Był dyrektorem koncernu produkującego m.in. szczepionki. Teraz UJAWNIA PRAWDĘ o "pandemii" (WIDEO)

0
0
/ fot. YouTube/Paddy Baines

Dr Mike Yeadon, były dyrektor potentata farmaceutycznego Pfizer wyznał, że gdyby nie medialna propaganda, można by już uznać, że "pandemia się skończyła". Jednak "fałszywie dodatnie testy" wykorzystywane są do podkręcania narracji o "drugiej fali koronawirusa".

Dr Yeadon był wiceprezesem i dyrektorem naukowym koncernu farmaceutycznego Pfizer. Firma w zeszłym roku znajdowała się na pierwszym miejscu - utrzymując je po poprzedniorocznym - w rankingu koncernów farmaceutycznych świata przygotowanego przez PharmExec.com oraz wywiadownię gospodarczą Evaluate Ltd. Jednym z kluczowych produktów koncernu była szczepionka Prevnar 13.

Yeadon stwierdził, że połowa lub "nawet wszystkie" testy na obecność covid-19 są dodatnie w sposób fałszywy. Ocenił również, że tzw. próg odporności stadnej może być niższy, niż wcześniej sądzono i być może już został osiągnięty. W rozmowie z "Talk Radio" zaznaczył, że "pandemia zasadniczo się skończyła", biorąc pod uwagę wskaźniki np. hospitalizacji, wykorzystywania respiratorów czy też liczbę zgonów.

- Gdyby nie dane testowe, które cały czas dostajesz z telewizora, słusznie doszedłbyś do wniosku, że pandemia się skończyła, ponieważ nic się nie wydarzyło – mówił dr Yeadon. – Oczywiście ludzie trafiają do szpitala, wkraczamy w jesienny sezon grypowy, ale nie ma badań naukowych, które sugerowałyby, że powinna nastąpić druga fala - wyjaśnił.

W zeszłym miesiącu dr Mike Yeadon oraz prof. Paul Kirkham i epidemiolog Barry Thomas opublikowali badania "Na ile prawdopodobna jest druga fala?". Podkreślono, że w państwach Europy Zachodniej oraz w "kilku stanach [podkr. red. prawy.pl] USA "z dużą liczbą zakażeń, kształt krzywych dziennych zgonów jest podobny do naszego w Wielkiej Brytanii". - Wiele z tych krzywych jest nie tylko podobnych, ale można je wręcz na siebie nałożyć - stwierdzili lekarze w opublikowanych wynikach badań.

- Z danych dla Wielkiej Brytanii, Szwecji, Stanów Zjednoczonych i całego świata można zauważyć, że we wszystkich przypadkach liczba zgonów wzrastała od marca do połowy lub końca kwietnia, a następnie zaczęła się zmniejszać, wypłaszczyła się i trwa do dziś - zaznaczono.

Wprost też porównano współczynnik przeżywalności covid-19 do zwykłej grypy, gdzie różnica wynosi zaledwie 0,01 proc.!

- Wskaźnik przeżywalności COVID-19 został podniesiony od maja do 99,8 proc. infekcji. Jest to zbliżone do zwykłej grypy, której współczynnik przeżycia wynosi 99,9 proc.. Chociaż COVID-19 może mieć poważne następstwa, podobnie jak grypa lub każda choroba układu oddechowego, to obecny wskaźnik przeżywalności jest znacznie wyższy niż początkowe ponure przypuszczenia w marcu i kwietniu - stwierdzili eksperci.

Źródło: lockdownsceptics.org / politykazdrowotna.com / youtube.com

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną