Liban na skraju wojny domowej

Jeszcze niektóre domy nie zdążyły się odbudować po trwającej 15 lat wojnie domowej (1975-1990), a już potężny wybuch w magazynach saletry w sierpniu br. pogrążył ten kraj w ponownej ruinie.
Jeszcze teraz można powiedzieć, że Liban to jedyny kraj oprócz Izraela, na Bliskim Wschodzie, który nie jest muzułmański. Była to od początku wyspa chrześcijaństwa otoczona muzułmanami. Chrześcijanie długo tu byli większością. W 1932 r. było ich aż 58,7 proc. dziś po zakończeniu wojny domowej, stali się mniejszością. Teraz po kryzysach korupcyjnych zżerających ten kraj i po katastrofie związanej z wybuchem, chrześcijanie mogą zostać wyeliminowani. Zniszczenia objęły port i głównie dzielnice chrześcijańskie. W historycznym centrum Downtown Beirut i sąsiadującej z nim dzielnicy Gemmayzeh zabytkowe budynki, które z taka pieczą były odbudowywane po wojnie domowej, teraz legły w gruzach.
Najważniejsza chrześcijańska świątynia w Bejrucie, maronicka katedra św. Jerzego ma uszkodzony dach, a okna utraciły wszystkie witraże. Katedra została zamknięta, tak samo jak cały plac de l`Etoile. Wyludnił się sąsiadujący z nim suk, który dopiero odżył kilka lat temu, po otwarciu tam centrów handlowych, galerii, kawiarni, restauracji.
Około 300 tys. Libańczyków nie ma gdzie mieszkać. Są to w większości chrześcijanie. Podstawowe naprawy domów to koszt 300 USD. Wielu na to nie stać, aby wymienić okna, drzwi. Jeżeli pomoc nie nadejdzie szybko, to dojdzie do katastrofy, bo przyjdą zimowe ulewy.
Na tę katastrofę spowodowaną wybuchem nałożył się krach finansowy, który dotknął Liban w październiku ub. r. Zbankrutowało wtedy kilka banków i Libańczycy stracili swoje oszczędności. Teraz zadłużenie wewnętrzne Libanu to 92 mld dol., czyli 172 proc. PKB. Libański funt gwałtownie tracił na wartości i czarnorynkowy kurs dolara wzrósł z 1,5 tys., do ponad 7 tys. libańskich funtów. A oficjalny kurs jest nadal na poziomie 1,5 tys.. Ludzie którzy mają jakieś oszczędności dolarowe lub dostają przelewy w tej walucie, mogą miesięcznie wypłacić tylko niewielką ich część i to po kursie 3,9 tys.
Do tego doszła jeszcze pandemia koronawirusa. Liban, jak do tej pory, dość boleśnie przeżył skutki COVID -19. Liczba infekcji jest dość duża – ponad 600 przy ok. 4,5 mln obywateli. Osłabiona gospodarka została dobita redukcją globalnej mobilności. Liban bowiem żyje głównie z handlu, międzynarodowych usług i z turystyki. Prognozowano, że PKB Libanu spadnie w 2020 r. o 12 proc., ale pandemia spowoduje, że spadek osiągnie nawet 25 proc.
W Libanie znaczne jest bezrobocie. Polowa Libańczyków jest bez pracy, albo otrzymuje okrojone wynagrodzenie, wypłacane jeszcze nieregularnie. Nauczyciel, który rok temu zarabiał 1,3 tys. USD, dostaje teraz 300, a żołnierz zarabia 150 USD. Prognozuje się, że za trzy miesiące skończą się rządowe zapasy dolarów. Nie będzie można dotować leków, za które dziś ludzie płacą 15 proc. ich wartości. Zaczyna także brakować ziarna, a to jest związane z gwałtownym wzrostem cen pieczywa. Obecnie 52 proc. Libańczyków żyje poniżej granicy ubóstwa. Przewiduje się, że na koniec 2020 r. odsetek bezrobotnych wzrośnie do dwóch trzecich. Jeszcze dochodzi do tego zanik turystyki.
W tym wszystkim bogate elity Libanu nadal żyją w dostatku, a bogate nadmorskie kurorty mają nadal gości. Liban to kraj kontrastów i nierówności, nepotyzmu i olbrzymiej korupcji. Ludzie już po październikowym krachu finansowym mieli dość i wyszli na ulice. Na pomnikach zawieszali stryczki, a na murach malowali graffiti z karykaturami polityków wszystkich frakcji. Zaczęto także krytykować lidera Hezbollahu, szejka Nasrallaha. Żądano odsunięcia od władzy wszystkich polityków, zmiany systemu politycznego, odrzucenia sektarianizmu, reform gospodarczych i walki z korupcją. Ale protestujący nigdy nie mieli zwartego planu. Liberałowie zaczęli się spierać o kwestie gospodarcze z komunistami. Każdy chciał być liderem. Zabrakło wizji i strategii. Doszło do tego, że niektóre partie zaczęły się podpinać pod protesty.
Najwięcej niechęci wywołuje sektarianizm, czyli podział stanowisk między 18 grup etniczno-wyznaniowych. Chrześcijanie mają zagwarantowane m.in. stanowisko prezydenta, dowódcy libańskiej armii i połowę miejsc w parlamencie. Nieoficjalnie szacuje się, że chrześcijanie nie przekraczają 40 proc.. Faktycznie mówi się, że ta liczba spadła do 30 proc., a nawet do 24 proc., przy 33 proc. szyitów i takiej samej liczbie sunnitów.
W Libanie ścierają się wpływy Iranu, Arabii Saudyjskiej, Turcji, gdzie właśnie panuje sektarianizm. Rezultat jest taki, że muzułmanie mają wsparcie zewnętrzne, a chrześcijanie są opuszczeni przez Europę opanowaną laicyzacją. I odejście od sektarianizmu spowoduje, że kolejny kraj stanie się krajem wyłącznie muzułmańskim. Chrześcijanie znikną z Libanu, tak jak to się stało w Iraku.
Kolejny problem związany jest z Hezbollahem. Stany Zjednoczone naciskają, aby całkowicie odsunąć go od władzy w Libanie, w przeciwnym wypadku Libanowi grożą sankcje. A jeżeli dokona się izolacji Hezbollahu, to szyitom grozi izolacja. A to spowoduje wojnę domową.
Iwona Galińska
Źródło: prawy.pl