Dla hołoty lockdown i DDM, a dla rządzących narty, pokazy i stabilna praca w państwowych spółkach

0
0
/ fot. YouTube/OKO.press/Pixabay (kolaż)

Obecna sytuacja absurdalnych restrykcji i lockdownu jak chyba żaden moment pokazuje, że III RP to państwo, gdzie polityczne „elity” i ich rodziny są tymi, dla których wszystko jest zorganizowane i przez nas opłacane. Reszta społeczeństwa natomiast, gorzej niż chłopi pańszczyźniani, mają słuchać się władzy, modlić o przetrwanie i bezkrytycznie się słuchać poleceń rządu.

Przedwczoraj TVN poinformował, że synowie wicepremier Jadwigi Emilewicz jeździli na nartach bez licencji. Sama Emilewicz zaprzeczyła i twierdziła, że jej synowie mają pozwolenia. Podała nawet numer licencji najstarszego syna: 01115. Niestety, w publicznie dostępnym wykazie na stronie PZN pod tym numerem znajduje się nieaktywny członek, Franciszek Burliga, nie syn pani wicepremier, co wskazuje, że chyba może się mijać ona z prawdą. Natomiast TVN  ustalił, że „wnioski o wydanie licencji dla trzech synów byłej wicepremier trafiły do Polskiego Związku Narciarskiego 7 stycznia”. Tymczasem zgrupowanie narciarskie z udziałem synów wicepremier miało miejsce dzień wcześniej. I zupełnym przypadkiem, po wyszukaniu po nazwisku, trzech synów pani wicepremier faktycznie posiada licencje o numerach 02367, 02368 i 02369. Są to licencje najnowsze, numerów 02370 i wyższych nie znajdziemy. Ależ zbieg okoliczności, który z pewnością mógłby się przydarzyć zwykłemu Polakowi!

Wedle rozporządzenia rządu, którego Jadwiga Emilewicz była wicepremierem, aby korzystać ze stoków, trzeba mieć licencję Polskiego Związku Narciarskiego. Tak napisano w rozporządzeniu z 21 grudnia. Jak widać, wedle praktyki z 6 stycznia, opcją alternatywną jest bycie dzieckiem polityka partii rządzącej. Reszta Polaków w zimę ma siedzieć w domach, a jeśli już muszą wychodzić, mają utrzymywać dystans i mieć nałożone maski.

Wedle rządowych restrykcji, nie wolno też nikomu zasiadać na trybunach podczas meczów. Nieformalnie jednak chyba nie dotyczy to osób z rządu. Artur Soboń – wiceminister resortu aktywów państwowych – i Adam Gawęda – były wiceminister energii – bowiem wzięli udział jako widownia na trybunach w meczu siatkówki PlusLigi między Jastrzębskim Węglem i VERVĄ Warszawa.

Oczywiście, tłumaczenie było gotowe i w pełni „legitne”. Soboń przekonywał, że „przyjechał zobaczyć inwestycje w Radlinie” i przy okazji dostał zaproszenie od prezesa Jastrzębskiej Spółki Węglowej, by „przekazać podczas meczu z Vervą dobrą informację dla klubu o uruchomionym tego dnia sponsoringu ze strony spółki”. Gawęda zaś twierdził, że udział w meczu był „częścią roboczej wizyty wiceministra Artura Sobonia w Jastrzębiu i Radlinie”, zaś on sam był tam „nie jako kibic, ale jako były wiceminister”. A poza tym „omawiali ważne sprawy związane z kontynuacją współpracy i wsparcia finansowego dla jastrzębskiej drużyny”. No jakże im nie wierzyć, prawda?

To nie pierwsze i oczywiście nie ostatnie przypadki łamania własnych obostrzeń. Wystarczy przypomnieć, skąd pojawiła się wielka popularność jak i sama piosenka Kazika „Twój ból jest lepszy niż mój”, zaczynająca się od słów „zamknięte cmentarze”. Przypomnieć można też wystąpienie bez maski Jarosława Kaczyńskiego, gdy z jednej strony poseł Grzegorz Braun dopiero co był atakowany przez Marszałka Sejmu za to, że na mównicy jest bez tejże.

Jeszcze inną kwestią jest sprawa zamkniętych biznesów. Pomijam już absurdalność tych restrykcji i ich bezsensowność, bo o tym co i raz pisałem na swoich profilach w mediach społecznościowych, ja czy wiele innych osób. Chciałbym tu jednak zwrócić uwagę na różnicę między pozycją zwykłych Polaków a polityków.

Niedawno pisaliśmy, że Magdalena Szefernaker, żona wiceministra Spraw Wewnętrznych i Administracji Pawła Szefernakera jest rzecznikiem prasowym Polskiego Holdingu Hotelowego, spółki „w 100 proc. z kapitałem państwowym”, a więc stabilnej, która będzie istniała tak długo, jak samo państwo. W razie czego dołoży się z budżetu, tj. z naszych kieszeni, i będzie na wszelkie inwestycje oraz wypłaty. Tak więc państwo Szefernaker martwić się o sprawy finansowe nie muszą – mają z naszych kieszeni zagwarantowane utrzymanie. I to na wysokim poziomie.

- Wszyscy ponosimy koszty działań mających na celu ograniczenie rozprzestrzeniania się koronawirusa – napisała we wspomnianym wcześniej poście na Facebooku wicepremier Jadwiga Emilewicz. Ale czy na pewno w taki sam sposób? Dla typowego przedstawiciela politycznych „elit” z PiS „kosztem” jest konieczność publicznie noszenia osłony na twarz, uważania, by nie dać się samemu lub członkowi swojej rodziny sfotografować na meczu lub zjeździe narciarskim oraz niemożność uczestniczenia w imprezach.

Tymczasem zwykli ludzie nie wiedzą, co będzie jutro. Polscy przedsiębiorcy muszą wszczynać bunt, by móc otworzyć restaurację. I nie dlatego, że to „wyzyskiwacze prywaciarze ryzykujący życie pracowników i klientów w dobie pandemii”, ale dlatego, że mają kredyty związane ze swoją działalnością. W przeciwnym wypadku skończą na bruku. Poza tym mają pracowników, za których – wbrew socjalistycznej propagandzie – odczuwają odpowiedzialność. Na samym początku tzw. pandemii kolega pracujący w branży gastronomicznej powiedział mi, że szefostwo umówiło się z nimi, że formalnie nie pracują, ale nieoficjalnie pewne wynagrodzenie otrzymają. Aby jednak można było wypłacić, trzeba pieniądze mieć. Wielu też przedsiębiorców jest cały czas dojonych przez państwo haraczami – bo obecnych przepisów oraz stawek „podatkiem” nazywać się nie godzi.

„Ponoszeniem kosztów” przez rządzących jest też ewentualne wydawanie pieniędzy na prywatną opiekę medyczną w razie niecovidowego schorzenia. Opiekę, na którą zwykłych Polaków w większości nie stać z powodu wspomnianych żądań państwa. A jeśli ktoś Covida nie ma, to zbyt łatwo opieki medycznej ze strony państwowych lekarzy nie otrzyma. Widzimy to po ilości zgonów w ostatnich miesiącach, gdy przeważają te z powodów innych, niż choroba wywoływana koronawirusem SARS-CoV-2, skorelowana ze znacznie zwiększoną umieralnością, niepokrywającą się ze zgonami sklasyfikowanymi jako „ofiary Covid-19”.

Tak więc jest zdecydowana różnica między „ponoszonymi kosztami” przez „elity” a zwykłymi Polakami. Dlatego restrykcje i lockdown należy zakończyć jak najszybciej, zanim dojdzie do jeszcze większych dramatów, których rząd nie będzie w stanie w żaden już sposób zatrzymać. Mało kto wierzy już w sensowność panujących restrykcji. Nie ma sensu niszczyć ludziom życia oraz brać na swoje sumienie odpowiedzialności za kolejne tysiące zgonów, bo ktoś nie chce się przyznać, że wprowadzone obostrzenia są bezsensowne. A są bezsensowne i wiedzą o tym Polacy, niezależnie od tego, czy rząd to przyzna, czy nie. Gdyby jednak przyznał, zmniejszyłaby się liczba strat, które my wszyscy ponosimy.

Dominik Cwikła

Źródło: tvn24.pl / pzn.pl / nczas.com / prawy.pl

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną