Koronawirus obnażył klęskę wizji państwa liberałów?

Liberałowie chcieliby ograniczenia do maksimum znaczenia państwa. Tymczasem podczas kryzysu ujawnia się potrzeba ludzi, aby państwo było jak najsilniejsze.
W liberalnej koncepcji państwo sprowadza się do obrazu wielkiego policjanta, który jedynie pilnuje minimalnego porządku i dba o to, by interes jednego nie naruszał interesu drugiego. Jak widać jednak po tym, co dzieje się w Polsce i na świecie w związku z koronawirusem, ludzie żądają od państwa, by było prawie wszechmocne.
Właśnie teraz obywatele oczekują głębokiej ingerencji władzy we własne życie. Rządzący zamykają galerie, muzea, kina, restauracje, granice, wprowadzają wiele ograniczeń, coraz głębiej wchodzą w codzienne życie, a nie spotyka się to z gniewem, ale w przeważającej mierze z ulgą i radością. Świadczą o tym rekordowe notowania Andrzeja Dudy, który ponoć ma szanse wygrać w I turze, o ile wybory odbędą się w maju.
Można mówić, że jest to efekt wielu lat PRL-u, ale przecież tak jest w Europie a nawet USA. Można tłumaczyć, że przyzwyczajono obywateli do państwa opiekuńczego, ale można też powiedzieć, że to naturalna potrzeba ludzka - w stanie zagrożenia uciec pod skrzydła silniejszego.
Nie oznacza to triumfu socjalizmu, ale pokazuje, że wizja państwa w ujęciu klasycznych liberałów jest mrzonką i czym, czego większość ludzi nie zaakceptuje.
Źródło: Michał Krajski