Największy atut filmu Sekielskich jest też jego największą wadą

Najnowszy film braci Sekielskich pt. "Zabawa w chowanego" świadomie wraca do wątków z pierwszego filmu "Tylko nie mów nikomu", aby pokazać, że nic się nie zmieniło w polskim Kościele. Problem w tym, że jednocześnie widz ma wrażenie, że jest to maglowanie wciąż tego samego.
"Zabawa w chowanego" jest wstrząsająca, bo każde świadectwo osoby pokrzywdzonej przez pedofila musi wstrząsać normalnymi ludźmi. Patrząc jednak na chłodno na sam zamysł filmu, trudno nie oprzeć się pewnemu uczuciu deja vu.
Bracia Sekielscy twierdzili, że mają mnóstwo materiału, bo przypadków pedofilii w polskim Kościele jest bardzo dużo. W pierwszym filmie opisali kilku księży pedofili i zapewne wielu widzów spodziewało się, że kolejny film przyniesie wiele nowych historii.
Tymczasem mamy w nim przede wszystkim oskarżenie wobec biskupa Edwarda Janiaka, pod którego adresem oskarżająca sugestia pojawiła się już w poprzednim filmie. Pojawiła się ona zresztą w związku ze sprawą byłego księdza Pawła Kani, która też została już opisana. Nowy jest wątek ks. Arkadiusza Hajdasza, który został suspendowany, a jego sprawa w sądzie cywilnym trwa. Film skupia się przede wszystkim na świadectwach trzech chłopaków, którzy zostali przez niego pokrzywdzeni.
Mocny przekaz filmu polega na tym, że przywołane są słowa abpa Polaka wypowiedziane po pierwszym filmie, kiedy zapewniał, że teraz wszystko się zmieni. Tymczasem z wymowy filmu wynika, że wszystko zostało po staremu. Biskupi i politycy zapewniali o polityce zero tolerancji, a przez ten czas nie zaczęła nawet działać komisja ds. walki z pedofilią, która prawdopodobnie w ogóle nie zacznie działać, bo nawet nie zostali do niej wybrani członkowie.
Jeśli potraktujemy ten film jako wyrzut, że obiecano działania i a ich nie ma, obiecano zmienić podejście do ofiar a tego nie zrobiono, to film może mieć duże znaczenie. Jeśli jednak potraktujemy go jako coś, co ma wnieść zupełnie nową wiedzę o temacie, to czeka nas rozczarowanie.
Źródło: Redakcja