Antypolonizm - śmiertelne zagrożenie!

Polonofobia kojarzy nam się z propagowaniem antypolskich haseł historycznych o rzekomych polskich obozach śmierci. Domagamy się od prasy zachodniej ciągłych sprostowań na ten temat. Czy jednak polonofobię można ograniczyć jedynie do sfery historycznej?
Współczesny antypolonizm obejmuje także strefę życia politycznego jak i gospodarczego. Jest dla nas zarówno groźny jak i bardzo krzywdzący.
Nieustannie stykamy się z antypolonizmem w Brukseli. To UE nas stygmatyzuje, stawiając nas ciągle do kąta, chcąc nas nauczyć gdzie jest nasze miejsce. To tam totalna opozycja znalazła swego sojusznika w walce z demokratycznie wybraną władzą. Doskonałą areną walki okazały się reformy sądownictwa, które nieustannie spotykają sprzeciw w Brukseli. Pod koniec kwietnia odbyła się kolejna debata na temat rzekomego łamania w Polsce demokracji. Zarzuca się nam, że na sędziów powoływani są członkowie rządu i że zasiadają w nowym KRS, która wybiera sędziów. Wiadomości wyssane z palca i niemające żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Ale w Brukseli debatuje się nad czymś czego u nas nie ma.
Następny akt polonofobii brukselskiej dotyczy naszych wyborów prezydenckich, a ściślej mówiąc jej trybu korespondencyjnego, który trzeba było wprowadzić w ramach bezpieczeństwa w czasie pandemii koronawirusa. „Jestem zaniepokojona kwestią wolnych i uczciwych wyborów w Polsce – stwierdziła Vera Jourova wiceprzewodnicząca KE – kwestia szans w głosowaniu wszystkich kandydatów i ich zdolności do prowadzenia równej kampanii”. Za słowami poszły i czyny. Najważniejsza w PE komisja LIBE zadecydowała, że najpierw zajmie się badaniem praworządności w Polsce i na Węgrzech, a dopiero później monitorowaniem środków podjętych do walki z COVID-19. A miało to miejsce w kwietniu, gdy pandemia była na całym kontynencie europejskim niesłychanie groźna. W rezolucji w sprawie działań UE na rzecz zwalczania pandemii i jej skutków znalazło się ubolewanie „nad krokami podjętymi przez polski rząd, a mianowicie zmianą Kodeksu wyborczego wbrew wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego i innym przepisom prawa, w celu przeprowadzenia wyborów prezydenckich w środku pandemii, co może zagrozić życiu obywateli polskich i podważyć koncepcję wolnych, równych, bezpośrednich i tajnych wyborów przewidzianą w polskiej konstytucji”. W Bawarii, w Szwajcarii taki rodzaj wyborów był możliwy do przeprowadzenia, ale w Polsce jest to kwestionowane. Tak samo jak dyskusja wokół Izby Dyscyplinarnej SN. Podobnie jak u nas funkcjonuje ona w innych krajach – Niemczech, Hiszpanii, Słowenii, na Litwie, Łotwie gdzie nie ma Izby Dyscyplinarnej, a parlament odwołuje sędziów wskutek postępowania dyscyplinarnego. Ale znowu po raz kolejny chłopcem do bicia okazała się Polska.
Nie mniej jaskrawy antypolonizm jest w sferze gospodarczej. Tysiące polskich firm działających za granicą ma coraz większe kłopoty z kontrolami. Z powodzeniem konkurują one z firmami rodzimymi i dlatego stanowią zagrożenie dla gospodarek we Francji, Niemczech. Bardzo popularny jest wyzysk, jaki spotykają polscy pracownicy zatrudnieni za granicą. Idealnym przykładem może być Holandia. Gazeta „NRC Handelsblad” nazwała Polaków pracujących w szklarniach „dojnymi krowami”. Dotyczy to także Wielkiej Brytanii. Agencje pracy tymczasowej często zmuszają zwerbowanych pracowników do pracy ponad siły za grosze. Tak jest również w Norwegii i w Niemczech. Pracownikom kazano płacić wygórowane stawki za zakwaterowania w fatalnych warunkach, odmawiano wypłaty nadgodzin, wprowadzano wiele kar za rzekome przewinienia. Problem takiego wyzysku dotyczy nie tylko robotników niewykwalifikowanych. W Niemczech zmusza się opiekunki do niewolniczej pracy po 24 godziny na dobę jako opiekunki dla ludzi starszych, wypłacając im bardzo niskie wynagrodzenie.
Przejawem rażącego antypolonizmu może być sprawa Hansa G. biznesmena niemieckiego z Pomorza, który lżył swoich pracowników, przyznając się, że jest hitlerowcem i najchętniej zabiłby wszystkich Polaków. Gdy zatrudniona u niego Natalia Nitek-Płażyńska nagrała te wynurzenia i pozwała swego pracodawcę do sądu, sprawa pozornie zakończyła się po kilku latach wyrokiem Sądu Okręgowego w Gdańsku, na mocy którego Hans G. uznany został za winnego za mowę nienawiści. Miał przeprosić powódkę i wpłacić 50tys. zł. Na rzecz Muzeum Plaśnickiego w Wejherowie. Plaśnica była miejscem kaźni ludności polskiej w okresie II wojny światowej. W lasach Niemcy rozstrzelali ponad 12 tys. polskiej inteligencji. Hans G. od wyroku sądu odwołał się do wyższej instancji. Oskarżył Nitek-Płażyńską o naruszenie jego dóbr osobistych. I sprawę wygrał. Sędzia zmniejszyła mu karę z 50 tys. na 10 tys. i nakazała przeproszenie Hansa G. przez Nitek-Płażyńską i wpłatę przez nią kwoty 10 tys. zł. na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy za to, że nagrywała z ukrycia wywody swego pracodawcy . Została także obciążona kwotami procesu. Natalia Nitek-Płażyńska zapowiedziała dalszą walkę.
Jak widać, jesteśmy ciągle na celowniku historii, gospodarki i polityki. Strofowani za nieposłuszeństwo, ustawiani do kąta, traktowani jak obywatele drugiej kategorii, którzy nie wiadomo dlaczego uzurpują sobie prawa takie same, jak inni członkowie Starego Kontynentu. Musimy z tym zdecydowanie walczyć i domagać się sprawiedliwości, przez różnorodne instytucje do tego powołane, takie jak Fundusz Sprawiedliwości.
Iwona Galińska
Źródło: redakcja