Jak przetrwamy zimę? (FELIETON)

0
0
/

Stacje telewizyjne zaprzyjaźnione z opozycją i popularne portale co dzień serwują nam ciągłe hiobowe wieści. A to tego zabraknie w sklepach, a z tym produktem możemy się pożegnać. Ostatnio codziennie straszą nas, że zamarzniemy zimą, że nie będzie za co opłacić ogrzewania w szpitalach, szkołach, przedszkolach. Jakie są rzeczywiste perspektywy na nadchodzącą zimę?

Putin już od pewnego czasu przygotowywał się do najazdu na Ukrainę. W tym celu już w ubiegłym roku odpalił broń gazową w Europie. Gazprom wówczas opróżnił swoje magazyny w Europie i przestał wywiązywać się z kontraktów. Tym samym ograniczył jesienią dostawy gazu  na Zachód.  Rezultat był taki, że ceny gazu gwałtownie poszybowały w górę, a sytuacja gospodarcza w Unii Europejskiej, która i tak była nadszarpnięta przez pandemię, jeszcze się pogorszyła. Zaczęła rosnąć inflacja. 

Drugim elementem destabilizacji, jaką chciał zasiać Kreml był najazd tzw. emigrantów, szturmujących granicę z Polską. Trzeba było zmiękczać Zachód i przygotowywać go do tego, aby w chwili najazdu na Ukrainę w miarę szybko i bezboleśnie zaakceptował taki stan rzeczy. Początkowo ta strategia miała szansę na powodzenie. Niemcy i Francja były bardzo chwiejne w swoich postawach i skłonne do prowadzenia nic niedających rozmów z Putinem. Dopiera zdecydowana postawa USA i Wielkiej Brytanii oraz Polski zmieniła tę sytuację. Ale Rosja nadal szantażuje kraje zachodnie szantażem energetycznym, groźbą kryzysu żywnościowego i emigracyjnego. Ostatnio użyła straszaka nuklearnego. 

Putin chce doprowadzić do załamania gospodarczego i zmian politycznych w Europie. Dlatego zbliżająca się zima może być decydująca dla rozwoju wojny na Ukrainie. Jeżeli Putin złamie gospodarczo i energetycznie Zachód, to wojna może być przegrana dla Ukraińców. 
Zachód skutecznie od lat uzależniał się  energetycznie od Rosji, która pokrywała ponad 40 proc. rocznego zapotrzebowania Unii na gaz ziemny. Teraz zaczęła przykręcać gwałtownie kurki. Woli gaz bezproduktywnie spalać, tracą na tym miliony dolarów dziennie, byle by tylko wywołać kryzys energetyczny. 

Gaz w Europie zaczął być towarem deficytowym, a ceny tego surowca osiągnęły historyczny efekt. Za megawatogodzinę gazu ziemnego, który ponad rok temu kosztował w holenderskim hubie TTF ponad 30 euro, w drugiej połowie sierpnia br. cena skoczyła do 300 euro. Spadła dopiero wówczas, gdy magazyny zapełniły się w  80 proc. Na tę sytuację ma także wpływ, że Niemcy wyłączają elektrownie jądrowe. Chcieli oprzeć swą energetykę wyłącznie na tanim gazie z Rosji i na źródłach odnawialnych. Teraz muszą powracać do węgla. W rezultacie gwałtownie wzrosły ceny energii elektrycznej. Pod koniec sierpnia we Francji i w Niemczech za megawatogodzinę energii elektrycznej liczonej w kontraktach rocznych trzeba było zapłacić ok. 1000 euro. A miesiąc wcześniej ceny wahały się 400-500 euro. W chwili najazdu Rosji na Ukrainę wynosiły 200 euro. 

Trudno się dziwić, że niemieckie miasta wygaszają witryny sklepowe i iluminacje budynków. Ogłoszono, że temperatura w pomieszczeniach publicznych nie powinna przekraczać 19 stopni. Dania przekonuje swoich obywateli, aby skracali kąpiel, a Finlandia radzi, aby zaprzestać korzystania z  sauny, Francja chce ograniczyć dogrzewanie mieszkań i gotowanie potraw. Cel jest jeden – zgromadzone zapasy gazu, które są obliczane na 2, 3 miesiące zimowe, powinny starczyć jak najdłużej. Wszystko zależy od tego, jak mroźna i długa będzie tegoroczna zima. 
Ceny gazu nie obejmują jedynie ogrzewania. Mają także wpływ na zakłady azotowe, które produkują nawozy. Podobnie jest z produkcją dwutlenku węgla, potrzebnego do produkcji napojów gazowanych oraz do suchego lodu używanego do mrożenia żywności i leków. 
Polska i tak jest w lepszej sytuacji. W porę ograniczała dostawy gazu z Rosji. Wpłynęły na to kontrakty na LPG, który jest dostarczany do terminali w Świnoujściu. Otwarto już gazociąg Baltic Pipe, który ma tłoczyć do Polski paliwo z szelfów norweskich i z Danii. Działają także nowe interkonektory gazowe ze Słowacją i z Litwą. Gazu u nas nie zabraknie, ale jego ceny będą wysokie, tak samo jak ceny energii elektrycznej. Jej produkcja obłożona jest wysokimi unijnymi opłatami emisyjnymi, Dlatego premier Morawiecki zaproponował UE zamrożenie cen w systemie handlu emisjami ETS na najbliższe lata na poziomie ok.30 euro. Ale nie spotkało się to z pozytywnym odzewem Unii. Dlatego tak ważne są ulgi podatkowe i akcyzowe, które wprowadził nasz rząd. Teraz dopłaca jeszcze do cen energii, węgla i innych środków ogrzewania gospodarstw domowych. A koszty tego są ogromne. Sytuację utrudnia jeszcze wstrzymanie funduszy z KPO. Już teraz wiadomo, że przed wyborami Unia nam ich nie wypłaci, licząc, że w ten sposób zmusi Polaków do wybrania rządów lewicowo - liberalnych. 

Maria Górzna
 

Źródło: MG

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną