Bambiniści to skończeni idioci – przeszkadzają im walki jeleni i zły ptak jedzący biedne gołąbki (FELIETON)

Walki jelenich byków tak bardzo zaniepokoiły niemiecką aktywistkę (a może powinienem napisać aktywiszcze, gdyż nie wiadomo, jakiej było płci było tego dnia), że musiała zadzwonić po policję prosząc, żeby owe walki przerwali. Ponieważ zwierzątka mogły sobie zrobić krzywdę. Cała akcja miała miejsce w niemieckim kraju związkowym Nadrenia-Palatynat. Cóż nie pierwsza to tego typu akcja, ani ostatnia. Sam pamiętam, że w mieście Łodzi pewna emerytka wydzwaniała na policję i straż miejską skarżąc się, że wielki, zły ptak napada na biedne gołąbki, zabija je i zjada. A chodziło o sokoły, które z lasów przeniosły się do łódzkich wysokościowców na osiedle znane, jako Manhattan. Dodałbym jeszcze historię mojego sąsiada ze wsi, który jak kogut gwałcił kurę to go odpędzał, a na stosunkowanie się ptactwa pozwalał tylko wtedy, kiedy kura sama chciała.
Ojej jelonki się tłuką
Jak poinformował niemiecki portal dla rolników agrarheute.com pewna aktywistka na rzecz praw zwierząt zmartwiła się losem dwóch młodych jeleni, które zamiast grzecznie pozować, jak to był w filmie o jelonku Bambim tłukły się między sobą porożem. Cóż po to właśnie jeleniom rosną rogi. Ilość energii z pożywienia, która idzie w tę ozdobę głowną organizm jeleni mógłby wykorzystać na wiele innych sposób. Jednak z jakiegoś powodu u jeleni im ktoś ma większe rogi, tym jest bardziej szanowany przez samice. To zupełnie odwrotnie, niż u ludzi.
Aktywisze do wszystkiego musi się przyczepić
Portal poinformował, że: „Powszednie w okresie rui łań walki byków” (czyli samców jelenia zwyczajnego, ponieważ gdyby to były samce sarny to zaznaczono by, że chodzi o koziołki sarnie – przypomnienie autora) bardzo zaniepokoiły kobietę. Niemka tak się przejęła sprawą, że musiała zadzwonić po policję. Zmartwiona pańcia „poprosiła funkcjonariuszy policji o oddzielenie walczących ze sobą zwierząt”. Jak donosi policja, kobieta bardzo zmartwionym głosem poprosiła mundurowych o oddzielenie zwierząt. Funkcjonariusze policji wyjaśnili zaniepokojonemu obywatelowi, że były to normalne wojny o terytorium i że było to jak najbardziej normalne zachowanie”.
Nie dajemy za wygraną
Co prawda policjanci przez chwilę byli namiastką leśników i próbowali wytłumaczyć kobiecie, że bredzi i że nie powinna się wcinać naturze pomiędzy wódkę i zakąskę i nie ingerować w życie zwierząt. Niestety aktywiszcze (szkoda, że nie podano jej wieku, bo to parę rzeczy mogłoby wytłumaczyć – albo młoda, nawiedzona ekolożka, albo kobita w wieku średnim plus, która na starość postanowiła zostać obrończynią praw zwierząt i weganką) okazało się odporne na wiedzę i logikę, niczym moja ulubiona euro(p)oślica Sylwia Spurek. W każdym razie zalecenia policjantów nie poskutkowały. Zaniepokojona aktywistka nie była zadowolona ze sposobu argumentacji i logiki funkcjonariuszy policji. Dlatego zapowiedziała im, że „skontaktuje się teraz z osobą odpowiedzialną za polowania w nadziei, że będzie mógł rozdzielić zwierzęta”. Oczywiście to było tak kretyńskie, że ręce, nogi i majtki opadają. Jak napisał portal: „Policjanci podkreślają, że nie wiadomo, czy myśliwemu udało się skutecznie uspokoić kobietę i przekonać ją do tego, że takie zachowania zwierzyny leśnej są po prostu normalne i naturalne”. Cóż jak widać dla bambinistki zupełnie nie jest.
Wariatka z łódzkiego Manhattanu
Z kolei straż miejska i policja w Łodzi miało kłopot z pewną emerytką, która non stop do nich dzwoniła w sprawie… wielkiego, złego ptaka. I nie było to bynajmniej napastowanie przez zboczonego sąsiada. Ponieważ chodziło złego ptaka, który „napada na biedne gołąbki, zabija je i zjada”. Oczywiście chodziło o rodzinę sokołów, które z lasów przeniosły się do łódzkich wysokościowców i tam założyły sobie gniazdo. A że z dostępnego pożywienia najwięcej jest latających szczurów typu gołąb miejski (w Łodzi jest ich tyle co w Warszawie i Krakowie razem wziętych), więc to one stanowiły podstawę pożywienia dwóch dorosłych i trzech młodych sokołów. Co się bardzo emerytce nie podobało. Jak skończyła się historia z emerytką? Policjanci i strażnicy miejscy przestali do niej jeździć i ignorowali jej telefony.
Oba przykłady wskazują, jakimi wrzodami na tyłku potrafią być bambiniści. Oni są niereformowalni. Co gorsze kompletnie nie rozumieją natury, w której silniejszy i drapieżniejszy pożera słabszego. A ponieważ to prawo przyrody im się nie podoba, więc nawet je będą próbowali zmienić. A to już jest całkowita abstrakcja.
Zdzisław Markowski
Źródło: Zdzisław Markowski