Aktywistyczny popapraniec powinien mieć pełny etat (z twojej kieszeni)! (FELIETON)

0
0
/

Kolejnym genialnym pomysłem lewicy, jest to, żebyśmy wszyscy się zrzucali w naszych podatkach na pensję dla szkodników zajmujących się rzeczami idiotycznymi i społecznie szkodliwymi. Jakbyśmy już nie płacili odpowiednio dużo na różnych błaznów – działaczy od zmian klimatycznych, weganizmu, LGBTQRWA ZNP i innych literek.

Głębokie przemyślenia posłankorzeczniczki na temat aktywizmu

„Powinniśmy jako społeczeństwo wreszcie przyjąć jako coś naturalnego,że aktywizm to zajęcie na pełny etat i powinno być opłacane. Kijowski chciał podtrzymywać fikcję,że aktywista może gdzie indziej zarabiać pieniądze i b. źle to wyszło. @martalempart powinna mieć pensję”. – ogłosiła moja ulubiona przedstawielka czyli posłankorzecznika Anna Maria Żukowska kiedyś z Sojuszu Lewych Dochodów, a obecnie zjednoczonej (czy rozpadłej) Lewicy.

Czym zajmuje się zawodowy aktywista?

Czy zajmują się owi zawodowi „aktywiści”? Zajmują się rozpierdzielaniem zabytków, niszczeniem kościołów, przykuwaniem się do drzew, przyklejaniem do asfaltu pod resortem nielubianego ministra, promocja wyglądu tucznej lochy w ciąży (to się nazywa „bodypozytywność) wciskaniem ścieżek rowerowych tam gdzie są one nie tylko zbędne, ale i niebezpieczne, blokowaniem ulic i forsowaniem ich zwężania. Do tego dochodzi zawodowy antyrasizm, antyantysamityzm i walka z „islamofobia”, tudzież promocja homo, trans i 69 płci (teraz ponoć już jest ich kilkaset). W sumie zajęcia kretyńskie, pozbawione sensu i raczej tylko wkurzające normalnego, uczciwie pracującego człowieka, który w tym kraju z dykty i patosu próbuje przeżyć kolejny dzień i kolejny miesiąc. Czym zajmuje się Marta Lempart? Zajmuje się promocją swojej wielkiej (bodypozytywnej) postaci poprzez darcie ryja „wypierdalaj”, albo wylewaniem farby przy okazji robienia kolejnego propagandowego filmiku i namawianiem do niszczenia kościołów. Wiele z aktywistek przypomina wulgarne maciory z ryjem pełnym frazesów o tolerancji i nienawiścią w oczach do każdego normalnego człowieka – przykład Lemparcica i biedna kobieta sprzątająca.

Aktywizm z PRL był lepszy od dzisiejszego bo miał więcej sensu

Sami internauci pod wpisem posłankorzeczniczki przeczołgali ją jak kapral w błocie rekrutów. Pisząc między innymi: „Jeszcze raz warto podkreślić że to nie są żadni aktywiści. Aktywistą, to mogę być ktoś na przykład, z własnej kiesy, i z kiesy tych którzy chcą na to łożyć, robię jakiś tam obiekt powiedzmy zabytkowy. To jest aktywizm i praca społeczna. Samemu się skrzykuje ekipę która chce działać, samemu się podtrzymuje motywację i samemu za to płaci. W wolnym czasie. I nie, nie dostaje się poza satysfakcją ŻADNYCH, ale to żadnych profitów”. Tudzież, jak napisał inny: „Lempart miałaby dostać wynagrodzenie za co? Ekipy ze śquotów za inby na TT, blokowanie wszędzie Myślozbira i ściganie ciężarówek pro life? Czy może twory Staśkopodobne za wypisywanie kolejnych górnolotnych artykułów o treści równie głębokiej co kałuża na w upalny dzień. O treści równie logicznej co skok na główkę, nago, z Everestu? Skoro więc wypłacanie 500 plus to plucie w twarz pracującym (jak chce wielu) to jak nazwać coś takiego? To byłoby już swoiste bukkake połączone z wylaniem gówna na łeb”. To już aktywizm z PRL, nazywany „czynem społecznym” był lepszy od dzisiejszego bo miał więcej sensu i przynosił jakieś korzyści społeczności.

Faktem jest, że to co robią rzekomi aktywiści, to nie jest żadna praca społeczna. Co więcej to nie jest żadne działanie dla jakiejkolwiek społeczności i na jej pożytek. To często gęsto skrajnie zideologizowani popaprańcy z postulatami, które się nie mieszą w głowie żadnego normalnego człowieka. Co więcej masowo wspierani przez globalne korporacje, którym bajzel z owej „różnorodności” jest wyjątkowo na rękę. Całe to ich zaangażowanie, kręci się tylko i wyłącznie wokół pozyskiwania publicznych funduszy, więc jest to takie działanie „społeczne” i aktywizm „społeczny”, jak milicja była obywatelska! Bardzo często te głąby bez wiedzy i wykształcenia potem kończą na rządowych, albo samorządowych etatach, gdzie dalej szaleją ze swoim „aktywizmem”. Przykładem może być pewien błazen (zwany Hałabałą) od zielonej energii, który nic nie umie, na niczym się nie zna, a wszędzie robi za eksperta. I my wszyscy mielibyśmy im płacić pensje? Ja się pytam kurła za co?

 

Piotr Stępień

Źródło: Piotr Stępień

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną