
Gdy w kwietniu 1945 roku Joe Rosenthal zrobił zdjęcie sześciu marines wbijających maszt na górze Suribachi, nikt nie mógł się spodziewać, że fotografia może diametralnie odmienić życie siedmiu ludzi.
Jak się później okazało, obraz uwieczniony na kliszy stał się symbolem odwagi i heroizmu amerykańskich żołnierzy walczących w „krwawej wojnie o Pacyfik”.
Banzai po amerykańsku
Wiosną 1945 roku II wojna światowa dobiegała końca. Ostatnią sceną działań zbrojnych były wyspy Pacyfiku, naszpikowane wiernymi cesarzowi oddziałami weteranów japońskich.
Amerykańskie dowództwo zastosowało strategię „żabich skoków” w celu odbicia wysp znajdujących się na drodze do Cesarstwa Japonii. Guadalcanal, Peleliu, Tarawa były świadkami okrucieństw wojennych, nieustającej walki żołnierzy z chorobami tropikalnymi i psychicznymi. Jest jednak wyspa, która całkowicie przyćmiła złą sławę pozostałych. Iwo Jima przez wielu nazywana jest amerykańskim cmentarzem II wojny światowej. Skrawek ziemi liczący zaledwie 23 km2 był miejscem ciężkich starć, które pochłonęły 30 tys. istnień ludzkich. Wyspa stała się dla Japończyków miejscem świętym.
Po pierwsze, sam cesarz rozkazał za wszelką cenę utrzymać wyspę. Iwo Jima była też ostatnim bastionem chroniącym kraj kwitnącej wiśni przed amerykańską inwazją. Żołnierze japońscy, już za życia ogłoszeni bohaterami narodowymi, zdawali sobie sprawę z misji, którą musieli wypełnić. Pomimo miażdżącej przewagi liczebnej aliantów, w stosunku 5:1, obrońcy nie poddali się i walczyli do końca, już nie tylko o piasek i skałę, ale także o własny honor. Dowództwo amerykańskie, widząc zaciekłość i opór armii cesarskiej zdało sobie sprawę, że zdobycie wyspy przyniesie także korzyści ideologiczne, które można by wykorzystać w celach propagandowych. Do walki „rzucono” 110 tys. żołnierzy piechoty morskiej, którzy musieli zdobyć wyspę, walcząc z wrogiem ukrytym pod ziemią. Po ciężkich walkach wyspę zdobyto, a zatknięcie słynnej flagi powiewającej na szczycie góry Suribachi, oznaczało klęskę Japonii oraz dominację armii amerykańskiej na wodach Pacyfiku. Jednak dla niektórych zdjęcie przedstawiało zupełnie inną wartość.
Siła fotografii
Gdyby konkurs World Press Foto „wystartował” dekadę wcześniej, to z całą pewnością Joe Rosenthal zdobyłby pierwsze miejsce. Zdjęcie zrobione przez pracownika agenci Associated Press, stało się „papierowym” pomnikiem historii, ukazującym heroizm i poświęcenie żołnierzy 2 korpusu piechoty morskiej.
Rosenthal przybył na wyspę 23 lutego 1945 roku. Jako pracownik AP miał zadanie fotografować poczynania armii, zarówno podczas walk jak i po ich zakończeniu. Kiedy wysiadł na plaży, od razu swoje kroki skierował w stronę zwykłych żołnierzy, którzy chętnie pozowali do zdjęć. Od nich dowiedział się, że przy pierwszej zatkniętej fladze stacjonuje oddział, więc można bezpiecznie wejść na szczyt. Uznał to za okazję do zrobienia ciekawych zdjęć, ponieważ z góry roztaczała się panorama na całą okolicę.
Wchodząc na szczyt, zapewne nie zdawał sobie sprawy, że wykona tam fotografię, która stanie się najczęściej kopiowaną w historii. Gdy dotarł na miejsce, grupa marines podmieniała flagi, ponieważ pierwsza z nich miała trafić do dowództwa kompanii. Była to okazja, na którą Rosenthal czekał.
Sześciu chłopaków: Ira Hayes, Franklin Sousley, Michael Strank, John Bradley, Rene Gagnon i Harlon Block podnosili metalowy maszt, na którego szczycie powiewała wielka amerykańska flaga. Rosenthal prawie przeoczyłby ten fakt i z braku czasu na wykadrowanie, zrobił zdjęcie nie używając wizjera.
Fotograf uznał zdjęcie za mało udane, ale ze względu na zobowiązania wobec firmy, wysłał je na Guam do Johna Bodkina, łącznika reportera z centralą w Nowym Jorku. Zdjęcie wywołało euforię w siedzibie AP i już w tym samy dniu zostało przedrukowane przez setki gazet w całych Stanach Zjednoczonych.
Również społeczeństwu amerykańskiemu udzielił się entuzjazm pracowników agencji, które uznało zdjęcie za symbol bezwarunkowego poświęcenia żołnierzy. Amerykanie potrzebowali symbolu świadczącego o sensowności wojny, która pochłaniała miliardy ze skarbu państwa. Uwieczniony obraz zaczęto wykorzystywać do celów propagandowych, używając go na znaczkach pocztowych i plakatach filmowych. Rząd amerykański rozkazał sprowadzić do kraju żołnierzy znajdujących się na fotografii, by ci jeżdżąc po kraju zachęcali obywateli do zakupu obligacji wojennych.
Sprowadzono ich niezwłocznie, młodych, ale już doświadczonych trudami walk. Wyrwano ich z wiru wojny, który stał się dla nich całym życiem. Teraz mieli zdobywać pieniądze, by zapewnić zaopatrzenie swoim kolegom. Byli dobrymi żołnierzami, jakich pełno w wojnie na Pacyfiku. Nie rozumieli dlaczego zdjęcie spowodowało taki entuzjazm w kraju. Dla nich, prostych chłopaków zdjęcie było tylko pamiątką z wojny, przedstawiające codzienny trud na polu walki. Dla milionów ta ujęta chwila na filmie aparatu, stała się symbolem narodowym. Była świadectwem poświęcenia żołnierzy dla ojczyzny.
Autorowi udało się w jednym zdjęciu pokazać prawdziwość wojny. Jedno ujęcie ukazywało trud i wysiłek, rozpacz i radość, współpracę i zrozumienie. Zdjęcie wywoływało skrajne emocje, zapewne podobne do tych, których doświadczyli żołnierze. Wielu zastanawia się dzisiaj dlaczego pomimo setek wykonanych zdjęć na polu walki, zdjęcie 6 marines stało się światowym bestsellerem. Odpowiedź jest prosta. Flaga! Na zdjęciu ukazano flagę Stanów Zjednoczonych Ameryki. W kraju tym flaga jest rzeczą świętą, jako jeden z symboli narodowych. Żołnierze umieszczając ją na maszcie, stali się obrońcami amerykańskiej dumy. Także poza w jakiej są ukazani, przywołuje na myśl grupę przyjaciół, którzy wspólnymi siłami dokonują heroicznego czynu. Właśnie te akcenty stanowią o sukcesie zdjęcia. Pomimo, że nie widać twarzy żadnego z żołnierzy, co nadaje zdjęciu aurę tajemniczości, każdy z nich na trwałe wpisał się na karty historii.
Skromni bohaterzy
„Sztandar nad Iwo Jimą” dla milionów jest historycznym zdjęciem. Obraz na filmie jest poruszający. Wiele osób nie zna jednak historii postaci ujętych przez Rosenthala. Kim byli, skąd pochodzili, jak zdjęcie zmieniło ich życie? Rzadko zadajemy sobie to pytanie, a przecież powinno nam zależeć na poznaniu tych chłopaków. Znając ich losy, całkowicie zrozumiemy to co zdjęcie ma nam do powiedzenia.
Każdy z nich był inny. Harlon Block urodził się w Yorktown w Texasie. Uczęszczał do prywatnej szkoły Adwentystów dnia siódmego. Kariera futbolisty w Weslaco Panther Team sprawiła, że zawsze pomagał kolegom z kompanii. Pamiętał z boiska co oznaczała praca zespołowa. Dowódcy chwalili go za sumienność i odwagę. Zginął osiem dni po umieszczeniu flagi. Został pochowany w rodzinnym mieście.
Michael Strank był Słowakiem. Po przeprowadzce rodziny do Ameryki, rozpoczął naukę w szkole publicznej w Franklin Borough. W roku 1937 ukończył szkołę i wstąpił do rezerwowych oddziałów wojskowych, gdzie nabrał podstawowego doświadczenia militarnego. Podczas walk na Pacyfiku Strank wykazał się walecznością, za co został mianowany na stopień sierżanta. Zginął w marcu 1945 roku. Spoczywa na cmentarzu w Arlington.
Ostatni z sześciu marines, który nie przeżył wojny to Franklin Sousley. Pochodził z Hill Top w Kentucky. Do roku 1943 pracował w fabryce. Wstąpił od Marines dopiero w roku 44. Zginął od kuli japońskiego snajpera 21 marca 1945 r. Jego ciało pochowano na cmentarzu w Fleming County w Kentucky.
Najbardziej charyzmatycznym z całej szóstki był Ira Hayes. Pochodził z plemienia Indian Pima, którego rezerwat mieścił się w stanie Arizona. W sierpniu 1942 roku wstąpił do korpusu marines. Był świetnym żołnierzem, bardzo odważnym, czasem nawet szalonym. Zawsze wspomagał towarzyszy broni. Po powrocie do kraju wszędzie mówił, że prawdziwi bohaterowie polegli na piaskach Iwo Jimy. Nie radząc sobie ze sławą i powojennym powrotem do normalnego życia, popadł w alkoholizm i zmarł w roku 1955. Jego ciało również pochowano na cmentarzu w Arlington.
Jedyną osobą, która wykorzystała sławę jaką przyniosło zdjęcie był Rene Gagnon. Pochodził z miasta Manchester w stanie New Hampshire. Po wojnie stał się gwiazdą, jeżdżąc po całym kraju opowiadał o losach szóstki ze zdjęcia. Wystąpił także w dwóch filmach. W rządowym dokumencie pokazującym historię ustawienia flagi na wyspie, a także w hollywoodzkiej produkcji „Piaski Iwo Jimy” u boku Johnego Wayne'a. Zmarł w roku 1979. Został pochowany w rodzinnym mieście.
Ostatnią postacią ze zdjęcia jest John Bradley. Za namową ojca wstąpił do Korpusu Szpitalnego Marynarki Wojennej, by w ten sposób nie brać udziału w walkach na pierwszej linii. Wysłano go jednak na szkolenie dla sanitariuszy mających leczyć rannych na polu walki. Dzięki temu znalazł się 23 lutego 1945 na szczycie Suribachi. Brał udział w zatknięciu dwóch flag na najwyższym szczycie Iwo Jimy. Po wojnie osiadł w rodzinnym Antigo, gdzie zmarł w roku 1994.
Syn Johna Bradley'a, James Bradley napisał książkę „Sztandar chwały” ,w której opisał wszystkich bohaterów słynnej fotografii. Książka stała się podstawą do nakręcenia przez Clinta Eastwooda filmu o tym samym tytule.
Bohaterstwo ma swój czas
O bohaterach pamiętano do roku 1954, kiedy to Felix Weldon wyrzeźbił na podstawie zdjęcia pomnik pamięci Korpusu Piechoty Morskiej, który postawiono w pobliżu Narodowego Cmentarza w Arlington. Parę lat po tym wydarzeniu pamięć o szóstce zaniknęła. Zdjęcie nadal krążyło po domach, muzeach, wystawach, jednak żaden z byłych marines nie był już zapraszany na oficjalne wydarzenia państwowe. Czytając ich wspomnienia wiemy, że nie chcieli zostać bohaterami. Jeden z nich pisał: „nie chcieliśmy stać się sławni. Byliśmy po prostu w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. To wszystko. Równie dobrze na Naszym miejscu mógł stać ktoś inny”. Autor zdjęcia też nie miał łatwego życia. Środowisko dziennikarskie oskarżyło go o upozorowanie całej sceny i do końca życia przypominano mu o tym.
Jedna fotografia, z flagą na metalowym słupie i sześciu mężczyzn potrafiło sprawić, że Amerykanie wygrali wojnę. Po ukazaniu się zdjęcia wszyscy obywatele ruszyli, by kupować obligacje wojenne, co na nowo ożywiło nadwyrężoną gospodarkę państwa. Ludzie jednak szybko zapominają o bohaterach, są oni tylko żywi na kartach papieru.
Spoglądając na zdjęcie często myślimy: znam tych ludzi, to byli dobrzy żołnierze. Lecz po chwili zdajemy sobie sprawę, że wcale ich nie znamy, po prostu znana fotografia sprawiła, że sześciu marines stało się niemymi bohaterami. Bohaterami, którzy chcą coś powiedzieć światu, lecz nie mogą. W zasadzie nie muszą. Fotografia wyraziła całą ekspresję przekazu, a ich postury po prostu to podkreślają.
Fot. Wikipedia