Łzy z Afryki i stękanie rzecznika

Małgorzata i jej wspólnik od paru lat prowadzą w Gwinei na zachodzie Afryki niewielką firmę, mało istotną dla globalnej ekonomii. Nie jest to tutaj łatwe. Bywa, że sytuacja polityczna a co za tym idzie – prawna tego kraju może się zmieniać jak w kalejdoskopie. Oboje utrzymują stały kontakt z Polską i śledzą każde wydarzenie. Nie dziwi więc, że w obliczu pandemii współodczuwają wszystko co się u nas dzieje. Odległość obawy te zwiększa.
Przed paru dniami zdarzyło się coś, co obojgiem mocno wstrząsnęło. Niespodziewanie odebrali telefon z Warszawy. Ku ich zaskoczeniu dzwoniono z Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Zostali poinformowani, że w trosce o polskich obywateli przebywających także w tej części Afryki zapadła rządowa decyzja o umożliwieniu wszystkim powrotu do kraju. Samolot ewakuacyjny miał odlecieć następnego dnia z sąsiedniej nieodległej Gambii. Przelot jest bezpłatny.
Wysłuchawszy tego Małgorzata wybuchła płaczem. Jej wspólnik, twardy mężczyzna, też nie mógł powstrzymać łez. Ktoś o nich w kraju pomyślał, chociaż nie są nikim ważnym. Zaproponował pomoc. Poczuli to tym mocniej, że mają już za sobą afrykańską epidemię eboli, zbierającej żniwo śmierci gorączki krwotocznej. Tamten czas i towarzyszący im każdego dnia strach ciągle mają w pamięci. Chcieli wtedy uciekać do kraju, wiele razy wydzwaniali do ambasady, prosząc o pomoc. To co udało im się wtedy usłyszeć, jeszcze ten horror pogłębiało. Oświadczono im otóż, że ambasada nie ma czasu na takie pojedyncze akcje i jeśli chcą wracać do Europy, niech się zwrócą do Francuzów.
Małgorzata, z którą rozmawiamy przez telefon, mówi, że nie mogli w taką bezduszność uwierzyć. Na szczęście ebola ich ominęła, ale to co się z nią wiązało, nie da się łatwo zatrzeć. Dlatego też takie wrażenie zrobiła na nich troska obecnych władz Polski o rozsianych po świecie rodaków.
- W podobnych sytuacjach – mówi Małgorzata – poczucia, że nie jest się samemu, że ktoś tam nad nami czuwa, nie da się przecenić. Tym bardziej, że nas - Polaków jest na tym terenie Afryki raptem garstka. A mimo to starano się o nas zadbać. Dotąd, przyznaję, byłam słabo zaangażowana w sprawy polityczne, lecz po tym wszystkim, jeśli ktoś powie coś złego o rządzących Polską, niech sobie uważa, bo ode mnie oberwie. Gdy zestawię to z obojętnością, jaką w podobnej materii przejawiał rząd Tuska – wnioski same się nasuwają. Mieli nas, Polaków pracujących za granicą, gdzieś…
Akcji „Lot do domu” niesposób nie doceniać, kiedy patrzymy na nią z punktu widzenia określonej osoby, nie zaś bezimiennej masy ludzi. Dla tych dwóch ludzi z Gwinei miała wymiar szczególny, więc nie dziwi ich wzruszenie.
Nie wszędzie wyglądało to tak różowo. Pani Katarzyna przebywająca z krótką wizytą w Holandii u chorej kuzynki wrócić do kraju nie mogła. Miała bilet na samolot, jednak lot odwołano. Postanowiła więc jechać autobusem, ale i tu zawieszono wszystkie kursy. Naturalnym odruchem było zwrócenie się do polskiej placówki dyplomatycznej. Usiłowała nawiązać jakiś z nią kontakt. Bez rezultatu. Na szczęście do Polski jechał ostatni kilkuosobowy bus. Udało jej się kupić bilet i po dwóch dobach jazdy znalazła się w domu. Rodzina, mimo że czeka ją dwutygodniowa kwarantanna, odetchnęła z ulgą.
Opieka nad rodakami ma rozmaite formy. Dziś rano przyszedł esemes z mojego urzędu gminy o treści: W związku z trwającym stanem zagrożenia epidemicznego uruchomiliśmy całodobową LINIĘ WSPARCIA PSYCHOLOGICZNEGO. Jeśli potrzebujesz wsparcia, rozmowy lub słów otuchy, zadzwoń pod numer 22 506 61 69. Pod wskazanym numerem dyżurują wykwalifikowani psycholodzy.
Mimo okoliczności właśnie takie słowa dodają nam otuchy. Bo – jak mówi polskie przysłowie – „Gorszy strach niż sama bieda”.
Tymczasem rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar pojękuje, że w całym tym wirusowym szaleństwie nie wolno nam zapomnieć o problemie z praworządnością, co tak dotknęło m.in. sędziów Juszczyszyna i Tuleję. Ale przed nimi nadzieja: wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Zuzanna Śliwa
Źródło: Zuzanna Śliwa