy Polak-patriota, nie być rozmiłowanym w Polsce międzywojennej. Ta ostatnia pięła się wszak w kierunku sukcesu na wszystkich płaszczyznach, co zostało brutalnie zatrzymane. Wtedy, aż do wejścia sowietów 17 września 1939 r., wbrew komunistycznej propagandzie armia i państwo działały, pomimo niemieckiej przewagi. Działały do tego stopnia, że wielu ludzi z naszego pokolenia zastanawia się z bólem, „co byłoby – gdyby”. Wystarczy zobaczyć, ilu Polaków chce zmieniać losy II RP we wrześniu 1939 w grach komputerowych, ile razy dywagowano na ten temat (pomimo poprawności politycznej) w mediach i literaturze, ilu ludzi tęskni za polskim Lwowem i Wilnem, potencjałem przedwojennej polskiej nauki, licznych odkryć, wynalazków, także służących do walki. Współcześnie Polacy mają nadzieję, tak jak mieli ją przed wojną i w czasie jej trwania. Bardzo dobrze, ważne jednak, by nie kształtowała ona irracjonalnych postaw.
Nie będzie bowiem, wbrew pozorom patetycznym, lecz naturalistycznym stwierdzenie, że siły zewnętrzne: zabiły młode międzywojenne pisklę (państwo polskie), zanim zdołało rozwinąć skrzydła i zyskać potężne szpony. A uczyniły to, ponieważ w pewnym momencie okazało się, że rząd nie ma planów alternatywnych, że brak było założeń, iż zostaniemy sami, że dwustronne umowy z Anglią i Francją (prestiżowo dużo mocniejsze niż obecne natowskie) – nic nie dały. Trudno się powstrzymać od powiedzonek, tyczących się ewentualnej reakcji przyjaciół z Sojuszu Północnoatlantyckiego, „Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co zjeść”. Bo jak można być pewnym, że pomogą nam ci cynicy realizujący egoistyczne interesy, bądź społeczeństwa, gdzie komisarz policji przyodziewa damskie fatałaszki? Jak pomogą nam rządy - gdzie nie ma twardej reakcji na terrorystyczne zagrożenie wewnętrzne? Nie pomogli nawet ludzie starego wychowania z Anglii i Francji, w zdrowszych społeczeństwach u zarania wojny. Dlaczego? Ponieważ ich zdaniem się to nie opłacało (mylili się), a honor znaczył wtedy przecież więcej niż teraz.
Tymczasem główne założenia polskiej polityki opierają się tylko i wyłącznie na dywagacjach: Czy NATO zareaguje, lub czy Rosja byłaby zajęta Ukrainą? Tu pomysły się kończą. Jednak wielu nie chce widzieć prostej prawdy: Wrogów mamy więcej, a demokratyczny świat, prawa człowieka to ułuda, zaś zdanie: „Nigdy się nie poważą”, to szaleńcza mrzonka. Dobrze byłoby, aby nikt nie wybił jej nam krwawo z głowy. W Polsce, dzięki Opatrzności Boskiej i przegranych przez Platformę wyborach - nie uda się zdetonować walk wewnętrznych z setkami tysięcy islamskich imigrantów. To jednakowoż niestety tylko awaria kawałka planu złych ludzi (mogą go zastąpić zapasowym). Warto zaznaczyć, że nikt się nie pomylił, tak chodziło o setki tysięcy, najmniej. Bo przyjmowanie regularnych kwot zakładało również, iż Polska jest etnicznie jednolita, toteż może przyjmować więcej niż społeczeństwa zachodnie. I choć te ostatnie - nie prezentują się jako zbyt dzielne – to jednak wybuch walk z islamistami w Polsce nastąpiłby dość szybko.
Elementami mającymi wspomagać ten plan dywersji w naszym kraju - był szereg innych okoliczności. Zakładały one, nie tylko redukcję polskiej armii, obniżenie jej wartości bojowej, ale i wręcz uniemożliwienie jej działań. Przykładem jest produkcja sprzętu bez amunicji, czy wyprzedawanie kałasznikowów z magazynów, nie wspomnieć o ograniczonej możliwości posiadania broni przez obywateli. Do tego dochodzi usilne kształtowanie postawy społecznej, nawet już nie tyle pacyfistycznej, co wręcz wrogiej dla własnego państwa - wśród młodego pokolenia (na szczęście udało się to „tylko” częściowo: z jednej strony mamy kibiców, Marsz Niepodległości, z drugiej tę łamliwą młodzież, wychowaną w inkubatorach na Czerskiej). Postawy te zakładały, że skoro państwo nie działa, skoro Polaków oszukuje, skoro synonimem zarządzania przez państwo polskie jest bałagan, wszechwładność kasty wyższej, bieda, bezrobocie i nękanie obywateli przez urzędników - to brak państwa polskiego - wielu Polaków przyjmie z ulgą. Mówił o tym wielokrotnie Grzegorz Braun i traktowano go przez to, niczym szaleńca. Tymczasem u ludzi, na zachodnich ziemiach Polski nie raz można było spotkać postawę, iż „jak Niemiec przyjdzie nierząd się skończy i będzie porządek”. Na tym samym nawozie udało się Jerzemu Gorzelikowi na Śląsku wyhodować swój ruch.
Islamiści i krwawe rzezie, których dokonywaliby w imię Allaha, wraz z zaledwie zasygnalizowanym powyżej tłem (które stanowi wierzchołek góry lodowej) - byłaby to mieszanka wybuchowa. Psychika ludzka poddana takim próbom zmienia się nie do poznania. Tym samym akceptuje różne następstwa, w stanie wyższej konieczności, których nie zaakceptowałaby w normalnych okolicznościach. Należy zatem zadać przewrotne pytanie: Czy Polacy brutalnie mordowani przez islamistów nie zaakceptowaliby idącej na pomoc armii niemieckiej albo rosyjskiej? Część z tego niebezpieczeństwa została zażegnana dzięki decyzjom rządu PiS, z całą resztą będzie on musiał jeszcze długo walczyć. Wrogom Polski nie zadziałała - jakkolwiek - tylko część planu. Zastanówmy się jednak chwilkę. Czy leniwie toczona na wschodniej Ukrainie wojna - może być taką samą przyczyną emigracji ukraińskiej do Polski - jak wojna na Bliskim Wschodzie stanowiła dodatkowy impuls do masowych migracji islamskich na teren Europy? Skoro obserwujemy, że w islamskiej migracji biorą udział przeważnie młodzi mężczyźni, których motywuje bardziej czynnik ekonomiczny niż wojenny, to czy ten sam zespół czynników nie może przywiać więcej Ukraińców do Polski? Może i sami w sobie Ukraińcy nie byliby szkodliwi. Jednak i mieszkańcy państw islamskich, bez umożliwienia wyrośnięcia tam radykalnych nurtów, których zwolennicy mordują ludzi - jeszcze do niedawna - nie byli uznawani przez polskie społeczeństwo za potencjalne zagrożenie.
Zastanówmy się nad połączeniem - występujących już - pewnych czynników w przyszłości. Obecnie, na terenie Polski pracuje ok. miliona ukraińskich imigrantów ekonomicznych. Część z nich jest absolutnie nieświadoma istnienia jakiejkolwiek antypolskiej ideologii, jaką jest neobanderyzm. Część Polaków natomiast - analogicznie, kojarzy go jedynie z przeszłością i ludobójstwem dokonanym przez OUN-UPA. Jednak, w tym samym czasie, w państwie ukraińskim, w coraz szerszym zakresie - uczy się tej ideologii i kultu morderców ukraińską młodzież. To może wydać się początkowo „jedynie” niepokojące. Gdy weźmiemy pod uwagę całą resztę faktów, wkrótce postrzeganie rzeczywistości zmieni się w zatrważające. Sędziwi członkowie zbrodniczej organizacji przyjmowani są na ukraińskich salonach. Ukraiński parlament uczcił kata powstania warszawskiego Petra Diaczenkę. Istnieją w walczącej Armii Ukraińskiej, legalnie pododdziały im. Oskara Dierlewangera, jeszcze bardziej krwawo mordującego polskich cywilów w czasie powstania.
Prezydent Poroszenko publicznie cytuje fragmenty twórczości Dmytro Doncowa, autora „ukraińskiego Mein Kampf”. Regularnie odbywają się na Ukrainie nacjonalistyczne marsze i wszyscy czołowi politycy musieli publicznie pochwalić morderców Polaków z UPA. W szkołach ukraińskich, na ich cześć organizowane są akademie. Ukraiński kościół greckokatolicki, także wśród duchownych i wiernych rozplenia pozytywne postrzeganie ludobójców. To znacznie gorszy kościół, niż ten greckokatolicki, który w większości ignorował banderowskie zbrodnie na Polakach w II Wojnie światowej. Sprzeciwiał się im sporadycznie, a jednocześnie wielu duchownych brało w tych zbrodniach aktywny udział. Obecnie masowo upamiętnia się 14 Dywizję Grenadierów SS zwaną także „SS Galizien”. Dozwala się na oplakatowanie miast jej wizerunkami i symbolami, billboardami, a także honorowe pogrzeby weteranów ze strzelającymi rekonstruktorami w mundurach SS z trupimi czaszkami. Fascynacja nazizmem w ukraińskich oddziałach, walczących na froncie, tak jak w rosyjskich fascynacja sowietyzmem - jest oczywista.
W naszym kraju, każda uwaga, że także Ukraina, która podlega procesowi banderyzacji - mogłaby stać się polskim przeciwnikiem - jest bagatelizowana. Ewentualnie – wszystkich, którzy o tym mówią wrzuca się do jednego worka z rosyjską propagandą, która istnieje i z tej sytuacji korzysta, a jakże. Czy jednak sowiecki plakat zagrzewający czerwonoarmistów do boju, przedstawiający małą dziewczynkę za drutami obozu koncentracyjnego, wołającą „Pomocy” - kłamał? Nie. Czy to oznaczało że we wszystkich innych sowieci też nie kłamali? Nie. Sęk w tym, że tę machinę ukraińskiego nacjonalizmu pomagamy nakręcać swym milczeniem, w celu wykorzystania go przeciw Rosji. Dajemy wciągać Ukraińców w ten neonazistowski walec. Jak na paradoks – Rosja, dzięki temu wychowuje sobie w Polsce całe zastępy zwolenników polsko-rosyjskiego sojuszu i dostanie pretekst do interwencji - jak tylko nacjonaliści ukraińscy „się rozkręcą”. A „rozkręcą się” na pewno, gdy sprawy będą szły tak jak idą. Już w tym momencie dokonują „prania mózgu”, zwykłym, Bogu ducha winnym Ukraińcom, na co wskazują rosnące błyskawicznie statystyki postrzegania członków ludobójczej UPA za bohaterów.
Weźmy pod uwagę, że w mediach, raz po raz - pojawiają się informacje o poglądach na przyjmowanie do Polski setek tysięcy, czy milionów (dosłownie) Ukraińców - zamiast islamistów. Wtedy może pojawić się u nas odruch poczucia ulgi. Przyjmowanie podobnych do nas (w porównaniu z islamistami) nie tylko fizycznie, ale kulturowo Ukraińców wydaje się w teorii dobrą alternatywą. Część Polaków, tyko by za to podziękowała. Inną sprawą jest jednak fakt - czy w ogóle musimy się przed kimś usprawiedliwiać, że kogokolwiek przyjęliśmy, albo nie? Czy zatem jesteśmy suwerennym państwem? Gdy się, pomimo wszystko weźmie pod uwagę: jaki strach przed rozzłoszczeniem „Ukraińców” (naprawdę nacjonalistów ukraińskich) targał od lat naszymi politykami - powoli zarysuje się nam obraz podobny do tego - jak nie chce się urażać islamistów na zachodzie. Milion Ukraińców pracujących w Polsce potrafi najwyraźniej stanowić języczek u wagi. Co jednak zrobić - jeśli MSW, wraz ze Związkiem Pracodawców i Przedsiębiorców Polskich zorganizował konferencję, na której poinformowali, że zamierzają zaprosić ich kilka milionów?
Wtedy w Polsce stworzą się polsko–ukraińskie proporcje etniczne, dosłownie jak przed II wojną światową. Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że przed jej rozpoczęciem - większość Ukraińców, wbrew nacjonalistycznej propagandzie ukraińskiej była bierna wobec Polskiej państwowości. Ani ją ona „ziębiła ani parzyła”. Jednak początkowo - niewielka grupka terrorystów - wystarczyła, by stworzyli ruch nacjonalistyczny. Po rozpoczęciu wojny na terenie, zaledwie małej części Polski, pomimo garnizonów niemieckich i częściowego oporu polskiego podziemia - zdołali okrutnie wymordować 135 tysięcy polskich cywilów (w większości kobiet i dzieci). Różnica świadcząca niestety na niekorzyść czasów dzisiejszych - jest taka, że ukraińscy terroryści destabilizujący (stale dokonywali zamachów) nasz kraj musieli być (jak to zwykle bywa) wspierani przez wywiady państw zewnętrznych. Nie mieli jednak swojego państwa, które mogłoby otwarcie wtłaczać do głów ich ideologię. Dziś już, jak wykazano wyżej - po raz pierwszy posiadają państwo na własne usługi. I co gorsza nie pozbyli się pretensji terytorialnych. Chcą, już „wyzwoliwszy” Lwów i Tarnopol (jakkolwiek by to nie zabrzmiało) - wyzwolić Przemyśl i Chełm. A to w koncepcji minimum.
Mapa Ukrainy, z Przemyślem i Chełmem pojawiła się ostatnio w formie ikonki, podczas próbnych występów Jamali, która wygrała później Eurowizję. Żądania korekt granicy wystosowano nawet, kiedy parlament ukraiński nie miał tak radykalnego składu jak dziś. Chodzi o 2003 rok, gdy grupa deputowanych ukraińskich wypowiedziała je pod adresem delegacji polskich profesorów. We Lwowie zorganizowano kilka lat później wiec, gdzie otwarcie apelowano, by przyłączyć „ukraińskie” ziemie do Polski. Powiedział to, bez ogródek, w wywiadzie dla Rzeczpospolitej - przedstawiciel Prawego Sektora Andrij Tarasenko. Później, w polskiej prasie zdementowano to, a następnie na ukraińskich stronach dano dementi dla tegoż dementi [Sic!]. Polaków trzeba było trochę uspokoić. Przykładów na pretensje terytorialne ze strony ukraińskich nacjonalistów można by mnożyć. Faktem jest też rosnący stan posiadania nieruchomości ukraińskich w Polsce. W samym Przemyślu jest to kilkanaście budynków, o większych miastach nie wspomnieć. Wziąć też należy pod uwagę, że władze, tak polskie, jak i ukraińskie - mają doskonałą wiedzę o podrabianiu świadczących o polskości dokumentów na Ukrainie, po to by dostać Kartę Polaka. Publicznie potwierdzono to na posiedzeniach Komisji i Zespołu ds. Kresów poświęconych nowelizacji ustawy o niej.
Nie tylko jednak nic nie zrobiono, w kierunku choćby zmniejszenia tego procederu (ponoć się nie da...), ale i zliberalizowano przepisy tak, że Ukraińcy z Kartą Polaka mogą swobodnie dostać obywatelstwo. I nie byłoby to takie złe, gdyby polskie władze starały się tępić nacjonalizm ukraiński. Tak, by nie wpływał na zwykłych Ukraińców, którzy po prostu chcą zarobić i utrzymać rodziny. To się jednak nie dzieje i banderyzacja Ukraińców - praktycznie, poza symbolicznymi wyjątkami (odebranie Karty Polaka studentom ukraińskim fotografującym się z flagą banderowską) nie znajduje oporu. Nacjonalizm ukraiński - to programowa nienawiść do wszystkiego co polskie. Jeśli ktoś zdziwił się, że Unia Europejska czy Amerykanie przymykali nań oko, pomimo wojującej lewicowości może się domyślić, że był hodowany specjalnie, tak jak ISIS. Wbrew pozorom także i Rosja zwalczała go tylko pokazowo, nawet nie na pół gwizdka, by o inspiracjach niemieckich nie wspomnieć. O rozwój ukraińskiego nacjonalizmu dbał „ukraiński patriota” George Soros. W Polsce - dość ciekawą politykę uprawiała wobec nacjonalizmu ukraińskiego Fundacja Batorego.
Nacjonaliści ukraińscy są niestety tym „back up'em”, który po niepowodzeniu wprowadzenia do naszego kraju islamistów - może stanowić czynnik destabilizujący. Hodowani są głównie dla potrzeb pogrywania z Polską, bo dla Rosji, prócz minusów mają także spore plusy. Jedną z dwóch różnic między terrorystami islamskimi, a nacjonalistycznymi ukraińskimi jest dla państwa polskiego taka, że miało już z nimi doświadczenia w Międzywojniu (W jednym z licznych zamachów zginął nawet przedwojenny minister spraw wewnętrznych Bronisław Pieracki). Zakończyła ostatecznie problem dopiero operacja „Wisła” i likwidacja skupisk żywiołu ukraińskiego, jako bazy dla terroryzmu - poprzez rozsiedlenie (wcześniej także wysiedlenie w ramach wymian ludności) i zerwanie sieci konspiracyjnych. Jednak ten efekt jednolitości etnicznej, która była jedynym chyba plusem PRL (pod względem choćby usunięcia terroryzmu nacjonalistów ukraińskich) właśnie się cofa. Drugą różnicą jest fakt, że nacjonaliści ukraińscy są podobni do Polaków, łatwiej im wtapiać się w tłum i lepiej będą znać język polski. Napływowa ludność ukraińska - sama w sobie jest niewinna, ale zarażona ludobójczym nacjonalizmem stanowiłaby dla Polaków śmiertelne niebezpieczeństwo. Nacjonalizm ukraiński jest najgorszym ze sposobów na zapobieżenie jej asymilacji (przed którą każda mniejszość ma prawo się bronić), ponieważ posiłkuje się głównie nienawiścią.
W ostatnim czasie miały miejsce na granicy polsko-ukraińskiej dość dziwne wypadki, teoretycznie związane z przemytem. Przemierzono granicę dzięki dronowi, a także po polskiej stronie wylądował samolot, wykryty tylko dlatego, że zauważył go jeden z mieszkańców i zgłosił straży granicznej. Ta ostatnia jest zresztą bardzo słabo wyposażona w broń, podczas gdy liczne bandy na Ukrainie, dzięki wojnie - są uzbrojone znacznie lepiej, często w broń automatyczną. Choć w obu wymienionych przypadkach cele nielegalnego przekroczenia granicy były przemytnicze, nie jest wcale pewne, że pod pretekstem przemytu nie sprawdzano możliwości polskich służb mundurowych i niemundurowych. Ktoś może tłumaczyć sobie, że Ukraina jest zajęta wojną na wschodzie, więc niemożliwe by była zainteresowana w najbliższej przyszłości konfliktem z Polską. Jednak niech odpowie na proste pytania: Po co było nacjonalistom ukraińskim brutalne wymordowanie 135 tysięcy cywilów (w większości kobiet i dzieci), kiedy nadchodził front sowiecki? Ba, po co kontynuacja rzezi na Polakach, gdy sowieci już weszli i UPA ścigali? Po co w ogóle otwieranie irracjonalnego frontu, gdy nadchodzi potężniejszy przeciwnik? Po co Ukrainie, która walczy na wschodzie, publikacja rewizjonistycznych (pod adresem, nie tylko Rosji, ale i Polski) map przez ukraiński MSZ czy ozdobienie nimi występu Jamali?
Czy wojna, która toczy się obecnie na wschodzie nie jest leniwą „dziwną wojną”? Czy nacjonalizm ukraiński nie jest w ostatecznym rachunku na korzyść Rosji? Czy jeśli umęczeni barbarzyńskim ludobójstwem banderowskim Polacy w latach 1943-44 czekali, by ktokolwiek przyszedł na pomoc - nawet Rosjanie - sytuacja nie może się powtórzyć, tak względem Niemców jak i Rosjan? Gdzie i kiedy Polacy wstępowali ochotniczo do niemieckich formacji policyjnych w czasie II wojny światowej i do Istriebitielnych Batalionów NKWD? Właśnie w sytuacji horroru, zagrożenia życia swojego i rodziny ze strony UPA. Takie zagrożenie, to nie lada argument przetasowujący całą sytuację. Nie trzeba koniecznie islamistów, by ten efekt uzyskać, a nacjonaliści ukraińscy nie raz swoimi rękoma realizowali w Polsce cele sowieckie i niemieckie. Zresztą sowiecki wywiad na tyle ich penetrował, a niemiecki szefował bezpośrednio, że trudno nie traktować ich jako marionetki państw ościennych. Jest dosyć zabawnym, że to właśnie oni (często za pomocą swoich polskich przyjaciół) zarzucają odkrywającym ich cele - działanie na rzecz tych samych sił zewnętrznych, którym służyli i nadal służą.
Źródło: prawy.pl