"Zatrzymaj Aborcję" zatrzymany w Sejmie. Dlaczego?

0
0
/

Wielu komentatorów o różnych sympatiach politycznych przewidywało taki przebieg głosowania w Sejmie. Wszystkie cztery projekty obywatelskie, nad którymi obradowali posłowie, zostały skierowane do prac w komisjach. Chodzi o inicjatywy, takie jak: „Zatrzymaj aborcję”, „STOP 447”, „Stop pedofilii” i reformę prawa łowieckiego. Wszystkie z nich spotkały się ze sprzeciwem, a nawet histerią środowisk liberalno-lewicowych. Szczególną panikę wśród tych kręgów wywołała inicjatywa mająca zwiększyć ochronę życia nienarodzonych dzieci. Przyjrzyjmy się zatem mitom, jakie narosły wokół tego projektu.

Lewicowe mity na temat projektu „Zatrzymaj aborcję”   

 

Po pierwsze, projekt zakłada odrzucenie przesłanki eugenicznej spośród trzech przypadków dopuszczalności aborcji zawartych w ustawie z dnia 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Gdyby został uchwalony, nie oznaczałoby to całkowitego zakazu aborcji, a uniemożliwienie zabijania nienarodzonych dzieci ze względu na podejrzenie nieuleczalnej choroby. Środowiska feministyczne zupełnie pominęły ten fakt, wprowadzając w błąd część swoich zwolenników, powielających nieprawdziwe informacje, bez poprzedniego zapoznania się z treścią projektu. Doskonale widać to po histerii bijącej ze słów modelki Anji Rubik.


- Nie wiem, czy wiecie, ale Pani Godek chce, abym umarła pod czas porodu i zostawiała osierocone dziecko. Pani Godek chce, abyś ty zgwałcona nie miała wyboru i była zmuszona urodzić dziecko gwałciciela – napisała na Facebooku celebrytka. Wspomniała przy tym dwie okoliczności, o których projekt „Zatrzymaj aborcję” zupełnie nie wspomina. Nie ma w nim również mowy o karaniu kobiet za zabicie nienarodzonego dziecka oraz zakazie badań prenatalnych, co nieraz sugerują lewicowi aktywiści.
Drugim mitem jest autorstwo projektu. Totalna opozycja i środowiska niechętne obozowi rządzącemu budują swoją retorykę w taki sposób, aby wyglądało to tak, że za inicjatywą stoi Prawo i Sprawiedliwość. Tymczasem jest to projekt obywatelski, pod którym podpisało się niemal milion obywateli. Jego merytorycznym przygotowaniem oraz promocją zajmowali się działacze Fundacji Życie i Rodzina. Podpisy zbierały osoby popierające prawo do życia nienarodzonych dzieci. Po zachowaniu polityków Prawa i Sprawiedliwości widać, jak wielki mają problem z tym projektem. Wybierają postawę pośrednią, aby z jednej strony nie narazić się konserwatywnej części swojego elektoratu, a z drugiej nie wywołać kolejnej fali „Czarnych protestów”. Widać to wyraźnie po ostatnim głosowaniu, w którym po raz kolejny skierowano projekt do pracy w komisjach. Warto nadmienić przy tej okazji, że politycy PiS takimi decyzjami i tak raczej nie przekonają do siebie środowisk feministycznych, za to mogą stracić ufających im wyborców.


Trzeci mit jest znany od dawna i powtarza się jak refren przy każdej debacie na temat aborcji. Chodzi oczywiście o argument „moje ciało – moja sprawa”. Przywoływane jest rzekome ograniczenie praw kobiet odziane w płaszczyk „decydowania o sobie”. Zupełnie pomija się, że pod sercem matki rozwija się zupełnie inny organizm, mówiąc wprost, zupełnie inny człowiek. Środowiska feministyczne oczywiście nie uznają tego stanu rzeczy, dehumanizując nienarodzone dziecko. Można wręcz nazwać to dyskryminacją, z którą podobno walczą. Fakt istnienia życia ludzkiego od poczęcia nie jest jedynie „religijnym dogmatem”, jak próbuje wmówić to lewica. Wynika on z prawa naturalnego, ale również stanowionego, o czym przypomniał w Sejmie Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak.


- Możecie sobie wymyślać przeróżne prawa, nawet prawo do rekreacji w czasie pandemii, ale prawo do życia i ustalenia tego kiedy to życie się zaczyna jest już określone – podkreślał w przemówieniu Pawlak. Przypominał on, że w świetle ustawy o Rzeczniku Praw Dziecka "dzieckiem jest każda istota ludzka od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności". Zaapelował również do posłów, aby nie kierować obywatelskiego projektu do sejmowej "zamrażarki".   


W Wielkanocny Poniedziałek środowiska lewicowe rozpoczęły w mediach społecznościowych zmasowaną akcję „Fala sprzeciwu”. Manifestowały w ten sposób swój stosunek do zabijania nienarodzonych dzieci. Osoby popierające akcję publikowały swoje czarno-białe zdjęcie, dołączając do niego swój komentarz, hasztagi oraz instrukcje dotyczące protestu. Oprócz ordynarnych haseł, uwagę internautów zwrócił symbol błyskawicy, którym posługują się uczestnicy akcji. Przypomnieli oni, że ten znak był wizytówką Hitlerjugend, o czym zresztą informowała jakiś czas temu „Gazeta Wyborcza”. W kolejną odsłonę „Strajku kobiet” tradycyjnie zaangażowała się część celebrytów. Środowiska pro life odpowiedziały akcją „Fala Życia”, publikując na portalach społecznościowych treści mające podkreślić wartości, takie jak życie, rodzina, wierność i wstrzemięźliwość.


Pod obywatelskim projektem złożonym do Sejmu 30 listopada 2017 roku podpisało się 850 tys. Polaków. Po wysłuchaniu pierwszego czytania posłowie nie zajęli się dalszym procedowaniem ustawy. Projekt został skierowany do prac w komisjach, gdzie „przeleżał” do końca poprzedniej kadencji Sejmu. Sytuacja zmieniła się pod koniec listopada ubiegłego roku. Marszałek Sejmu Elżbieta Witek zadecydowała wówczas o nadaniu projektowi numeru druku. Oznaczało to, że posłowie musieli zająć się inicjatywą po raz kolejny. 15 kwietnia odbyło się pierwsze czytanie, a następnego dnia projekt został skierowany do dalszych prac w Komisji Zdrowia oraz Komisji Polityki Społecznej i Rodziny. Obym się mylił, ale jest wysoce prawdopodobne, że zostanie tam zamrożony na długi czas.  

Paweł Zdziarski  
Źródło: DoRzeczy.pl, Facebook      

 

Źródło: DoRzeczy.pl, Facebook

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną