Zarządzenia sanitarne nazistów w getcie. Dziś warto o nich pamiętać

Znajomość historii czyni nieszczęśliwym. Trudno się cieszyć, gdy dostrzega się analogie między obecnymi wydarzeniami a tymi z przeszłości. Dziś dziesiątki tysięcy ludzi umierają, bo w imię walki z Covid zostali pozbawieni dostępu do niezbędnej opieki medycznej przez władze. Kryzys humanitarny został sztucznie wywołany i jest pogłębiany przez kolejne zarządzenia.
W czasie II wojny światowej ziemie polskie znalazły się pod okupacją nazistowskich Niemiec i komunistycznej Rosji. Nazistowski okupant polskich obywateli żydowskiego pochodzenia zamknął w gettach, pozbawiając zdecydowaną większość z nich normalnych warunków mieszkaniowych, źródeł utrzymania, dostępu do żywności, higieny i lecznictwa. Doprowadziło to do epidemii chorób zakaźnych. Kryzys humanitarny był sztucznie wywołany przez nazistów.
Jak można się dowiedzieć ze strony Żydowskiego Instytutu Historycznego (z artykułu „Księga parówki, czyli jak ''walczono'' z tyfusem w getcie warszawskim"), „w getcie warszawskim panowały fatalne warunki sanitarne". - Z tego powodu regularnie pojawiały się przypadki tyfusu. Niemcy szczególnie bali się tej choroby i obwiniali Żydów o jej rozprzestrzenianie. Przymusowe dezynfekcje, tak zwane parówki, były jeszcze jednym sposobem na nękanie ludności getta warszawskiego. Perec Opoczyński [współtwórca Podziemnego Archiwum Getta Warszawy], pisarz i współpracownik grupy Oneg Szabat, poświęcił im reportaż „Księga parówki". Dur plamisty, najgroźniejszą z chorób znanych powszechnie pod nazwą tyfusu, wywołują bakterie Rickettsia prowazekii, przenoszone przez wesz odzieżową. Przed zarażeniem chroni przestrzeganie zasad higieny. W getcie było to często niemożliwe. Przymusowe dezynfekcje, zarządzane przez władze niemieckie, nie miały zresztą na celu rzeczywistej walki z epidemią - czytamy.
Każda epoka ma swoją propagandę na rzecz segregacji sanitarnej. Dziś kanałem propagowania segregacji sanitarnej jest telewizja, która, choć wynaleziona przed wojną, nie była na szczęście tak wówczas upowszechniona jak dziś, więc naziści działania propagandowe realizowali tradycyjnymi metodami. Jak można się dowiedzieć z relacji Pereca Opoczyńskiego, „wielkie na szerokość ulicy plakaty z napisem: „Strzeż się! To jest dzielnica tyfusu!" wisiały przy wjazdach [...] do żydowskiej dzielnicy. Plakaty miały, po pierwsze, pogłębić przepaść między Polakami a Żydami, po drugie, sprawić, by żaden niemiecki żołnierz nie przekroczył granicy żydowskiej strefy".
Tak jak dziś i w getcie warszawskim naziści podporządkowali życie społeczne władzy lekarzy. Według relacji Pereca Opoczyńskiego „miasto podzielono na rewiry sanitarne nadzorowane przez ''doświadczonych'' lekarzy, z niemieckim naczelnym lekarzem miejskim jako szefem wydziału zdrowia". - I tak oto pewnego pięknego ranka owi lekarze rewirowi jęli chodzić po domach, sprawdzając czystość. [...] Wieczorem w przededniu kontroli sanitarnej przedstawiciele komitetu domowego chodzili od sąsiada do sąsiada i sami sprawdzali stan czystości, dawali potem wskazówki, co jeszcze i jak wyczyścić - czytamy.
Mikroskopijne przydziały mydła sprawiały, że mieszkańcy getta nie mieli jak zachować czystości. Komisje lekarzy skazywały ich na ''parówkę". Po takim wyroku następnego dnia rano według relacji Pereca Opoczyńskiego „po wszystkich klatkach i schodach odciętych od świata domów biegają policjanci, pukają w każde drzwi i zapowiadają, że około ósmej wszyscy mają się znaleźć na podwórku gotowi do odmarszu do łaźni". - W izbie na czas dezynfekcji może pozostać tylko jedna osoba. [...] Nagle policjanci obstawiają wejścia do klatek. Na każdym piętrze funkcjonariusz. Na dole, u wyjścia też. Policjant odprowadza wzrokiem schodzących na podwórze, śledzi, czy staną w szeregu tych, którzy pójdą do łaźni. Policjanci ryją na strychach, przeszukują komórki, szukają nawet w szafach, sprawdzając, czy nikt się tam nie schował. A jeśli złapią tam kogoś, to biada mu, krzyczy w niebogłosy. Na podwórzu stoją już dwie długie kolejki: mężczyźni i kobiety z dziećmi. Kobiety żalą się sobie, wzdychają, oglądają jedna drugiej głowy i starają się odgadnąć, czy grozi im jakieś niebezpieczeństwo z powodu włosów, czy też nie - relacjonował.
Na zarządzenie lekarzy w ramach dezynfekcji z domów wypędzonych do łaźni ludzi zaczeli „szprycerzy wywlekać na podwórze pierwsze szafki, kozetki, księgi, a nawet obuwie, rzucają to wszystko na kupę i podpalają". - Kiedy pierwsza partia w strasznej zgryzocie idzie do łaźni, w domu odbywa się „czyszczenie". Wprawdzie lekarz nakazał zapisać, jakiego rodzaju środki mają być zaaplikowane w poszczególnych mieszkaniach, ale po jego odejściu rządzą szprycerzy: mieszają wszystko i wydają swój werdykt. I tak w izbie, w której pościel lśni białością, w której gospodyni zachowała do kontroli najlepsze powleczenie, jakie posiadała, szprycerzy nakazują pakowanie do ostatniej poduszeczki i przygotowanie wszystkiego do parówki. Na uwagę, że nawet ślepy spostrzegłby, że pościel jest czysta, szprycerka o złym oku ma zawsze gotową odpowiedź: tak, poszewki są czyste, ale pióra pełne kurzu - czytamy. Jeśli nie znajdują nic brudnego, to szprycerzy „zabiera się do plądrowania, szukania, przewracania wszystkiego do góry nogami. Jeśli niczego nie znajdą w izbie, to nie mając wyboru, straszą, że jeszcze znajdą, że jeszcze się dowiedzą, dokąd wyniosła brudy".
Po usunięciu mieszkańców i ich rzeczy pomieszczenia były przez szprycerów dezynfekowane środkami chemicznymi (karbolem lub lizolem – trudno nie mieć skojarzeń ze środkiem o podobnej nazwie nachalnie reklamowanym we współczesnej telewizji).
Ludzie są wysłani przez komisje lekarskie do dezynfekcji w łaźniach oblewani chemikaliami, usuwa się im owłosienie, nadzy w tłumie byli oblewani wodą. Nagi tłum był godzinami trzymany na zewnątrz w zimnie i głodzie, ubrania były poddawane działaniu pary.
Na stronie Muzeum Getta przedrukowany został artykuł „Chodzi nie o zlikwidowanie epidemii, lecz o zlikwidowanie Żydów" autorstwa dr Martyny Grądzkiej-Rejak. Z artykułu można się dowiedzieć, że niemiecka propaganda nazywała część Warszawy przeznaczoną dla Żydów mianem „Seuchensperrgebiet, czyli obszarem zagrożonym tyfusem". Okupujący ziemie polskie Niemcy najpierw nakazali nosić Żydom opaski z gwiazdą Dawida, a potem „przystąpili do fizycznego oddzielania Żydów od pozostałych mieszkańców miast, miasteczek i wsi".
Warto pamiętać, że „wydzielanie dzielnic żydowskich uzasadniano m.in. rzekomą koniecznością odseparowania Żydów od reszty mieszkańców z powodów higienicznych: mieli być oni nosicielami wszy, roznosicielami tyfusu plamistego oraz innych chorób. Niejednokrotnie teren gett oznaczano tablicą z polsko i niemieckojęzycznym napisem Obszar zagrożony tyfusem".
Kiedy Niemcy zamknęli Żydów w getcie warszawskim „wszelkie próby opuszczenia lub wchodzenia tam bez przepustki były karane (od bicia przez areszt po karę śmierci w późniejszym okresie). W budynkach granicznych, głównie w dolnych partiach, zamurowano okna i drzwi od tzw. aryjskiej strony".
Z artykułu opublikowanego na stronie Muzeum Getta można się dowiedzieć, że „zamknięciu bram getta towarzyszyła kampania propagandowa, której celem było ukazanie, że jest to nie tylko potrzebne, ale i jedyne racjonalne wyjście mające na celu ochronę pozostałych mieszkańców Warszawy". - W ten sposób władze chciały izolować nosicieli niebezpiecznych zarazków. Ludzie nazywający się doktorami medycyny uzasadnili taką tezę - czytamy.
Warto pamiętać, że niemiecki okupant za pomaganie Żydom (w tym i niezauważanie żydowskich uciekinierów, danie im kromki chleba) karał Polaków (tych, którzy pomagali, ich rodziny, i sąsiadów) śmiercią. Swoje zarządzenia Niemcy uzasadniali względami sanitarnymi i walką z chorobami zakaźnymi.
Jan Bodakowski
Źródło: prawy.pl