Rekrutacja muzyków nie na podstawie zdolności, ale rasy i płci. Kolejny lewacki postulat w ramach "walki z rasizmem"

0
0
/ Fot. ilustracyjne/fot. pixabay

Na łamach portalu „The New York Times" Anthony Tommasini orzekł, że jeśli orkiestry mają odzwierciedlać strukturę danego społeczeństwa, podczas przesłuchań muzyków trzeba wziąć pod uwagę także ich rasę, płeć i inne czynniki. Krytyk muzyki klasycznej twierdzi, że w orkiestrach jest zbyt mało przedstawicieli mniejszości „kolorowych". Postuluje więc powrót do czasów sprzed „ślepych przesłuchań" odbywających się za zasłoną. Taki system wprowadzono bowiem pod koniec lat 60. XX w. w ramach... walki z rasizmem.

Autor przyznał, że co prawda „ślepe przesłuchania" zmieniły oblicze amerykańskich orkiestr, jednak w niewystarczającym stopniu. Zdaniem Tommasiniego, mimo że w porównaniu z 1970 rokiem odsetek kobiet w amerykańskich orkiestrach wzrósł, to wciąż pozostają one „jednymi z najmniej zróżnicowanych rasowo instytucji w kraju". Ubolewa zwłaszcza nad brakiem wystarczającej liczby czarnoskórych i Latynosów.

Z artykułu dowiadujemy się, że zaledwie 1,8 proc. muzyków w najlepszych zespołach to murzyni, a tylko 2,5 proc. to Latynosi. Autor podkreślił, że pomimo faktu, że społeczność Nowego Jorku w jednej czwartej stanowią czarnoskórzy, to w tamtejszej filharmonii tylko 1 na 106 etatowych muzyków jest murzynem – klarnecista Anthony McGill. To dokładnie tyle samo, co w 1969 roku, kiedy to wybuchła afera z powodu dyskryminacji rasowej, zanim wprowadzono ślepe przesłuchania. Autor wysnuwa zatem wniosek, że „status quo nie działa".

- Jeśli ma się coś zmienić, zespoły muszą być w stanie podjąć kroki w celu rozwiązania przerażającej nierównowagi rasowej, która utrzymuje się w ich szeregach. Ślepe przesłuchania nie dają się już dłużej bronić - czytamy na łamach „The New York Timesa".

Co więcej, autor przyznaje, że związki zawodowe muzyków bronią „ślepych przesłuchań", uznając je za najbardziej sprawiedliwy sposób rekrutowania muzyków. Jego zdaniem jednak ta „wynikająca z  dobrych intencji, ale restrykcyjna praktyka uniemożliwiła merytoryczne działanie, jeśli chodzi o najważniejszy element utrzymania orkiestry: zatrudnianie muzyków". Jednocześnie przekonuje, że związki, które „uparcie" się jej trzymają w rezultacie „mogą robić krzywdę sobie, orkiestrom i sztuce".

Autor postuluje coś w rodzaju „punktów za pochodzenie", z tym, że kryterium nie miałoby dotyczyć klasy społecznej – jak w bloku wschodnim – a „różnorodności". Tommasini przekonuje, że usunięcie zasłon podczas przesłuchań to kluczowy krok. Twierdzi ponadto, że orkiestry nie muszą składać się z najlepszych muzyków, których dobór zapewniały właśnie „ślepe przesłuchania", bowiem poziom umiejętności technicznych wśród amerykańskich instrumentalistów stale rośnie. Jego zdaniem, mogłoby to doprowadzić do sytuacji, w której muzycy zgłaszający się na przesłuchanie nie różniliby się zasadniczo pod względem swoich umiejętności. Głównym wyznacznikiem byłoby więc pochodzenie i doświadczenia artystów.

- Orkiestry będą musiały jasno mówić o swoich celach i procedurach, jeśli mają iść naprzód z nowym podejściem do przesłuchań – takim, które bierze pod uwagę rasę i płeć, a także pełne spektrum doświadczenia muzyka – zastrzegł Tommasini.

Marta Maciejewska

Źródło: nytimes.com

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną