Kłopotliwy ambasador niemiecki. "Jego ojciec twierdził, że nie wiedział o holokauście, jego dywizja mordowała polskich cywilów"

0
0
/ fot. Twitter/Arndt Freytag von Loringhoven

Do ponad trzech miesięcy trwał proces tzw. agrément. Po tym czasie długich pertraktacji Warszawa wreszcie wyraziła zgodę na akredytowanie nowego ambasadora Niemiec w Polsce, barona Arndta Burcharda Ludwiga Freiherra Freytaga von Loringhoven. Co wzbudziło takie kontrowersje? To wytrawny dyplomata, ale też były szef niemieckiego wywiadu BND i syn wysokiego oficera Wehrmachtu, bliskiego współpracownika Hitlera i jego najważniejszych dowódców.

- Długotrwały dialog ze stroną niemiecką był konieczny, aby mieć pewność, że nasi partnerzy rozumieją polską wrażliwość wynikającą z niezabliźnionej rany i zbrodni II wojny światowej oraz faktu, że cały czas kwestia odkupienia win, zadośćuczynienia i stanięcia w prawdzie nie jest jeszcze, z polskiej perspektywy sprawą zamkniętą - mówi Szymon Szynkowski vel Sęk, wiceminister spraw zagranicznych, który pilotował proces akredytacyjny.

Von Loringhoven przed wyjazdem do Polski, odwiedził berliński oddział Instytutu Pileckiego i wpisał się do księgi pamiątkowe - Jest bardzo ważnym zadaniem, aby wiedzę o Polsce, o XX w i o tym, co Niemcy uczynili Polakom, rozpowszechniać w Niemczech - czytamy. Na poszerzenie tej wiedzy, która na terenie Niemiec jest bardzo skąpa liczymy teraz.

Czy mogliśmy nie udzielić agrément? Zdarza się to niezmiernie rzadko jedynie w sytuacjach zahaczających o wojnę. W historii tylko raz dyplomata niemiecki został odrzucony. Miało to miejsce w Afryce i wywołało paraliż w stosunkach na lata. Gdybyśmy się sprzeciwili kandydaturze von Loringhovena, Niemcy mogliby zażądać odwołania naszego ambasadora, a wysłanie do nas kogoś nowego mogło by być wstrzymane na długi czas. Zamroziło by to nasze stosunki. A tak przez długie pertraktacje możemy coś uzyskać. Przysłany do nas ambasador ma bezpośredni kontakt z urzędem kanclerskim i z nim można załatwiać wiele rzeczy. Przez nasz opór zdaje sobie sprawę, że nie może nas pouczać, bo przeszkodą jest jego rodzinna historia.

Po przyjeździe do Warszawy odwiedził Muzeum Powstania Warszawskiego, teraz kolej na dalszą peregrynację – Auschwitz, Muzeum Polaków ratujących Żydów podczas II Wojny Światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej. Na akredytację zgodziliśmy się 31 sierpnia, w przeddzień napaści na Polskę w 1939 r. trzeba było skleić te wydarzenia, gdy cały świat mówił o 1 września.

Wróćmy do samej postaci von Loringhovena. Niemcy przysłali do nas jednego z najlepszych swoich ludzi. Studiował historię, filozofię i chemię w Niemczech i Oksfordzie. Jesienią ub. r. zakończył misję zastępcy sekretarza generalnego NATO. Nadzorował tam cały wywiad Sojuszu. W dyplomacji pracuje już trzy dekady. Dwukrotnie delegowany na placówkę w Moskwie (kierował tam wydziałem politycznym), a także w Paryżu i Pradze, gdzie był ambasadorem. Jest bardzo ceniony w niemieckich służbach specjalnych. W latach 2007-2010 był wiceszefem tamtejszego wywiadu BND.

Do tego dochodzi jego historia rodzinna. Ojciec Bernd Freytag von Loringhoven też pracował w wywiadzie. W 1933 r. wstąpił do Reichswehry. W 1939 r. jako szef sztabu gen. Heiza Guderiana, w szeregach 1 Dywizji Pancernej atakował Polskę. Brał udział w zdobywaniu Częstochowy. Jego dywizja mordowała cywilów we wsiach Stobiecko Miejskie, Krzyżanów, Siomki i Cekanów. Brała udział w szturmie na Warszawę. W 1939 r. za swoje osiągnięcia von Loringhoven został odznaczony Krzyżem Żelaznym II klasy. Po roku, za atak na Francję dostał krzyż I klasy. W 1942 r. odznaczono go Złotym Krzyżem Niemieckim za bitwę pod Stalingradem. W 1945 r. był adiutantem Hansa Krebsa w berlińskim bunkrze Hitlera i osobiście składał mu meldunki. Na dzień przed samobójstwem Hitlera za jego zgodą opuścił Berlin. Po wojnie dowodził, że nic nie słyszał o obozach zagłady i Holokauście. Jest to mało prawdopodobne, że wysoko postawiony oficer w randze majora nie miał na ten temat żadnej wiedzy.

Nad naszymi stosunkami z Niemcami wisi nadal niezałatwiona sprawa reparacji i nasi sąsiedzi zza Odry zdają sobie sprawę, że przed tym problemem nie uciekną. Stanowisko wobec Rosji nowego ambasadora nie jest jednoznaczne. Wprawdzie wypowiadał krytyczne opinie o neoimperialiźmie Putina, ale gdy był na placówce w Czechach, dowodził, że bałtycki rurociąg jest tylko „projektem biznesowym”.

Nowy ambasador Niemiec jest związany z Rosją rodzinnie. Jego syn Julius Freytag von Loringhoven pracuje w Fundacji Fredricha Naumanna. Kieruje jej moskiewskim biurem, które koordynuje działalność w Rosji i Azji Środkowej. Jest to przybudówka niemieckiej partii FDP, która działa również w Polsce. Współpracuje z Liberte, finansuje wiele projektów lewackich i pośrednio finansuje też polskich polityków. Synową ambasadora jest Rosjanka Jakobine Janucek–Freytag von Loringhoven. Jest doradcą i wiceszefową gabinetu Sandry Wesser deputowanej do Bundestagu z ramienia FDP. Studiowała m in.w Moskiewskim Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych, który jest kuźnią kadr rosyjskiej dyplomacji.

Nowy ambasador, który przyjechał z Berlina do Warszawy jest dużym ryzykiem. W dyplomacji trzeba jednak podejmować ryzyko, bo bez niego mało się osiągnie.

Iwona Galińska

Źródło: prawy.pl

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną