Jak kolega po dwóch podróżach PKP z ukrainofila stał się ich zdeklarowanym przeciwnikiem (FELIETON)

Podróże kształcą. Tak głosi stare porzekadło i to się bardzo często sprawdza. I to zarówno w podróżach dalszych (czyli wylocie na Malediwy, Dominikanę i Kubę), jak i tych najbliższych – z Lublina do Warszawy. Jak kolega po dwóch podróżach PKP z filoukraińca stał się ich zdeklarowanym wrogiem, a powiedziałbym, że nawet ukrainofobem. I choć (przynajmniej w chwili obecnej) takiej fobii jeszcze nie ma, to możemy się jej w najbliższym czasie w wymysłach lewactwa spodziewać. W sumie jak już nawymyślano rozmaite homofobie, transfobie, czy islamofobię to wymyśli się też ukrainofobie. Jestem tego więcej, niż pewien. Powróćmy jednak do tematu mojego kolegi.
Murem za Ukrainą i Ukraińcami
Mój znajomy na początku tego szaleństwa, czyli po rosyjskim ataku z dnia 24 lutego bieżącego roku był jednym z tych, którzy od razu zmienili zdjęcie profilowe na takie z ukraińską flagą, aktywnie uczestniczył w zbiórkach żywności, zaczął wozić leki na Ukrainę i rozwozić uchodźców z granicy po ludziach, którzy chcieli ich przyjąć. Innymi słowy zaangażował się całkowicie i bez reszty w pomoc.
Pierwsze wątpliwości
Pierwszy zgrzyt przyszedł, kiedy wioząc leki, żywność i inną pomoc zostali zdrowo przetrzepani na granicy przez ukraińskich celników, którzy część pomocy sobie wybrali i wzięli, a jedną z wolontariuszek nie wpuścili, ponieważ nie dała im żądanej łapówki. I biedaczka musiała sobie z granicy wracać pociągiem do Warszawy. Cóż pomimo tego faktu pomagał dalej, chociaż w trakcie takiej akcji po prostu zawróciłbym busa do Polski, a zebrane dary zawiózł do jakiegoś domu dziecka. Później napatrzył się na niejedno, a szczególnie na niewypowiedzianą korupcję i złodziejstwo. Widział, jak dostarczana z Polski pomoc jest we Lwowie niemal jawnie rozkradana i sprzedawana. Widział też nie raz, jak młode, zdrowe byki w wieku poborowym za gruby zwitek dolarów byli wypuszczani przez ukraińską Straż Graniczną i wjeżdżali do Polski. Często autami za kilkaset tysięcy złotych. I jak polscy kierowcy czekają po ukraińskiej stronie w swoich ciężarówkach i busach (już pustych) lżeni i napadani przez Ukraińców, którym pomagają.
Moment przełamania
Mimo to znajomy dalej pomagał, choć coraz częściej zaczął się spotykać także ze skrajnie roszczeniową postawą ze strony uchodźców. Jednak moment przełamania nastąpił w chwili, gdy musiał jechać pociągiem z Lublina do Warszawy. Połowa pociągu byli to podróżujący za darmo Ukraińcy. Bezczelni i często pijani. Omal też nie doszło do awantury, kiedy zajęli oni przedział do którego bilety i miejscówki mieli kibice Motoru Lublin. Sytuację uratował kierownik pociągu, który pozwolił kibicom usiąść w pierwszej klasie. Jednak czarę goryczy przelała sprawa zdawałoby się drobna i mało istotna. Następną podróż odbywał z Chełma do Warszawy i czekając o 6.00 rano do jedynej, czynnej kasy miał przed sobą dwie małoletnie alternatywki z Ukrainy (tak ta zaraza dociera też coraz bardziej na wschód). Pod tym określeniem mam na myśli wszelkiego różowo-fioletowo kluskowłose osobniczki typu lesbo-femino-weganki klimatyczne LGBTQ. I te dwie bździągwy przez 20 minut blokowały kasę pytaniami o możliwość przewozu rowerów i zwolnienia z biletów dla uchodźczyń. Kiedy im zwrócił uwagę, że się śpieszy to po prostu go olały. W efekcie, choć był prawie pół godziny przed odjazdem to i tak biletu w kasie nie kupił, a w pociągu konduktorka doliczyła mu do ceny 20 zł opłaty dodatkowej. W dodatku ponieważ pociąg był zapchany, więc musiał wykupić pierwszą klasę, co go kosztowało kolejne dodatkowe 20 zł. I te dodatkowe cztery dychy były kroplą, która jak mówią miłośnicy Wiedźmina (gry, nie serialu Netflixa) „przegięła pałę goryczy”, lub jak twierdzą inni „przepełniła czarę goryczy”. I jego miłość do Ukraińców w przeciągu sześciu i pół miesiąca się skończyła. I pierwszy raz w życiu usłyszałem od niego „Pies j...ł Ukraińców”, a ze zdjęcia profilowego na facebooku zniknęła ukraińska flaga. Co potwierdza, że od miłości do nienawiści jest tyko jeden krok. Szczególnie, gdy druga strona tej gorącej miłości nie odwzajemnia.
Jak widać podróże kształcą. Jednak żeby się czegokolwiek nauczyć to trzeba mieć przynajmniej zdolność logicznego myślenia i wyciągania wniosków. Jakaś idiotka – dziennikarka opowiadająca, że biedny Mohammed własnymi ręcoma wykopał groby dla swoich dwóch braci w zamarzniętym czerwcowym lesie, a inna kretynka głosząca, że Ahmed miesiąc zima płynął w rzeczce o szerokości pięciu metrów i głębokości metra tego na pewno nie zrozumieją.
Zdzisław Markowski
Źródło: ZM