PZU wchodzi w branżę fitness. Po to był lockdown?

Nowością w ofercie kontrolowanego przez państwo ubezpieczyciela mają być karty sportowe. Aby PZU odniosło sukces, musi jednak mieć sporo własnych klubów fitness. A tego boją się ich obecni właściciele.
PZU chce wejść na rynek fitness – pisze serwis Wyborcza.biz. Ubezpieczyciel planuje dystrybuować własne karty sportowe, dające możliwość korzystania z wielu klubów fitness, basenów i innych obiektów służących poprawie kondycji. Liderem tego rynku jest dziś spółka Benefit, operator kart Multisport, popularne są też karty FitProfit i OK System (dystrybuowane przez Medivover). Wyborcza.biz przypomina, że w tej branży kluczem do sukcesu jest nie tylko wydawanie kart, ale i posiadanie własnych klubów fitness. Benefit Systems jest dziś stuprocentowym właścicielem 141 obiektów – ma więc około 37 proc. obiektów sieciowych w Polsce. Dziś sytuacja pandemiczna i związane z nim restrykcje spowodowały zapaść na rynku klubów fitness. Wiele zbankrutowało, reszta balansuje na granicy przetrwania. Właściciele klubów i eksperci cytowani przez Wyborcza.biz przekonują, że PZU będzie musiało przejąć sporo klubów, prawdopodobnie będzie też grało na osłabienie lidera rynku. Już dziś za jednego klienta chce płacić klubom fitness o 30 proc. więcej, niż operator Multisporta. Kontrolowany przez państwo ubezpieczyciel ma zasoby gotówki, które mogą pozwolić mu na skupowanie osłabionych restrykcjami klubów. A to budzi obawy rynku o zachwianie równowagi i spore zmiany – niekoniecznie na lepsze dla właścicieli obiektów. W środowisku huczy od plotek na temat chęci wyeliminowania Benefitu przez PZU - pisze serwis. – Są obawy, że PZU zechce przejąć z czasem mniejsze kluby albo otworzyć w ich miejsce własne, mając już gotowy produkt. Państwowa spółka będzie się liczyć na tym rynku. Ma dużą bazę klientów – uważa właścicielka podwarszawskiego klubu w rozmowie z Wyborcza.biz.
- Koronawirus nas wykończył - mówi z goryczą Ewelina Ranc, właścicielka siłowni w Krakowie. - 10 lat prowadziłam ten biznes, wystarczył rok pandemii i obostrzenia nakładane przez rząd, aby zniszczyć wszystko. Nie ona jedna kończy działalność. W sieci nie brakuje ofert sprzedaży pełnego wyposażenia do ćwiczeń. Są i tacy, którzy chcą je kupić, ale po zaniżonej cenie. - Nie brakuje cwaniaków - komentuje jeden z rozmówców money.pl Na portalach sprzedażowych można znaleźć liczne oferty wystawionego sprzętu sportowego, a także kompletnych siłowni wraz z lokalem. - Koronawirus nas wykończył. Nie poradziliśmy sobie. Koszty nas przerosły. Nie da się utrzymać, nie mogąc zarabiać - przyznaje w rozmowie z money.pl Ewelina Ranc, właścicielka siłowni w Krakowie. Funkcjonowała w tej branży 10 lat, teraz musiała zamknąć interes, a sprzęt wystawić na sprzedaż. Upłynnia całe wyposażenie, od dużych siłowych maszyn do ćwiczeń, zestawów do ćwiczeń kardio, suwnic do wyciskania, orbitreków, rowerków przez ławeczki, po obciążenia, stojaki, sztangi, hantle, czy pasy trx. Słowem wszystko, co służyło klientom do treningów w tej krakowskiej siłowni. Sprzęt odnowiony lub zupełnie nowy, bo siłownia ma za sobą remont. Właścicielka chciała produktywnie wykorzystać tę przerwę. - Rok jesteśmy zamknięci. Nikt się nie spodziewał, że zostaniemy zamknięci na tak długo. Środki, które jeszcze były, zostały zainwestowane. Jak podkreśla, te krótkie okresy odwilży nie dały możliwości odbicia się finansowego. Jak zaznacza, najlepszy okres dla funkcjonowania siłowni, czyli kwiecień, maj, czerwiec byli zamknięci. - Odmrożono nas na wakacje, w czasie kiedy ruch na siłowniach jest najmniejszy, a po nich przyszło znów zamknięcie - zaznacza. Jak mówi, rok pandemii zniszczył wszystko. - Co tu dużo mówić. Obostrzenia nakładane przez państwo dobiły nas. Pomoc, którą nam zaoferowano, jest skandalicznie niewystarczająca. Otrzymaliśmy 5 tys. jednorazowo, złożyliśmy wnioski o kolejne, ale co to jest, kiedy sam czynsz to 5,7 tys. zł, a gdzie reszta opłat? - pyta pani Ewelina.
Nie zdecydowali się na bunt i otwarcie pomimo zakazów. - Jak mamy mieć opłaty i dodatkowy stres związany z kontrolami, sprawami sądowymi, albo oddać te drobne, które nam dali, to zdecydowaliśmy się wziąć to na przetrwanie - tłumaczy. - Poza tym nie wiadomo, czy ludzie faktycznie by przyszli. Jest wirus, ludzie się obawiają. Jest w nas również pewna odpowiedzialność. Skoro zdecydowano o zamknięciu, a powodem miało być bezpieczeństwo i walka z pandemią, to nie łamaliśmy tych zasad.
WO
Źródło: money.pl, wyborcza.biz