Zdaniem kardiologa LOCKDOWN miał wydłużyć czas wymierania ciężkich, nieuleczalnych przypadków'' a nie uchronić przed zgonami!

Media zacytowały opinie kardiologa z Mazowsza dr Pawła Basiukiewicza, który w swoim facebookowym wpisie stwierdził, że przypomniał, że ''lock down miał wydłużyć czas [...] wymierania ciężkich, nieuleczalnych przypadków'' a nie uchronić przed zgonami.
Kardiolog przypomniał, że ''podstawy lock-downu'' padło hasło ''spłaszczanie krzywej. Robiono i promowano to po to, żeby nie doprowadzić do'' zapaści ''systemów opieki''. W opinii kardiologa zapaść opieki zdrowotnej nastąpiła ''na skutek lockdownu, a nie przeciążenia systemu obłożnie chorymi i właściwie trwa do dzisiaj — bo przecież nie mamy zapchanych respiratorów, tylko zamknięte drzwi''.
W opinii kardiologa lock down ''co do zasad'' nikomu ''życia nie miał nikomu ratować — lock down miał wydłużyć czas [...] wymierania ciężkich, nieuleczalnych przypadków, aby naraz nie trafiali do szpitala na respirator w jednym okresie. Jeśli osoba miała umrzeć na COVID-19 to godziliśmy się z tym, że umrze jak nie teraz to za 2 miesiące''.
Kwestią istoną w ocenie zasadności lock down dla kardiologa jest „IFR (infected fatality rate — śmiertelność w populacji zakażonej), bo gdyby okazał się niski (porównywalny do grypy, w której wg CDC wynosi ok. 0.1 - 0.15%) - podważyłoby to całą koncepcję lockdownu. Pierwotnie śmiertelność szacowana była na 3,4% - ale był to CFR (case fatality rate — śmiertelność wśród potwierdzonych przypadków) wartość została podana przez Chińczyków i została użyta do modelowania przez Imperial College of London. Zarówno model, jak i jego autor (...zupełnie) został poddany krytyce, ale przede wszystkim został zmiażdżony przez życie — wg tego modelu w Polsce miało umrzeć na COVID nawet 400 tys. osób w krótkim czasie. Z kolei IFR podany przez prof. Johna Ioannidisa i wsp. ze Stanford University w badaniu seroprewalencji swoistych dla SARS2 przeciwciał w hrabstwie Santa Clara wynosił 0,12-0,2% (notabene — niezły rozstrzał, nie ? 3,4 vs 0,12 - bagatela ! Prawie 30 x mniej!). Różnica brała się właśnie stąd, ze CFR, czyli śmiertelność wśród potwierdzonych przypadków nie bierze pod uwagę osób niezbadanych, skąpoobjawowych i bezobjawowych (mianownik w ilorazie zgony/przypadki jest mały) zaś w IFR mianownik jest duży (nieznana dobrze liczba osób bezobjawowych i skąpoobjawowych, nieznana liczba osób objawowych, których nie zbadano). Warto nadmienić, że pierwotne założenia mówiły o 20-40% osób bez/skąpoobjawowych, a obecnie mamy coraz więcej danych, że takich osób jest być może ok. 90%, a możliwe, że więcej — vide nasze kopalnie, czy wcześniej — analiza położnic z NYC z kwietnia 2020 r. z NEJM, która wykazała, iż 88% położnic z dodatnim testem nie ma objawów”.
W opinii kardiologa „jak ktoś komuś zarzuca "morderstwo" przez brak maski lub dystansowania, lub, nie daj Boże, krytyczne opinie na temat strategii postępowania, to albo świadomie manipuluje, albo nie ma wiedzy, że maska może odroczyć zgon (zakażenie osoby, która ostatecznie rozwinie niewydolność oddechową, niewydolność wielonarządową i wskutek tego umrze) o tygodnie, może o miesiące, ale nie może temu zgonowi zapobiec”.
Kardiolog przypomniał również, że „dzieci zasadniczo nie chorują ciężko na koronawirusa, zgony wśród dzieci są kazuistyką” (według słownika PWN kazuistyka to «skomplikowana i niejasna argumentacja, polegająca na naginaniu argumentów w celu uzasadnienia jakiejś tezy».
Kardiolog uważa, że „dzieci nie są w stanie nikomu, a zwłaszcza sobie wyrządzić żadnej krzywdy, potencjalnie mogą roznieść wirusa po otoczeniu, co, jeśli zaczniemy żyć z nim (wirusem), jak do tej pory żyliśmy z grypą, nie będzie skutkowało niczym więcej, niż sporym obłożeniem oddziałów wewnętrznych w sezonie jesienno grypowym i prawdopodobnie nieco zwiększoną śmiertelnością w populacji w okresach wzrostu infekcji, jak to bywa co jakiś czas w falach grypy”.
Jan Bodakowski
Źródło: redakcja