Michalkiewicz: Plecak – i na Zaleszczyki! (FELIETON)

W związku z ruską prowokacją, polegającą na puszczeniu na nasz nieszczęśliwy kraj 19 dronów-wabików, nastąpił skokowy wzrost nastrojów wojowniczych, zwłaszcza wśród naszych Umiłowanych Przywódców, no i wyższych oficerów naszej niezwyciężonej armii. Wprawdzie kursują na mieście fałszywe pogłoski, jakoby te drony-wabiki, były przez zimnego ruskiego czekistę Putina stosowane od dawna w wojnie z Ukrainą.
Ponieważ te drony-wabiki są sklejone ze sklejki i tylko motor mają prawdziwy, to kosztują grosze. Ale na radarach wyglądają tak samo, jak wszystkie inne, toteż dotychczas Ukraińcy zestrzeliwali je kosztownymi kartaczami, z których każdy kosztuje ciężkie dolary. Aliści w nocy z 9 na 10 września, kiedy u nas połowa naszego umęczonego narodu przygotowywała się do uroczystych obchodów kolejnej miesięcznicy smoleńskiej, a druga połowa uparła się tej pierwszej przeszkadzać, Ukraińcy postanowili nie strzelać do dronów-wabików, tylko zwyczajnie je przepuścili. Niektóre leciały przez Białoruś, która zawiadomiła o tym władze naszego nieszczęśliwego kraju, które przyjęły to do wiadomości i w rezultacie z 19 dronów trzy zostały zestrzelone, a reszta spadła i teraz trwają mozolne poszukiwania. Oczywiście w tych fałszywych pogłoskach nie ma ani słowa prawdy tym bardziej że obywatel Tusk Donald, któremu jak zawsze w takich sprawach basuje Naczelnik Państwa Kaczyński Jarosław, przestrzegł przed kolportowaniem ruskiej dezinformacji, bo z każdym, kto się tej myślozbrodni dopuści, będzie brzydka sprawa. Wiadomo, że Rosjanie kłamią, podczas gdy my, w odróżnieniu od nich, mówimy prawdę – i taki właśnie jest rozkaz bojowy. Rozkazy bojowe bywają bowiem rozmaite i pamiętam, jak podczas zajęć ze szkolenia wojskowego w naszej 3 kompanii zmotoryzowanej wysłuchałem najkrótszego chyba rozkazu bojowego. Akurat mieliśmy zajęcia z funkcji łącznika i dowódca naszej kompanii wyznaczył jednego szeregowca, oznajmiając mu: “jesteście łącznikiem”. Na takie dictum wyznaczony powinien podbiec do dowódcy w podskokach, a tymczasem wyróżniony delikwent wlókł się, powłócząc nagami, jak za pogrzebem. Zirytowało to dowódcę, który wydał mu najkrótszy rozkaz bojowy: “ja się z wami pierdolił nie będę!” Ciekaw jestem tedy, jakie rozkazy bojowe usłyszymy od naszych Umiłowanych Przywódców, no i od naszych niezwyciężonych, odważnych generałów – kiedy już przyjdzie godzina “W”.
A ta godzina podobno nadchodzi – co wynika wprost z deklaracji sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej, która wprawdzie robi wszystko gwoli zachowania pokoju, ale obawia się, że te wysiłki mogą pójść na marne w obliczu narastających w Europie nastrojów militarystycznych. Jak wiadomo, militaryści nawołują, by “korzystać z wojny, bo pokój będzie straszny”. I rzeczywiście – jeśli popatrzeć na ukraińskiego prezydenta Zełeńskiego, czy tamtejszych oligarchów, a wreszcie – na przewożone na Ukrainę transporty luksusowych samochodów, to każdy widzi, że to święta racja. Widzą to zwłaszcza nasi Umiłowani Przywódcy, którzy też chcieliby sie przy okazji wojny nakraść i pokupować sobie – tak jak to zrobił prezydent Zełeński – posiadłości, dajmy na to w Toskanii, czy na Rivierze. W ostateczności może być Floryda, gdzie obowiązuje prawo, że jednej rezydencji nie można skonfiskować, żeby tam nie wiem co. Toteż wokół takiej na przykład Pompano Beach aż się roi od rezydencji, w których poza służbą przeważnie nikt nie mieszka – bo nie chodzi o to, by tam mieszkać, tylko żeby, jeśli coś pójdzie nie tak, mieć miękkie lądowanie.
Oczywiście – przed czym przestrzegał Bułat Okudżawa w piosence, jak to na wojnę wyruszał nasz król – że “słodkich pierniczków dla wszystkich nie starczy i tak”. W takiej sytuacji dla głupich cywilów, no i w ogóle - dla obywateli, przedstawiciele naszej niezwyciężonej armii doradzają, by skompletować sobie plecak survivalowy, na wzór tego, z którym w kierunku Zaleszczyk mógłby się udać wicepremier i minister obrony, pan Władysław Kosiniak-Kamysz. Co tam spakował sobie pan minister – tego akurat nie wiem. Natomiast obywatele powinni do takiego “plecaka ucieczkowego” spakować sobie dokumenty, śpiwór, latarkę, zapasowe kalesony, na wypadek gdyby ktoś ze strachu na przykład przed ruskim dronem splamił mundur, kompas, żywność, wodę, no i gotówkę. Obawiam się, że te oficjalne porady mogą być ocenzurowane. Bo na przykład – jaką to niby gotówkę zabrać do plecaka ucieczkowego? W polskiej walucie? Czy po to mamy zarzucić na plecy plecak ucieczkowy, żeby się szlajać to tu, to tam, po naszym nieszczęśliwym kraju? Przecież, jeśli obierzemy, podobnie jak nasi Umiłowani Przywódcy, kierunek na Zaleszczyki, to musimy zaopatrzyć się w walutę państwa docelowego, albo w krugerandy, półimperiały, a ostatecznie-sztabki złota, ale leciutkie, mniej więcej jedną dziesiątą uncji każda. Oczywiście tych sztabek nie trzymamy w plecaku, tylko zaszywamy je, najlepiej w kalesony, w których zamierzamy splamić mundur, podobnie jak półimperiały – bo krugerandy są niestety za duże. Taka złota waluta będzie z wdzięcznością przyjęta wszędzie. Nie możemy jednak zapomnieć o walucie wymiennej, czyli – o wódeczce. Do plecaka ucieszkowego trzeba zapakować co najmniej dwie półlitrówki, które mogą okazać się cenniejsze od złota, zwłaszcza gdybyśmy na naszej drodze spotkali ruskich żołnierzy. Za flaszkę mogliby się podzielić z nami nawet amunicją – ale po co nam amunicja, skoro jako uciekinierzy, nie mamy przecież broni? Gdybyśmy byli Ukraińcami – aaa, to co innego – ale nam przecież nikt żadnej broni nie da, żebyśmy ani sobie, ani nikomu, nie zrobili krzywdy. Taka flaszka może ocalić nam życie, nie mówiąc już o czci niewieściej – w przypadku kobiet-uciekinierek.
Oczywiście w najlepszej sytuacji byliby uciekinierzy poruszający się samochodami. Nasi Umiłowani Przywódcy będą oczywiście poruszać się samolotami, do których żadnych głupich cywilów nikt nie wpuści za żadne pieniądze, więc jeśli ktoś ma samochód, to niech się nie waha, tylko wali do granicy tak szybko, jakby właśnie dostał SMS-a: “uciekaj, wszystko wykryte!” Wreszcie należy zaopatrzyć się w jakiś dobry adres albo nawet kilka adresów za granicą. Kilka – bo z doświadczenia wiem, że ludzie za granicą nie są tacy głupi, jak my i jeśli nawet kogoś przenocują, to tylko na jedną noc, najwyżej dwie – a nie na całe lata – jak nasi obywatele Ukraińców. Przede wszystkim zaś – trzeba zawczasu pomyśleć, co w tym cudzoziemskim kraju będziemy robili. Kiedy Antoniemu Słonimskiemu udało się we wrześniu 1939 roku uciec przez Zaleszczyki do Paryża, wiozący ich taksówką biały Rosjanin udzielił im życzliwej rady: “ja by sowiewtował tiepier pakupić taksi – patom budiet tiażeło!
Stanisław Michalkiewicz