COVID-19 to pretekst do zwiększenia kontroli społecznej?!

Od początku wybuchu pandemii koronawirusa polski rząd wprowadza obostrzenia z pominięciem wszelkich zasad prawa. I tak, obowiązek noszenia maseczek został nałożony bezprawnie i jest ograniczeniem wolności obywateli, co stwierdzały już w Polsce sądy, umarzając policyjne mandaty karające właśnie za brak maseczki.
Ksiądz, który stanął przed sądem za wpuszczenie większej liczby wiernych do kościoła, niż zalecane przez władze państwowe, został ułaskawiony. Sąd w uzasadnieniu podkreślał, że nie ma podstawy prawnej dla wymagania od księdza liczenia wiernych. Podobnie rowerzysta, który w czasie wiosennego lockdownu, odmówił przyjęcia mandatu za nieuzasadnione wyjście z domu, przed sądem obronił się. Jest to wina rządu, który nie dość, że postanowił radykalnie ograniczyć wolność obywateli, to przez wiele miesięcy czynił to jedynie na drodze rozporządzenia, a nie ustawy.
Od samego początku prawa obywatelskie, w imię bezpieczeństwa ludzi, były ograniczane na niespotykaną skalę, od bezprawnego nakazywania poruszania się w maseczkach po zakaz wychodzenia z domu. Policja i sanepid karały nieposłusznych i choć sądy decydowały o umorzeniu mandatów, które trafiły na wokandę, to jednak większość społeczeństwa trzymała się zaleceń. Organizowane od czasu do czasu protesty przedsiębiorców nie skupiały tak wielu ludzi, aby ich wystąpienia można nazwać narodowym buntem. Z czasem zresztą, pod wpływem brutalnego tłumienia protestów, ich liczebność jeszcze się zmniejszyła. Ich liderzy byli natomiast przedstawiani w mediach jako radykalni politycy i w ten sposób marginalizowani.
To zaś nie koniec gwałcenia naszych wolności, a w zasadzie dopiero przedsmak tego, co nas czeka w związku z tworzeniem paszportów szczepionkowych. Polski rząd niestety włącza się aktywnie w tę nową formę apartheidu. Minister zdrowia już w grudnie ogłosił, że powstanie centralny rejestr osób zaszczepionych. Może stać się on fundamentem nowego systemy dyskryminacji. Rząd zresztą nigdy nie ukrywał, że zaszczepieni mają otrzymać specjalne przywileje. Wśród nich planowane było np. zwolnienie z konieczności odbycia 14-dniowej kwarantanny po powrocie do kraju. Było to jedno z tych ograniczeń, które rząd wprowadził bezprawnie. Nie można bowiem zmuszać ludzi do izolacji, co do których nie ma podstaw, że są chorzy. Kiedy wszyscy chętni zostaną wyszczepieni, takie nakazy/zakazy będą biczem na tych, którzy zaszczepienia odmówili. Podobnie, ludzie niezaszczepieni mogą mieć problem z dostaniem się do lekarza lub szpitala.
To wszystko pokazuje, że COVID-19 został wykorzystany przez władze do testowania nowych narzędzi kontroli społecznej i ograniczania ludzkiej wolności. Niestety, eksperyment okazał się udany, a większość społeczeństwa posłusznie przyjęła narzucane absurdalne obostrzenia. Dochodziło co prawda do protestów, ale były one stosunkowo niewielkie. W Niemczech można było zaobserwować wielotysięczne demonstracje, na ulicach europejskich stolic dochodziło do starć z policją, ale w Polsce były to niewielkie wystąpienia szybko pacyfikowane przez policję. Fakt, że do pokojowych wystąpień stosowano tak nieadekwatne środki, pokazuje tylko, że nie chodziło o porządek społeczny. Celem było złamanie oporu społeczeństwa.
Teraz trwa przeciąganie linii, jeśli chodzi o przekonanie obywateli do zaszczepienia się. Jest to kolejny poziom eksperymentu, w którym władza, za pośrednictwem prośby i groźby, rozmaitych gratyfikacji i ograniczeń, stara się wymusić posłuch. Dochodzi do tak kuriozalnych sytuacji, że polski rząd zorganizował loterię, którą złośliwi nazywają, „kowidlotkiem”. Każdy kto się zaszczepi może wygrać samochód i wiele innych cennych nagród. Nie ma to już nic wspólnego z troską o zdrowie swoje i swoich najbliższych, z obywatelską postawą, a staje się elementem szerszego zjawiska konsumpcyjnego. Już teraz w mediach społecznościowych ludzie chwalą się kwitami potwierdzającymi zapis na szczepienia. Niedługo będą fotografować się ze sprzętami, które wygrali w loterii. Ale o to chodzi. Celebryci reklamujący szczepienia mają sprawić, że stanie się to modne.
Abstrahując jednak nawet od tego, jak bardzo koronawirus jest groźny i na ile szczepionki są konieczne, obostrzenia wprowadzane z jego powodu powinny niepokoić każdego człowieka, dla którego wolność i własność mają jakiekolwiek znaczenie. Do tej pory żaden rząd, nawet komunistyczny, a jeszcze wcześniej rządy zaborcze nie posunęły się tak daleko, aby ingerować w tzw. domowy mir i przestrzeń kultu do tego stopnia jak dzisiaj. Próba narzucenia przez władzę znacznych ograniczeń dotyczących tych dwóch wrażliwych sfer godzą w to, co najbardziej osobiste: przestrzeń prywatną i wolność religijną.
Próba „zorganizowania” przez władzę świąt Polakom przez wymuszanie, aby ludzie nie odwiedzali swoich rodzin i nie widzieli się z nikim poza najbliższą rodziną (o ile się z nią nie mieszka) były niebywałe. Podobnie jak zamykanie zdrowych ludzi na kwarantannie bez oznak choroby z ich strony. Zdarzały się wypadki, że ludzie zdrowi miesiącami nie mogli opuścić domu, śledzeni przez aplikację i monitorowani przez policję. Wiadomo, że zakaz przemieszczania się wprowadzony za pierwszego lockdownu był zupełnie bezprawny, co potwierdziły sądy. Trudno wyobrazić sobie bardziej elementarne prawo niż to do wychodzenia z domu. Pomysł premiera, z którego ostatecznie musiał się wycofać z obawy przed kompromitacją, by zabronić ludziom wychodzenia z domu w Sylwestra i zapalania fajerwerek, pokazuje skalę otumanienia władzy.
Co powiedzieć zaś o zamknięciu kościołów w wielu krajach na świecie lub wprowadzaniu znacznych limitów wiernych uczestniczących w nabożeństwach? Co z zakazem nabożeństw we Francji i z pomysłem w Polsce (z którego się ostatecznie wycofano), aby kapłan w czasie liturgii też musiał mieć na sobie maseczkę? Co z nierównym traktowaniem wiernych, których mniej mogło być w dużym kościele niż podróżnych w autobusie? Co z donosami i wchodzeniem policji do świątyń? Ludzie wychowani w PRL-u powinni być wyczuleni na taką ingerencję w liturgię. Nie posuwali się do tego nawet komuniści, którzy nie mieli odwagi pod byle pretekstem wejść do kościoła i przerwać Mszę. A tak się działo i w Polsce, i na świecie. W Wielkiej Brytanii policja przerwała nabożeństwo Wielkiego Piątku i nakazała ludziom powrót do domu. Później za to przepraszała, bo było to bezprawne nawet w świetle obowiązujących obostrzeń.
Przerażające są nie tylko uroszczenia władzy do przejęcia ostatnich stref będących poza jej zasięgiem. Władza zawsze miała bowiem takie pragnienia i tylko niezgoda poddanych i duchowieństwa sprawiały, że cofała się w porę. Najgorsze jest to, że obywatele biernie przyjęli nowe zasady, a biskupi nawet je poparli. Bardzo źle to wróży na przyszłość, kiedy pod pretekstem epidemii, klęski żywiołowej, czegokolwiek innego rząd postanowi znowu zamknąć kościoły i będzie decydować, co kapłani i wierni mogą robić na należącym przecież do nich terenie.
Źródło: redakcja