Uchodźczynie i uchodźcy płakali czując zapach i widząc jak Lempart z koleżankami żarły grochóweczkę (FELIETON)

Niewypowiedziane bestialstwo i skrajny rasizm wulgarnych, feministycznych samic z tak zwanego Strajku Kobiet! Jadły grochówkę na boczku i kiełbasie przy tym głośno siorbiąc i mlaskając na oczach biednych uchodźców, którzy w tym samym czasie po drugiej stronie granicy są skazani na suchy prowiant w postaci białoruskich konserw i chleba popijanych wodą z rzeki! Co więcej zapach potrawy unosił się nawet kilkaset metrów dalej. Przez co uchodźczynie i uchodźcy mieli oczy pełne łez, a ich żołądki grały Marsza Radetzkiego.
Nie licząc się z uczuciami wygłodzonych na suchych racjach armii białoruskiej uchodźców z nie wiadomo skąd feministyczne radykałki z tak zwanego „Strajku Kobiet” zrobiły sobie pod białoruską granicą piknik. Którego ukoronowaniem było zeżarcie kociołka pożywnej grochówki na boczku i kiełbasie. Jak twierdzą anonimowi świadkowie ze Straży Granicznej „sam zapach wyciskał łzy z oczu i poruszał kubki smakowe”. To danie musiało być zamówione w jakimś cateringu, ponieważ żadna z przebywających na granicy nominalnych samic nie posiada żadnych cnót niewieścich, ani zdolności kulinarnych.
Dzisiaj wyjątkowo od feministek nie śmierdziało
To tłumaczyłoby nieziemski zapach unoszący się nad miejscem biwaku feministek Strajku Kobiet, nad którymi to miejscami przeważnie unosi się zapach wynikający raczej z braku mydła, dezodorantu i oszczędzania wody (w przypadku nominalnej liderzycy i kilku innych także nie używania szamponu) przez wymienione wyżej osobokobiety. Zazwyczaj woń zapachowa była bliższa schronisku dla bezdomnych, niż filmowej fikcji z „Zapachu kobiety”. Tym razem było inaczej.
Skąd pochodziła grochówka?
Nasze źródła nie dowiedziały się niestety, czy owa grochówka została przywieziona z odległych o kilka kilometrów Krynek, Sokółki, czy może ze znajdującego się 30 kilometrów dalej Białegostoku. Co więcej niektóre tropy wskazują, że mogła zostać ona ugotowana przez jedną z miejscowych gospodyń, którą działaczki wzięły na litość (ewentualnie podstępem, że to dla uchodźców). Jedno jest pewne – żadna z działaczek Strajku Kobiet niczego nie gotowała, ponieważ to upodobniłoby je do ofiar męskiej supremacji.
Lornetka do wypatrywania boczku w zupie
Jedna z działaczek serwujących ową zupę miała na szyi specjalistyczną lornetkę. Jak twierdzą eksperci z Instytutu Optyki Wojskowej w Al - Warsaw była to specjalna lornetka do wypatrywania boczku w zupie. Kiedyś służyła do wyszukiwania w kotle paróweczek:
Tam wcale nie było mięsa
Jak powiedziała jedna z feministek - „Tam wcale nie było mięsa. Danie było w pełni wegańskie. Do grochu dodaliśmy podsmażany wegański boczek z tofu i wegańską kiełbasę z soi”. Jak skomentował żołnierz będący naocznym świadkiem wydarzenia - „Nie wiem co wrzuciły do zupy, ale chwilę wcześniej ta najgrubsza z nich, chyba liderka biegła z pętem kiełbasy, wyglądającym na toruńską i w biegu ją pożerała, a pozostałe biegły za nią. Jednak nie udało im się jej złapać, dopóki nie zeżarła całości”. Na tą insynuację odpowiedziała sama liderka - „Ze względów religijnych nie jem niczego, co nie jest koszerne. A więc nie jadałam kiełbasy, a tak w ogóle to nic nie jadłam. Bo ja nie jem, tylko pranicznie żywię się promieniami słonecznymi. To pozwala mi zachować doskonałą linię”. Tu możemy się zapoznać z częścią wypowiedzi liderki Strajku Kobiet w oryginale:
To nie mogło być haram
„Zapach był taki, że jestem pewien, że jestem pewien, że to nie było haram (nieczyste) mówi jeden z imigrantów przełykając ślinę. „Pewnie to była wege grochóweczką na wege boczku z wege kiełbaską. Taki zupny odpowiednik naszego falafela, czyli kotleta z grochu. Musiało być pyszne” - dodaje drugi uchodźca przełykając ślinę. Trzeci dodał „A my już drugi tydzień na białoruskich konserwach nie wiadomo z czego, bo przecież nie znam cyrylicy”.
A Toi Toi gdzie?
Nie wiadomo, czy zupa grochowa nie przyniosła ze sobą poważnych konsekwencji. Ponieważ infrastruktury typu Toi Toi dziewuchy nie przywiozły ze sobą. Doświadczony białostocki myśliwy Jan Strzelec – Strzelecki wziął jeden ze śladów bytności feministek za pozostałość po słoniu z ostrą biegunką. Nie wiemy, czy pozostawiła go sama liderka.
Nie udzieliły również odpowiedzi kto będzie sprzątał łąkę po ich bytności? W końcu przy kolejnej próbie przebicia się przez granicę (p)osioł Franuś „Pędziwiatr” Sterczewski może dla odmiany wywalić się nie na krowim, ale na feministycznym placku. Za co po raz kolejny może żądać odszkodowania od Straży Granicznej. Ponieważ już zapowiedział, że będzie się domagał tego, za sinika. I to ostatnie to nie jest fejk, ani żart.
Piotr Stępień
Źródło: Piotr Stępień