Obiecanki Trzaskowskiego - obiecuje wszystko wszystkim!

Ciekawe, czy ktoś jeszcze zwraca uwagę na to, co mówi Trzaskowski. W odpowiedniej chwili obieca ci wszystko.
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że w kampaniach wyborczych politycy obiecują złote góry. Jeszcze z dawnych kampanii parlamentarnych zapamiętałam obiecanki Tuska, z których wynikało, że wybuduje tyle mostów, iż zabraknie dla nich rzek. Nikt już chyba na takie obiecanki bez pokrycia nie zwraca uwagi. Jedynie Prawo i Sprawiedliwość uczciwie wywiązuje się ze swoich kluczowych zobowiązań wyborczych.
Rafał Trzaskowski ma wyjątkowy dar do obiecywania wszystkiego w odpowiedniej chwili. Potem, gdy mija okres wyborczy, obietnice rozpływają się w mgle codzienności. Nikt już go z tego nie rozlicza Kolejne linie metra, obwodnice, szpitale gdzieś przepadają w niebycie. Nawet z obietnic składanych aktywistom LGBT nie wywiązał się.
Dla potrzeb kampanii prezydenckiej Trzaskowski obiecywał, że w wypadku swego zwycięstwa nakaże swemu następcy, prezydentowi Warszawy, nazwanie jednej z ulic imieniem Lecha Kaczyńskiego. Wydawało się, że to jeszcze prostsza decyzja, gdy on sam jako prezydent spełni tę obietnicę. Ile ciepłych słów podczas wiosennych wyborczych dni padło pod adresem tragicznie zmarłego prezydenta Polski. Jak to był Trzaskowski niesłychanie dumny z wizyty i słów Lecha Kaczyńskiego podczas agresji Rosji na Tbilisi. Aż miło było słuchać. Wszystko znalazło się na właściwych torach, gdy Rafał Trzaskowski wrócił znów do włodarzowania miastem.
Ostatnio sprawa nadania imienia Lecha Kaczyńskiego warszawskiej ulicy wróciła pod obrady. Okazało się, że nie można spełnić wyborczej obietnicy prezydenta, bo radni PO się na to nie zgadzają. Jaki to biedny, niemal ubezwłasnowolniony prezydent, wobec którego radni z jego partii wypowiadają weto. Trzaskowski nie ma za grosz odwagi, aby sam się przyznać do tej decyzji. Kryje się tchórzliwie za plecami swoich partyjnych kolegów. On sam nic nie może. Chwila jest nieodpowiednia, bo na ulicę wychodzą kobiety w obronie swoich praw i są pałowane przez policję, która jest zbrojnym ramieniem PiS. Więc atmosfera polityczna jest nieodpowiednia – dowodził prezydent.
Wtedy, gdy przez krótki czas ulica Armii Ludowej została decyzją wojewody przemianowana na ulicę Lecha Kaczyńskiego ta tabliczka musiała bardzo uwierać Trzaskowskiego. W bardzo krótkim czasie wszystko wróciło do starego porządku i znów mamy Aleję Armii Ludowej, ugrupowania nie cieszącego się sympatią Polaków. Przy okazji inne ulice, które straciły swoich komunistycznych patronów znów wróciły do dawnych nazw.
To swoisty skandal, że do tej pory dawny prezydent Warszawy, zasłużony dla niej i prezydent Polski, którego zasługi dla kraju są cały czas niedoceniane, nie stał się patronem stołecznej ulicy. Został w ten sposób uhonorowany przez inne państwa i mniejsze miasta Polski. Warszawa nadal jest mu wroga, tak jak to było za prezydentury Hanny Gronkiewicz-Waltz, tak jak i teraz za Rafała Trzaskowskiego. Swoją decyzją radni PO wyrazili poparcie dla wulgarnych i agresywnych zachowań uczestniczek Strajku Kobiet. Zaakceptowali napaście na policjantów, lżenie ich i plucie na nich. Według Rafała Trzaskowskiego wszystko jest w porządku, kobiety walczą o swoje prawa, tylko już teraz nie wiadomo o jakie. Aborcja jakoś gdzieś uleciała, nastał czas obalania rządu, teraz agresorki wychodzą walczyć o wszystko. I Koalicja Obywatelska z prezydentem Warszawy im sprzyja. Głaskali by po głowie samego diabla, byle by tylko przyłożył PiS-owi.
Rafał Trzaskowski zamiast wikłać się w polityczne bagno, powinien skupić się na sprawnym zarządzaniu miastem. A to mu zupełnie nie wychodzi. Czajka cały czas w awarii. Most pontonowy miał zniknąć z Wisły w połowie listopada. Jest nadal, bo budowa zniszczonego odcinka pod Wisłą trwa cały czas, choć termin jej oddania minął w listopadzie. Gdyby chwycił mróz i trzeba by rozebrać most pontonowy, ścieki znów trafiły by do rzeki.
Niepokojąco wypadła kontrola w transporcie miejskim. Pamiętamy katastrofy autobusów, które były obsługiwane przez przemęczonych i biorących narkotyki kierowców. Teraz ich grafik jest nadal tak przeciążony, że tylko patrzeć, jak znów na ulicach Warszawy coś się stanie tragicznego.
Miasto wycofało się ze swoich projektów. Podobno kasa najbogatszego miasta w Polsce jest pusta. Dlatego to Rafał Trzaskowski wpadł na genialny pomysł, aby napisać list do przewodniczącej Ursuli von der Leyen, aby w razie weta polsko-węgierskiego fundusze przesyłała prosto do samorządów miast z pominięciem polskiego rządu. List oprócz niesmaku, nie spotkał się z żadnym odzewem.
Cóż, Rafałowi Trzaskowskiemu pozostało jedynie dręczyć podwyżkami mieszkańców Warszawy. A tu możliwości są duże: ciągłe powiększanie obszaru płatnego parkowania, naliczanie skandalicznie wysokich opłat za wywóz śmieci itp., itd.
Cóż wiedziały gały, co wybierały. Ale wybrałyby w swej nienawiści samego diabła, byle by nie Patryka Jakiego.
Iwona Galińska
Źródło: redakcja