Trzeba było się w sprawy Białorusi nie wtrącać, to byśmy nie wepchnęli Łukaszenkę w objęcia Rosji (FELIETON)

Trzeba było się w sprawy Białorusi nie wtrącać to byśmy nie mieli Łukaszenki podporządkowanego Kremlowi i wojsk rosyjskich pod Grodnem. A jakbyśmy nawet mieli, to przynajmniej nie tak szybko. Ten proces jeszcze trochę by potrwał, ale dzięki „białoruskiej demokratycznej opozycji” i naszej polityce zagranicznej znacząco udało się go przyśpieszyć. Ponieważ Rosja wykorzystała problemy białoruskiego przywódcy, w wyniku czego bardzo szybko i sprawnie roztoczyła nad nim i Białorusią pełną kontrolę.
Nie należało się wtrącać w wewnętrzne wybory na Białorusi, a wcześniej latami nie walić we władzę Łukaszenki propagandowym Biełsatem (finansowanym z naszych podatków) i jego szefową Agnieszką Romaszewską - Guzy, której potencjał intelektualny jest zgoła legendarny. Tak legendarny jak skalny smok – którego nikt nie widział. Sami Polscy na życzenie swoich europejskich i amerykańskich zleceniodawców otworzyli puszkę Pandory (dokładnie polscy pożal się Boże politycy i trochę mniejszości etnicznych pokroju wyżej wymienionej pani dyrektor) i teraz mamy co chcieliśmy, czyli do niedawna bajzel na granicy w postaci watah Mohamedów – Wędrowniczków, a ostatnio także sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej w liczbie kilkudziesięciu tysięcy.
Pomysły z d... na giedroyciowską politykę wschodnią
Z sąsiadami należy zawsze należy mieć dobre układy, chociaż niekoniecznie trzeba ich lubić. I co ciekawe ze wszystkich czterech naszych sąsiadów Białoruś przez lata jako jedyna nie była wrzodem na tyłku Rzeczypospolitej. Rosja prowadzi dalej politykę imperialną, na którą nie ma sił i środków, ale ma ich jeszcze dosyć, żeby dokopać Ukrainie, Bałtom i właśnie nam. Co jest dla obu stron tragiczne, ponieważ ani z jednej ani z drugiej strony nie pomysłu, a co gorsza także woli politycznej do normalizacji stosunków. A że może ponad naszymi głowami może się dogadać z Niemcami sprawia, że znowu jesteśmy przedmiotem ich gry politycznej. A skoro przez ostatnie 300 lat nie nauczyliśmy się, co to oznacza, to wskazuje że naszej klasie politycznej i wspierającym think-tankom nic i nikt już nie pomoże. Ponieważ nie rozumieją podstawowych praw geopolityki i dyplomacji. Dwaj pozostali sąsiedzi to polityczne złośliwe karły, które tylko patrzą jak kopnąć Polskę w kostkę bo do pośladków nie mogą dosięgnąć. To nasza „nagroda” za wspieranie antypolskich władz szaulistowskiej Litwy i banderowskiej Ukrainy. My się do nich łasimy, futrując ich pomocą finansową, polityczną, a nawet wojskową, a oni w ramach wdzięczności gnoją polską mniejszość, czy szykanują polski eksport. A Ukraińcy dodatkowo budują sobie tożsamość narodową i narrację historyczną na zbrodniarzach z OUN-UPA. Mając głęboko gdzieś co mogą czuć z tego powodu Polacy. Na szczęście mają także głęboko gdzieś, co na ten temat myśli drogocenny Izrael i jeszcze ważniejsze dla nich Niemcy. I na tym się poślizgną, bo raczej nie na polskiej reakcji. Cóż wszystkie miazmaty i poronione idee związane z Giedroyciem doczekały się realizacji w jeszcze głupszy sposób.
Na wybory do obory
I na tym tle Białoruś przez lata była państwem, które wyciągało życzliwie do nas rękę. Chcące mieć poprawne relacje polityczne i jak najlepsze gospodarcze. A państwo polskie miało to gdzieś, skupiając się na całowaniu po stopach biednej i banderowskiej Ukrainy oraz „mocarstwowej” Litwy. Jeszcze kilka miesięcy po pamiętnych wyborach prezydenckich na Białorusi większość komentujących popierało jak najostrzejsze sankcje wymierzone w Łukaszenkę i Białoruś. Wydawało się wówczas, że białoruski przywódca jest bezsilny i można go bez obawy poniewierać realizując mesjanistyczne plany ekspansji „demokracji” na Białoruś.
Wystarczyło nie wyskakiwać przed orkiestrę Unii Europejskiej i amerykańskiego Departamentu Stanu i nie harcować jak obłąkani, podczas protestów i wyborów na Białorusi, tylko podpisywać się pod rezolucjami Brukseli i mielibyśmy święty spokój. A po cichu rozwijać handel z Białorusią. A tak mamy rękę w nocniku, bezużyteczną grupę pajaców od Cichanouskiej (którą utrzymujemy wraz z całą kamarylą z pieniędzy polskiego podatnika) i paromiliardowe straty z powodu konieczności obrony granicy przed włóczegami z Bliskiego Wschodu, którzy via Mińsk chcieli pojechać po niemiecki socjal.
Oczywiście niczego nie nauczeni przez dotychczasowe efekty działań polskiej pożal się Boże „dyplomacji” na Wschodzie teraz wsadzamy łapę do ogniska wojny ukraińsko-rosyjskiej. Ciekawe ilu zabitych i ile miliardów złotych strat będzie nas to kosztować? Nie wiem, czy to jeszcze głupota, czy już zdrada.
Piotr Stępień
Źródło: Piotr Stępień