Protest medialnych gigantów. I znów hipokryzja

0
0
/ fot. Twitter (edytowane)

Środa była dniem protestu opozycyjno- prywatnych mediów – telewizyjnych, radiowych i internetowych. Zamilkły na dobę i wyświetlały jedynie czarną planszę z jakimiś odezwami, rzekomo w obronie wolności słowa, niezależnego dziennikarstwa itd. I znów hipokryzja – walka o wolność mediów. A kiedy za obecnej władzy były one zagrożone. O ile pamięć nie myli, to podczas ubiegłorocznej kampanii prezydenckiej Rafał Trzaskowski z jadowitym krzywym uśmiechem zapowiadał likwidację TVP info, grożąc dziennikarzom masowymi zwolnieniami. Kilka dni temu podczas sobotniej konwencji PO wiceprzewodniczący partii również ponowił ten postulat, jako jedno z kluczowych zadań dla nowych władz. Czy dziennikarze z mediów prywatnych chcieli walczyć o etos niezależnego dziennikarstwa?

Nic z tych rzeczy. Postulat Trzaskowskiego został przez nich przyjęty w milczeniu aprobaty. Wyobraźmy sobie co by się działo, gdyby podczas kampanii wyborczej Andrzej Duda zapowiedział likwidację najbardziej agresywnych redakcji telewizyjnych. Ludzi w obronie wolności mediów wyprowadzono by na ulice, a tzw. zagranica byłaby ciągle nękana, aby ustalić kary dla reżimowej Polski. Gdyby zwyciężył wówczas Rafał Trzaskowski zapewne pierwszym jego działaniem byłoby wprowadzenie zapowiadanej likwidacji TVP info i nikt na pewno by się temu się sprzeciwił, a UE udawałaby, że tego nie widzi.

Kto mówi, ze opozycja totalna nie ma programu? Ona ma konsekwentny program od początku swego istnienia – jest nim obalenie obecnego rządu. Dlatego to ciągłe wszczynanie jakiś niepokojów społecznych, stwarzanie nieustającej atmosfery zagrożenia, niepewności, czyhającej ze wszystkich stron apokalipsy. Agresywne protesty Strajku Kobiet są na wygaszeniu, trzeba było sięgnąć po coś nowego. Wybrano protest medialny. Forma jego nawiązuje do stanu wojennego, który wprowadził Jaruzelski. Też milczenie mediów, czarne plansze itp. Tylko wówczas nikt nie zawieszał działalności prasowo-radiowo-telewizyjnych z powodu pieniędzy. Naród został pozbawiony informacji, bo wszystkie prawa obywatelskie zostały zawieszone. Wymowa jest zupełnie inna, ale pozostała gra na emocjach, stworzenie atmosfery zagrożenia – coś się dzieje niepokojącego.

A o co chodzi w rzeczywistości? O płacenie podatków przez giganty medialne. Ich zdaniem - niskie opodatkowanie międzynarodowych gigantów cyfrowych i rzekoma niemożność wyegzekwowania tych opłat, groźba zbyt dużego obciążenia stacji telewizyjnych oraz niechęć wsparcia funduszu kultury ze względu na obciążenia patriotyczne.

Protest: „Media bez wyboru” był inicjatywą nacisku, jakie wywarły dwie osoby na inne medialne koncerny. Inicjatorami byli redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” Bogusław Chrobota i Katarzyna Kieli menadżerka TVN, bardzo wpływowa osoba, żyjąca w przyjaźni z Rafałem Trzaskowskim. „Jeżeli tego nie zrobicie – straszyli - staniecie w jednym szeregu z Jackiem Kurskim”. Możliwość takiego towarzystwa jak prezes TVP podziałała i protest został zrealizowany.

Składka solidarnościowa ma pochodzić z części zysków z reklam największych graczy. Tak zakłada projekt opodatkowania. Jest na razie w formie wstępnej, na etapie dialogu z zainteresowanymi, którzy do 16 lutego mogą zgłaszać swoje uwagi i propozycje merytoryczne. Wysokość składki będzie negocjowana. Zyski mają zasilić NFZ, część ma być przeznaczona na wsparcie odbudowy zabytków i wspomożenie kultury. Ta dziedzina wyjątkowo ucierpiała z powodu COVID.

Takie opodatkowanie nie jest niczym nowym. W Wielkiej Brytanii składka wynosi 2 proc, 3 proc obowiązuje we Francji, Włoszech, Hiszpanii, 5 proc. w Austrii.

Składką mają być objęci giganci cyfrowi, których globalne przychody to ok. 3,4 mld (750 mln. euro), a przychody z reklamy internetowej w Polsce przekraczają 22 mln zł. (5 mln euro).

Każdy musi płacić podatki zależnie od zamożności. Agora, która bardzo aktywnie uczestniczy w proteście, w 2019 r. pięcioosobowy jej zarząd zarobił 4,77 mln zł. Bezustannie narzekano na trudną sytuację koncernu prasowego, skorzystano nawet z tarczy antykryzysowej i zwolniono kilkuset pracowników.

W czwartek rano redakcje ruszyły. Bały się olbrzymich strat z niewywiązywania się z emisji reklam. Ale cyrk nadal trwa. Dziennikarze strajkujących stacji występowali na czarno, albo mieli zaklejone usta czarną taśmą, a z ekranów telewizyjnych lał się kłamliwy przekaz –o zagrożonej wolności mediów i ocenie jaką muszą strajkujące stacje zapłacić za reżimowe prawo. Oczywiście dowiedzieliśmy się, że protest spotkał się ze zrozumieniem zagranicy. Vera Jourova gorąco wsparła protestujących i obiecała wzięcie ich w obronę. Ciekawe, dlaczego podobne podatki zostały w innych europejskich krajach zaakceptowane bez żadnego szemrania. A tu znów Polska została postawiona do kąta.

Przy okazji tego protestu mogliśmy się przekonać do kogo należy przekaz telewizyjny. Kilka kliknięć po kanałach i już wiadomo, że prawie wszystkie stacje ozdobione były czarnymi planszami. Ale przecież w Polsce wolność słowa jest tępiona. Więc jak to jest w rzeczywistości?

Iwona Galińska

Źródło: prawy.pl

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną