Sanepid – super władza i narzędzie kontroli społecznej?

W słynnych utopiach, jak renensansowa „Nowa Atlantyda” Francisa Bacona czy bardziej współczesny „Nowy Wspaniały Świat” Aldousa Huxleya, przedstawiona jest koncepcja totalitarnego państwa, w którym rządzą specjaliści, naukowcy, ludzie, którzy wiedzą lepiej i są dla obywateli „neutralnymi” i „obiektywnymi” liderami.
We współczesnych demokracjach ten mit powraca w formie „rządu technicznego”, który jako apolityczny i złożony z „fachowców”, miałby zapewnić ludziom „profesjonalny” rząd dla wszystkich. Jest to oczywiście miraż, manipulacja, która ma przekonać ludzi do podporządkowania się wariatom i ich szaleńczym wizjom w imię nauki. W czasie pandemii koronawirusa na tego rodzaju super władzę, o charakterze „naukowym”, wyrósł sanepid – jego działania są niepodważalne, bo przecież stoją za nim zdobycze medycyny. Jednocześni pełni rolę narzędzia kontroli społecznej, które okazuje się dużo bardziej skuteczne w utrzymywaniu społeczeństwa w ryzach od policji np. w tłumieniu protestów.
Od początku wybuchu pandemii koronawirusa polski rząd wprowadza obostrzenia z pominięciem wszelkich zasad prawa. I tak, obowiązek noszenia maseczek został nałożony bezprawnie i jest ograniczeniem wolności obywateli, co stwierdzały już w Polsce sądy, umarzając policyjne mandaty karające właśnie za brak maseczki. Ksiądz, który stanął przed sądem za wpuszczenie większej liczby wiernych do kościoła, niż zalecane przez władze państwowe, został ułaskawiony. Sąd w uzasadnieniu podkreślał, że nie ma podstawy prawnej dla wymagania od księdza liczenia wiernych. Podobnie rowerzysta, który w czasie wiosennego lockdownu, odmówił przyjęcia mandatu za nieuzasadnione wyjście z domu, przed sądem obronił się. Jest to wina rządu, który nie dość, że postanowił radykalnie ograniczyć wolność obywateli, to przez wiele miesięcy czynił to jedynie na drodze rozporządzenia, a nie ustawy.
Było to zadziwiające działanie, bo nic nie stało na przeszkodzie, aby rząd zalegalizował swoje działania i przyjął odpowiednią ustawę kowidową już wiosną. Nie czyniłoby to przyjmowanych rozwiązań rozsądniejszymi i godziwymi, ale wówczas sądy nie mogłyby podważać policyjnych mandatów, które dla wielu, w tej konkretnej materii, stały się świstkami papieru. Organizatorzy protestów nieraz nawoływali, aby nie przyjmować mandatów i w ten sposób obchodzić zakaz organizacji manifestacji i gromadzenia się. Nie tylko dlatego nie byłoby z tym problemu, że rząd ma większość w sejmie, ale też dlatego, że nawet opozycja w większości (poza Konfederacją) popierała te rozwiązania. Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, słynący z nieustannej krytyki rządu z pozycji lewicowych, sam przekonywał, że należy przyjąć ustawę i zalegalizować w ten sposób rządowe obostrzenia.
Ten chaos prawny mógł być jednak wywołany celowo, aby wzmocnić znaczenie Sanepidu. Jeszcze w zeszłym roku służba ta kojarzyła się ze sprawdzaniem, czy w barach używa się czystych talerzy. Ludzie pracujący w gastronomii mieli ponadto doświadczenie zanoszenia swojego kału do lokalnej sanepidowskiej stacji, aby na jego podstawie otrzymać zaświadczenie, że nie mają robaków i mogą pracować z jedzeniem. Teraz natomiast słowa w słuchawce „tu sanepid” budzą powszechne przerażenie, a wniosek o ukaranie do sanepidu brzmi dla wielu jak wyrok. Sanepid może każdego wysłać na kwarantannę bez żadnego powodu (Kaja Godek twierdzi, że spotkało ją to za to, że broni życia nienarodzonych), miesiącami przetrzymywać ludzi w domach (co zdarzało się nie raz, informowały o tym media), a także dawać mandaty do 30 tys. złotych.
Co więcej, w tym ostatnim wypadku, wielkość kary i jej natychmiastowe wykonywanie sprawia, że urzędnicy sanepidu wydają się dużo groźniejsi niż policjanci i sądy (choć ci pierwsi stali się podwykonawcami sanepidu, którzy najczęściej kierują wnioski o ukaranie do tej służby). Mandatu od policjanta można nie przyjąć, co sprawia, że sprawa trafia do sądu. Historia pokazała, że takie przypadki są umarzane. Natomiast jeśli policjant zdecyduje się na wniosek do sanepidu, kara nie tylko to nie mandat do 500 tys., ale od kilku do nawet 30 tys. złotych, ale też nie można jej nie przyjąć. Sanepid wydaje decyzje administracyjne, które są natychmiast wykonywane przez pośrednictwo komornika. Można się od nich odwołać do sądu oczywiście, ale najpierw trzeba zapłacić, a potem sprawa może ciągnąć się miesiącami. Dla wielu taka kara to życiowy dramat, dla innych skuteczna przestroga, aby nie łamać zaleceń rządowych.
Sanepid niestety okazuje się służbą znacznie bardziej upolitycznioną niż policja, i przyklepuje wnioski o ukaranie. Jak inaczej traktować kary po kilka tysięcy złotych dla osób, które wyszły na ulice przeciwko rządowi przy równoczesnym tolerowaniu tłumów w sklepach i środkach komunikacji miejskiej? W policji są jeszcze funkcjonariusze, którzy odmawiają wykonywania rozkazów, natomiast sanepid wydaje się złożony z całkowicie posłusznych urzędników (choć być może i tam zdarzają się jednostki, które starają zachować rozsądek). W ten sposób państwo polskie staje się państwem totalitarnym, opartym o służby sanitarne, które swoimi „fachowymi” decyzjami, mogą wyłączać z życia publicznego i zawodowego dowolnie wybranych ludzi, w tym niewygodnych polityków i demonstrantów, a także pozbawiać ich majątku.
Źródło: redakcja