Polski Związek Łowiecki postanowił zawiesić współpracę ze Związkiem Kynologicznym w Polsce. Już w lutym po doniesieniach stawiających ZKwP w złym świetle organizacja ustami Łowczego Krajowego Pawła Lisiaka zapowiedziała wygaszanie kooperacji. Zamiast ZKwP PZŁ chce otworzyć się na inne organizacje o profilu kynologicznym. Związek poczynił ku temu pierwsze kroki, lecz musi mierzyć się z atakami i nieprawdziwymi zarzutami. Czy te inspirowane są przez odrzucony ZKwP?
Być może, jedno jest natomiast pewne – sprawę próbuje się rażąco upolitycznić. Pawłowi Lisiakowi zarzuca się bycie „partyjnym nominatem Solidarnej Polski” na stanowisku Łowczego Krajowego. W rzeczywistości Lisiak został wybrany do Naczelnej Rady Łowieckiej większością głosów myśliwych, a minister pozwolił mu zająć stanowisko Łowczego Krajowego zgodnie z obowiązującym prawem. Nie należał i nie należy do żadnej partii politycznej. Zresztą obecny prezes Naczelnej Rady Łowieckiej także jest powołany przez ministra. Zabiegi mające na celu sprawę upolitycznić (a tym samym uczynić czarno-białą) nie przykryją jednak oskarżeń pod adresem ZKwP. A tych jest przecież całkiem sporo.
Dlaczego Polski Związek Łowiecki ograniczył współpracę z ZKwP?
By poznać genezę całego konfliktu, należy cofnąć się do lutego 2022 roku, kiedy to Polski Związek Łowiecki spotkał się z odmową akceptacji swoich regulaminów w ZKwP.
– Nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi, przez co nie mogliśmy kontynuować współpracy. Ponadto odnotowaliśmy nieprawidłowości przy konkursach, na które zareagowaliśmy prośbą o udostępnienie certyfikatów z tych imprez. Również bez odpowiedzi
– wskazuje Łowczy Krajowy Paweł Lisiak.
Niemożność kontynuacji współpracy zmusiła Polski Związek Łowiecki do otwarcia się na inne konkurencyjne względem ZKwP organizacje kynologiczne. Przed kilkoma dniami w komunikacie na oficjalnej stronie internetowej PZŁ mogliśmy przeczytać:
– Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom środowiska myśliwskiego 17 kwietnia 2023 r.
Zarząd Główny Polskiego Związku Łowieckiego podjął uchwałę wprowadzającą poprawki do postanowień ogólnych regulaminów kynologicznych PZŁ. Kierował się przy tym zasadą, że myśliwi powinni mieć możliwość zweryfikowania swojego psa myśliwskiego pod względem użytkowym w łowisku, a drugorzędną kwestią jest to, do jakiej organizacji kynologicznej należą. ZG PZŁ nie chce dyskryminować psów myśliwskich ani ze względu na pochodzenie, ani przynależność organizacyjną właściciela
– brzmi komunikat PZŁ.
– Nie zamykamy się na ZKwP, jednak z podanych przyczyn postanowiliśmy zaprosić do współpracy różne organizacje. Wszystkie psy pracujące w łowiskach mogą brać udział w imprezach PZŁ i startować w konkursach. Hodowle psów rasowych chcemy oprzeć o kluby ras PZŁ
– komentuje decyzję PZŁ Łowczy Krajowy Paweł Lisiak.
Imperium kontratakuje?
Zmiany, które ogłosił Polski Związek Łowiecki, spotkały się z licznymi reakcjami, także tymi negatywnymi. W artykule Pawła Gduli na łamach serwisu wildmen.pl ukazał się artykuł opatrzony dosadnym nagłówkiem: „Dewastacja Kynologii”. W tekście pada teza, że Łowczy Krajowy Paweł Lisiak zamierza przyznawać certyfikaty „kundelkom”. Trudno jednak za kundla będzie uznać rasowego psa myśliwskiego z nieudokumentowanym pochodzeniem – ze względu na brak takiego wymogu prawnego.
– W związku z tym, że myśliwi takie psy posiadają, chcielibyśmy mieć wiedzę na temat tego, jak te psy się sprawują przede wszystkim w łowisku. To nie są żadne "kundelki", to taki chwyt, aby ośmieszyć temat
– przyznaje jedna z osób z Polskiego Związku Łowieckiego, komentująca zaprowadzane zmiany.
– Paweł Lisiak od wielu lat toczy prywatną wojenkę z samorządnym i niezależnym Związkiem Kynologicznym w Polsce, który jest przedstawicielem w naszym kraju Międzynarodowej Federacji Kynologicznej (FCI). Zerwanie porozumienia i współpracy Polskiego Związku Łowieckiego z ZKwP nie ma akceptacji w środowisku myśliwych, którzy hodują i polują z rasowymi psami
– czytamy w artykule Gduli.
– Czy to się komuś podoba, czy nie, ale dla prawdziwego myśliwego rodowód musi posiadać znak FCI. „Nasz” łowczy chciał wyeliminować ZKwP i samodzielnie przyznawać zaszczytne tytuły międzynarodowej federacji, ale FCI nie widzi takiej możliwości. W każdym kraju ma tylko jednego partnera…
– pisze w swoim artykule Paweł Gdula.
I choć prawdą jest, że wybrańcem Międzynarodowej Federacji Kynologicznej (FCI) nadal pozostaje w Polsce ZKwP, to świat się nie kończy wyłącznie na FCI. Ta nie jest ani najstarszą, ani najlepszą tego typu przystanią dla hodowców psów. W Wielkiej Brytanii funkcjonuje przecież The Kennel Club – działalnością szczyci się od... 1873 roku. Ochocze i częste powoływanie się na FCI przez ZKwP oraz ich „zaangażowanych” sympatyków to więc jedynie tarcza z papieru. A chwytać należy się wszystkiego, zwłaszcza gdy trudno zbić argumenty zawiedzionych hodowców czy byłych współpracowników.
Kolesiostwo, bizancjum i nieprawidłowości?
Jak wskazuje szef konkurencyjnego wobec ZKwP Polskiego Porozumienia Kynologicznego Piotr Kłosiński, wewnątrz ZKwP na wysokich stanowiskach panoszyły się osoby, które „wykorzystywały swoją pozycję chyba tylko i wyłącznie do leczenia własnych kompleksów”. Beton, który panował wewnątrz, uniemożliwiał tak naprawdę przyjazne traktowanie hodowców i gotowość do współpracy z nimi.
– Nie mogłem się pogodzić z faktem, że to nie Związek powstał dla hodowców, tylko hodowcy mieli służyć celom Związku. Jak w takiej sytuacji mądrze realizować cele statutowe, odpowiadać na realne problemy hodowców, edukować, działać w kierunku zmian legislacyjnych? Rozrost władz ZKwP spowodował wszędobylskie kolesiostwo. Raziły z daleka nieprawidłowości, nierzetelna ocena wystaw, brak poparcia dla badań genetycznych, co w hodowlach powinno być standardem, majstrowanie przy wyborach władz oddziałowych
– opisuje szef Polskiego Porozumienia Kynologicznego.
Swojej niechęci do ZKwP nie ukrywa Przemysław Szoplewski, pasjonat i były hodowca owczarków niemieckich. Były już właściciel hodowli „Z Nadbużańskiej Doliny” postanowił przed laty związać swoją przyszłość ze Związkiem Kynologicznym w Polsce.
– Zarząd Główny Związku Kynologicznego w Polsce obsadzony został osobami, które łączy ze sobą sieć więzi i interesów – te wpływają na działania Związku wobec tych, którzy stają się dla nich rzeczywistym zagrożeniem. I w ten sposób osoby, które narażają się grupie trzymającę władzę w ZKwP, są bezterminowo zawieszane, wyrzucane ze Związku, a nawet – jak w ostatnim czasie w Łodzi – przejmowane zostają całe odziały, których zarządy są nieprzychylne względem Zarządu Głównego ZKwP
– opowiada Przemysław Szoplewski.
Były hodowca twierdzi, że zasiadający na najwyższych stanowiskach nie mają ambicji, nie władają językami obcymi i przede wszystkim nie znają własnego, ustalonego przez siebie regulaminu.
– Ich znajomość statutu ZKwP, regulaminów, które de facto sami ustalali, jest na takim poziomie jak moja wiedza o fizyce kwantowej
– dodaje z autoironią.
Źródło:
polskaracja.pl, pzlow.pl, wildmen.pl