Starcie „tytanów intelektu” – Matczak kontra Zandberg (FELIETON)

0
0
/ Adrian Zandberg / Wikipedia

Co jakiś czas w naszym państwie z dykty, kartonu i patosu jakiś „autorytet” za dychę (albo dwie) pokłóci się z innym autorytetem w zbliżonej cenie. I zawsze jakaś (p)oślica lewicy naubliża (p)oślicy Partii Oszustów, czy Marta Lempart nawtyka innej feministycznej wywłoce, a tamta się jej odszczeknie, choć nie powinna bo to antysemityzm. Ostatnio starli się dwaj wybitni „intelektualiści” - szef partii Razem Adrian Zandberg (z tych właściwych etnicznych i komunistycznych Zandbergów) i profesor prawa Marcin Matczak (też z pierwszorzędnymi korzeniami). Znany z tego, że prawa nie zna, za to jest dumny, że jego synuś to nauczył się nawet rymować i został „sławnym raperem”.

Wojna gigantów

 

Cóż ci „tytani intelektu” i geniusze słowa mogli w rozmowach na poziomie niedostępnym dla zwykłych maluczkich powiedzieć? Otóż „Państwo prawa jak w mordę strzelił”, „żart z Psikutą, który mi pan zaserwował” i takie tam uwagi skrzące się lekkim dowcipem opartym na bezobjawowym intelekcie. Obie pańcie pokłóciły się o tekst z „Polityki”, a konkretnie jego jeden fragment. Otóż na Twitterze zamieszczono krótki fragment tekstu „Tata Maty” o Marcinie Matczaku z ostatniej „Polityki”. Autor tekstu Rafał Kalukin (też z pierwszorzędnymi korzeniami) tak przedstawił macenasa i prawnika: „Swoich krytyków nieco pogardliwie zbywa, że »mają problem z jego obecnością w mediach«. Dostaje się zwłaszcza młodej lewicy. (To słowa Matczaka): – Wątpię, aby tacy ludzie byli gotowi pracować po szesnaście godzin na dobę, żeby osiągnąć sukces. Indywidualne niepowodzenia bardzo często służą im potem jako uzasadnienia dla zmian systemowych. Wielkomiejskie zblazowanie progresywistów od sojowego latte przeciwstawia ambitnej młodzieży z prowincji, której – tutaj wskazuje na własne doświadczenia w zarządzaniu kancelaryjnymi stażystami – na ogół bardziej się chce i z zasady jest lepiej rokująca”. I tak towarzysz Kalukin wywołał ostrą dyskusję na Twitterze, w której zmierzyli się najwięksi z największych, czyli towarzysze Adrian Zandberg i Marcin Matczak. Poszło o podejście do pracy, płacy i wiele, wiele innych spraw ważnych, jak los wolnych ekokrowów.

 

Kawiorowa lewica, czyli swołocz z sojowym latte

 

Cóż zasadniczo i osobiście nie znoszą Matczaka, jak faszerowanych kaszą i warzywami kozich odbytów w kurdyjskiej restauracji, ale akurat w tym przypadku prawnik ma sporo racji. Sojowi laciarze to przyszłość lewicy. Na szczęście to nie jest przyszłość tego narodu, bo wtedy ten naród nie miałby przyszłości. Kawiorowa lewica, która w życiu nie przepracowała uczciwie godziny chce nam urządzać świat i wydawać nasze pieniądze. A najchętniej zabrać je nam wszystkie (już nawet nie większość). Ucieleśnieniem tej leniwej swołoczy z gębą pełną frazesów o równości społecznej, tolerancji, prawach zwierząt, kryzysie klimatycznym i równouprawnieniu LGBTQRWA ZNP z sojowym latte w łapie jest dumny drwal z partii Razem niejaki Adrian Zandberg. Typ do którego wzdycha połowa lewaczek i większość lewaków.

 

Do części tekstu poświęconego pracy odniósł się na Twitterze jeden z liderów Razem Adrian Zandberg i stwierdził – „Ależ pan ma silną psychikę, profesorze”.

 

 

Matczak zrozumiał dowcip i odniósł się do komentarza Zandberga „Ten żart z Psikutą, który mi pan zaserwował”.

 

 

Ale prawnik odwinął się na pierwszy tweet Zandberga: „Pan też może spróbować. Zapraszam na płatną praktykę: umowa o pracę, żadnego parzenia kawy, poważna robota, pełna opieka medyczna, nie ma owocowych czwartków. Niestety, trzeba zapieprzać. Nie wiem, czy w związku z tym pan reflektuje”. Nie musiał długo czekać na odpowiedź. „Umowa o pracę w wymiarze 16 godzin dziennie? Państwo prawa jak w mordę strzelił... Nie dziwię się, że musi pan szukać praktykantów na Twitterze. „(...). Niestety nie tłumaczy, w jaki sposób chce Pan zatrudniać na umowę o pracę w wymiarze 16 godzin dziennie.” – pocisnął mu Adrian Zandberg. – „Ale tłumaczy, dlaczego zamiast ciężko pracować, woli pan z pochwały lenistwa uczynić program polityczny. Może zamiast kpić z czyjejś ciężkiej pracy, sam spróbuje ją pan wykonywać? Czy kodeks zabrania mi pracy na dwóch etatach? Niech pan mi wytłumaczy, jak z pana lewicowym etosem łączy się kpina z kogoś, kto ciężko pracuje? Ten żart z Psikutą, który pan mi zaserwował, to jest kpina, którą uważam za pochwałę lenistwa. Moja praca jest dla pana zagrożeniem” - pienił się Matczak. Z kolei Zandberg nawciskał Matczakowi, że pochwałą lenistwa nazwał obowiązujący w kraju Kodeks pracy.

 

Cóż cała wymiana zdań obu tytanów wskazuje, że dzisiaj każdy może mieć wyższe wykształcenie, a czasami nawet być profesorem prawa. Jedynym plusem jest to, że owe pajace lewicy i demokracji chociaż znają film „Poranek Kojota”. Jednak jak mamy takie elity to los naszej biednej, socjalistycznej ojczyzny jest już przesądzony.

 

 

Źródło: redakcja

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną