Feudalizm był złym wyzyskiem, nie to co dziś, poza tym masowe wymieranie ludzkości jest dobre i inne „mądrości” „Onetu” i „Politico” porównujących Covid-19 do „Czarnej Śmierci”

Niemiecki portal „Onet” opublikował tekst na podstawie artykułu z „Politico”, w którym „amerykańscy naukowcy” próbują, niczym jasnowidz z Człuchowa, przewidzieć przyszłość naszego świata po tzw. pandemii Covid-19. Z tym, że nie powołują się na moce nadprzyrodzone, a robią to na podstawie epidemii... dżumy z XIV wieku. Byłoby to zabawne, gdyby nie fakt, że tekst ten pokazuje, z jaką ignorancją historyczną mamy do czynienia wśród osób przedstawianych jako fachowcy.
Onetowy tekst „Co XIV-wieczna czarna śmierć mówi nam o tym, jak COVID-19 zmieni świat” jest oparty o rozmowę „Politico” z Danielem W. Gingerichem oraz Janem P. Voglerem. Przedstawiono ich odpowiednio jako profesora nauk politycznych na Uniwersytecie w Virginii oraz profesora w dziedzinie ilościowych nauk społecznych na Wydziale Polityki i Administracji Publicznej Uniwersytetu w Konstancji.
Pierwsze, co w tekście „Onetu” rzuca się w oczy to próba porównania epidemii „Czarnej Śmierci” do obecnej tzw. pandemii SARS-CoV-2. Znajdujemy tam m.in. tezę, że „działalność gospodarcza taka jak górnictwo i hutnictwo została całkowicie wstrzymana”. Tak precyzując, to zaraza po prostu wybiła ludność i nie było komu prowadzić tej działalności, czemu autorzy formalnie nie zaprzeczają. Podobnie było z wioskami. To być może „tylko” sposób sformułowania wypowiedzi, ale jednak ukazano tu pośrednią analogię do obecnej sytuacji, ponieważ obecnie też można powiedzieć, że wiele branż „wstrzymało działalność”. Z tym że w średniowieczu wynikało to z masowego umierania, a nie życzeń rządu i lockdownu. Zresztą sami autorzy przypominają, że „Czarna Śmierć” wybiła około połowę ludności kontynentu. Zaś śmiertelność Covid-19 jest niska. Obecnie wynosi 0,5-1 proc. według WHO. Mimo tego próbuje się porównać dwie zupełnie nieadekwatne sytuacje.
Ale ten fragment to pikuś. Dalej jest znacznie lepiej. Jak czytamy, „ta bezprecedensowa pandemia nie tylko wyniszczyła ludność na obszarach, które dotknęła najmocniej, ale zabiła całe instytucje społeczne i gospodarcze – zwłaszcza te, które do tej pory ograniczały ludzką wolność i hamowały dobrobyt”.
– W regionach o najwyższej śmiertelności siła i pozycja społeczna robotników gwałtownie wzrosła, a praktyki wyzysku pracy uległy załamaniu. W konsekwencji władza, zwłaszcza na szczeblu lokalnym, stała się znacznie bardziej demokratyczna i inkluzywna – efekty, które można zaobserwować jeszcze wieki później. Dziś możemy być świadkami początków podobnej zmiany. Niedawny wzrost liczby pracowników odchodzących z nisko płatnych miejsc pracy, zwłaszcza w branży rekreacyjnej i hotelarskiej, spowodował, że pracodawcy zaczęli walczyć o obsadzenie wolnych stanowisk – czytamy w „Onecie”.
Innymi słowy, autorzy przekonują, że to w sumie dobrze, jeśli ludzie będą wymierali – z tego czy innego powodu – bo wzrośnie wartość pracy. Oczywiście, nikt nie zaproponuje prostszego postulatu, tj. wycofania kobiet z pracy zarobkowej. Lepiej ludzi się pozbyć z tego świata w ogóle. No i „święty Graal” współczesnych „elit”, czyli „więcej demokracji”. Jakby było to coś dobrego. Dlaczego nie jest – można posłuchać w rozmowie, którą przeprowadził ze mną redaktor naczelny, ks. Ryszard Halwa SAC.
Wracając do omawianego tekstu, według autorów to jest nie tylko dobre, ale wręcz wspaniałe, że jest więcej demokracji. Natomiast to, jak przedstawiono feudalizm, niemalże woła o pomstę do nieba. Jak przekonują autorzy, był to „hierarchiczny system społeczno-gospodarczy z arystokratycznym rycerstwem (i duchowieństwem) na szczycie i masą chłopów na dole”. Owszem, to wszystko prawda – był to system hierarchiczny, jednak „zapomniano” o kilku innych jego istotnych aspektach. Chociażby – w przeciwieństwie do całej reszty ówczesnego świata – o szacunku do poszczególnych klas. Wiem, że popkulturowe obrazy tamtego okresu przedstawiają zdegenerowaną i pełną pogardy klasę wyższą wobec niższej. Podobne przekłamanie funkcjonuje zresztą jako prawda np. w kwestii Świętej Inkwizycji, która robiła świetną robotę, dając przy okazji mocne fundamenty pod współczesne prawo, a która przedstawiana jest często jako banda psychopatów i żądnych przemocy degeneratów, którzy za każdym rogiem widzą diabła. O tym micie już zresztą na portalu pisałem TUTAJ.
W przypadku średniowiecznej Europy i systemu klasowego, to w rzeczywistości klasa wyższa rozumiała doskonale, że bez niższej nie może istnieć. Mało tego – ze względu na dominującą w tamtym czasie religię katolicką, bycie w klasie niższej nie uchodziło za nic uwłaczającego. Owszem, był to cięższy żywot, czemu nikt nie zaprzeczał. Ale w dzisiejszych czasach nic się nie zmieniło – osoby uboższe pracują ciężej. I tak będzie zawsze.
Jeszcze zabawniej się robi, gdy autorzy przekonują, że feudalizm polegał na „wysoce wyzyskującym systemie pracy przymusowej, zwanej pańszczyzną, który wymagał świadczenia pracy bez wynagrodzenia i znacznie ograniczał mobilność pracowników”. Tak, autorzy przedstawieni jako eksperci przekonują, że feudalizm ograniczał mobilność pracowników. Bo przecież wcale nie było tak, że to ówczesny stan rozwoju technologicznego ją ograniczał i nie pozwalał na szybkie, masowe podróże ludności w dowolne miejsca na świecie, a feudalizm był najlepszym systemem dostępnym ludzkości na tamtym poziomie rozwoju. Nie rzeczywistość, a system był ograniczeniem. Brawa dla „historyków”. Gdyby nie feudalizm, chłopi z pewnością mogli by wyjechać na wycieczkę do Chin, zwiedzać indyjskie pałace oraz odbyć pielgrzymkę do Ziemi Świętej. No tak by na pewno było.
A co do „wyzyskującego” systemu pracy wymagającego świadczenia bez wynagrodzenia – to także propaganda. Oczywiście, w ramach pańszczyzny chłop musiał wykonać pracę na polu dla swojego pana. W pewnych miejscach rzeczywiście pod pretekstem pańszczyzny dokonywano wyzysku, lecz takie zjawisko raczej było nieczęste. Ponadto niejednokrotnie za tę pracę chłop mógł uprawiać ziemię, która do niego nie należała i czerpać z niej owoce swojej pracy. A precyzując: uprawy.
Pańszczyzna wymagała, by przez jeden do kilku dni w tygodniu w ten sposób przepracować dla władzy. Konkretna ilość dni zależała od regionu Europy, miejscowego prawa oraz nieraz od obszaru, który zajmował dany chłop. Przykładowo, chłop – a raczej jego rodzina, gdy przyjrzymy się praktyce – mający dwa dni w tygodniu pańszczyzny, w ciągu roku przepracował 104 dni dla swojego pana. Dzisiaj, w „oświeconej socjaldemokracji” pracujemy de facto za darmo dla władzy o wiele dłużej. Dla przykładu, w Polsce dzień wolności podatkowej – czyli symboliczny dzień, gdy na podstawie aktualnych stawek podatkowych przestajemy pracować na rzecz władzy, a zaczynamy dla siebie – w tym roku wypadał 22 czerwca. A więc porównując, nasza pańszczyzna trwała 173 dni. No strasznie wyzyskiwano tych chłopów w XIV wieku, a my mamy wielkie szczęście, prawda? Szczególnie, że chłop miał swój dom, co jeść i z czego żyć. Tymczasem wielu dzisiaj, poza świadczeniem dla władzy, musi się jeszcze utrzymywać i nieraz oddzielnie płacić za wynajmowane mieszkanie.
Ale my mamy szczęście, że nie urodziliśmy się w tym pełnym wyzysku pańszczyźnianego feudalizmie!
Dominik Cwikła
Autor jest dziennikarzem i publicystą, założycielem portalu kontrrewolucja.net. Profile autora w mediach społecznościowych: Facebook, Twitter, YouTube
Źródło: onet.pl / prawy.pl