Szokujące słowa nt. medycyny! Trudno w to uwierzyć

0
0
/

W podejściu do medycyny wśród Polaków wydają się dominować dwie postawy. Pierwsza to bezkrytyczne przyjmowanie słów lekarza i tego, co mówią autorytety medyczne (choć niekoniecznie wiążąca się z realizacją ich zaleceń). Druga, znajdująca się na przeciwległym biegunie, to podważanie medycyny akademickiej jako takiej. Obie wydają się błędne, a prawda znajduje się pośrodku.

Pierwsza przytoczona postawa jest jeszcze widoczna u starszych ludzi, którzy lekarza traktują często wręcz magicznie – jako osobę wszystkowiedzącą. Wśród młodych, za sprawą wyśmiewanego „Doktroa Google’a”, a więc informacji czerpanych z internetu, autorytet lekarza znacząco spadł. Dobrze, że częściej staramy się zrozumieć lekarza i krytycznie podejść do jego wypowiedzi. Gorzej, że czasami jeden kult zamieniamy na inny – podziw dla pseudomedycznych metod.

Jeśli spojrzymy na rozwój medycyny w XX w. i na początku XXI w., to jest on imponujący. Na porządku dziennym stały się skomplikowane operacje dokonywane na dzieciach jeszcze w brzuchu matek, złożone przeszczepy czy ratowanie życia osób, które jeszcze niedawno skazane były na śmierć. Wiemy teraz dużo więcej o procesach dziejących się w ludzkim ciele, potrafimy diagnozować problemy i szybciej im przeciwdziałać. Dość powiedzieć, że USG weszło do użycia w Polsce dopiero w latach 90., a dzięki temu jednemu urządzeniu nie tylko można monitorować stan dziecka przed urodzeniem, ale także wykrywać wiele chorób. W dużej mierze zawdzięczamy te osiągnięcia rozwojowi technologii, która z medycyną akademicką od ponad 100 lat jest ściśle związana.

Z drugiej strony trudno nie oprzeć się wrażeniu, że choć grupa lekarzy specjalistów osiągnęła wiedzę nieznaną ich kolegom nigdy wcześniej, o tyle generalnie poziom wiedzy i umiejętności lekarzy z każdym pokoleniem się obniża. Mój śp. wujek kardiolog stawiał diagnozy tylko na podstawie opisu objawów, a badania służyły mu tylko do potwierdzenia ich. Miał olbrzymią wiedzę, na podstawie której od skutków przechodził do przyczyn. Obecnie lekarz bez badania z reguły nic nie jest w stanie powiedzieć, a kiedy już ma wynik, jedynie przepisuje leki rekomendowane dla schorzenia, które z niego wysnuwa. W ten proces ingeruje oczywiście Big Pharma, która naciska na niego, by przepisywał odpowiednie środki. Duży wpływ ma także Narodowy Fundusz Zdrowia, który z kolei, szukając oszczędności, wymusza zlecanie jak najmniejszej liczby badań.

Sytuacja w medycynie przypomina tę opisywaną przez Agathę Christie. Pokazywała ona zderzenie dwóch postaw. Jedną reprezentowaną przez detektywa Herkula Poirot, a drugą reprezentowaną przez Inspektora Jamesa Jappa. Ten pierwszy, jak sam mówi, posługuje się myśleniem. Rozwiązuje sprawy kryminalne, siedząc w fotelu. Ten drugi jest zwolennikiem nowoczesnych metod. Korzysta ze specjalistycznego sprzętu, poddaje miejsce zbrodni dokładnemu badaniu, ale nie ma za grosz zdolności do analitycznego myślenia. Mój wujek ewidentnie był jak Poirot, a dzisiaj dla lekarzy wzorem jest Japp. Oczywiście, ideałem jest połączenie tych dwóch postaw, które się nie wykluczają.

Ten pozytywizm w medycynie skutkuje tym, że chociaż lekarze mają różne imponujące osiągnięcia w szczegółowych kwestiach, to medycynie ucieka często sama istota rzeczy. Podnosi się ten problem często pod nazwą „medycyny holistycznej”. Zarzuca się wielu lekarzom, że nie widzą całego człowieka, a jedynie chorobę. Unika im przez to, jak ważny wpływ na proces leczenia mają np. dieta czy stan psychiczny.

Co więcej, chociaż „medycyna technologiczna”, jak moglibyśmy powiedzieć, rozwija się tak prężnie, to lekarze nie są w stanie odpowiedzieć na podstawowe pytania, które dotyczą ich dziedziny. Nie ma np. konsensusu wśród lekarzy, kiedy zaczyna się ludzkie życie. Nie wiedzą także, kiedy się kończy. Dominująca koncepcja śmierci pnia mózgu jest bowiem przez wielu podważana. Jak można stwierdzić zgon w sytuacji, z której wielu ludzi wraca później do życia?

Wciąż istnieje wiele chorób, których medycyna nie jest w stanie wyleczyć. W przypadku innych leczenie bywa skuteczne tylko u niektórych osób, czyniąc przy okazji spustoszenie. Tak jest chociażby, jeśli chodzi o raka. Chemioterapie, naświetlania i zabiegi chirurgiczne pomagają części pacjentów, a innym przyspieszają zgon. Lekarze często stosują środki, które nie tyle leczą, co niwelują skutki choroby lub ją maskują. Środki przeciwbólowe z reguły nie usuwają źródła bólu, a jedynie oszukują mózg, aby on przestawał w ten sposób alarmować nas o danym problemie. Leki na cukrzycę czy nadciśnienie nie leczą tych chorób, a jedynie pozwalają funkcjonować tym, którzy je mają. Procedura in vitro nie przywraca płodności, bo kobieta po urodzeniu dziecka znów jest bezpłodna. Zapomina się, że bezpłodność nie jest chorobą, a oznaką jakiejś innej choroby.

Nie chodzi tutaj o to, by podważać dokonania medycyny, ale widzieć ją w szerszym obrazie. Do tego niestety dochodzi ideologizacja medycyny, z którą związane jest to, że lekarze sprzeciwiają się złożonej przysiędze. Tak jest, kiedy dokonują aborcji czy eutanazji, zabijając życie, które zobowiązali się chronić. Trudno mówić też o ochronie zdrowia i życia w przypadku takich zabiegów jak wazektomia (ubezpłodnienie mężczyzn) czy zmiana płci. 

Chris Klinsky

Źródło: Chris Klinsky

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną