Turcja kolosem na glinianych nogach. Putin odegrał się za bombowiec

Raz na wozie, raz pod wozem jak głosi nasze porzekadło. Doskonale sprawdza się ono w wypadku aktualnej sytuacji geopolitycznej Turcji w jaką zapędził ją jej prezydent Recep Erdoğan. Dzisiejsza nieciekawa sytuacja Turcji to mieszanina polityki Stanów Zjednoczonych oraz Izraela oraz własnych nieposkromionych ambicji imperialnych, które Turcy mają chyba w genach.
Jeszcze kilka lat temu Turcy byli w oczach USA i UE prymusem świata islamu. Mocna pozycja w NATO, która brała się z faktu szachowania najpierw ZSRR a potem Rosji w basenie Morza Czarnego pozwalała pod parasolem USA na wyrządzanie niegodziwości zarówno względem Kurdów jak i chociażby w agresji na Cyprze. Turcja zgłaszała też akces do UE i akces ten był nawet na poważnie rozpatrywany. Apogeum geopolitycznych bezczelności Turcji była jej polityka względem Kurdów mordowanych, w przysłowiowy biały dzień zarówno na terenie Turcji jak i Syrii oraz zestrzelenie rosyjskiego bombowca w 2015 roku. Przypomnijmy, że Polska ustami Macierewicza na szycie NATO piała z zachwytu widząc w Turcji nowego antyrosyjskiego frustrata/wariata, takiego samego jak Polska. Radość nie trwała jednak długo ponieważ, USA na fali rewolucji które przeprowadziła w świecie arabskim w ciągu ostatniej dekady postanowiła też wzmocnić swoją pozycję oddziaływania względem Turcji. W efekcie nieudanego puczu Erdoğan odsunął się od USA i od UE. Za to zbliżył się z Rosją. Dla każdego kto choć interesuje się relacjami tych dwóch państw oczywistym było, że ich położenie i aspiracje predestynują je do wzajemnych siłowych konfrontacji. Kiedy Turcja zestrzeliwała Rosji bombowiec była u szczytu swojej siły i mogła liczyć na poparcie Zachodu, z czego tak jak zaznaczyłem wyżej chętnie korzystała. Potem po puczu otworzyła się na Rosję żeby zamanifestować Zachodowi, że ma alternatywę. W innych okolicznościach Putin zamiast uścisków z Erdoğanem skorzystałby z okazji i zdzielił Turcję w pysk, korzystając z jej chwili słabości. Putin jednak, to nie Polska szkoła dyplomacji, w której to emocje biorą górę nad rozsądkiem. Dał się wyściskać Erdoganowi, porobił sobie fotki uśmiechając się z zaciśniętymi zębami do aparatów, bo sam miał na głowie kwestię ukraińską. Po wyborze komika na prezydenta Ukrainy kwestia ukraińska spadła z piedestału rosyjskiej polityki, do tego tak znaczący gracze jak Francja, Niemcy czy Włochy pół otwarcie sympatyzują z Putinem. Rosja mogła więc rozmawiać z Turcją już zupełnie z innej pozycji.
Tymczasem Erdoğan ma coraz większe wewnętrzne problemy ponieważ rosną szeregi niezadowolonych z jego rządów. Próbował sobie więc podreperować reputację w oczach narodu interwencją w Syrii ale po początkowych drobnych sukcesach sytuacja zaczęła przyjmować fatalny dlań obrót. Widać, że bez pomocy USA i Izraela sobie nie poradzi. Tymczasem USA ma okazję utrzeć mu nosa za jego buńczuczne wypowiedzi i kupowanie broni od Rosji, Izrael natomiast kocha Putina, a Putin im bardziej czuje się adorowany przez syjonistów tym mniejszą ochotę przejawia na ustępstwa względem Turcji. Dziś dopiero po pięciu latach Putin czerpać może przyjemność z zemsty na Turcji za zestrzelenie bombowca. Dziś to on jest na wozie, a Turcja pod wozem. Ponadto okazuje się, że ta armia turecka, która ze względu na swoją liczebność oraz w miarę przyzwoity poziom techniczny oceniana była jako wiodąca siła Paktu Północnoatlantyckiego, w rzeczywistości nie jest aż tak groźna jak mogłoby się wydawać. Turcy tracili w Syrii amerykańskie czołgi Abrams, niszczone przez rosyjskie ręczne wyrzutnie przeciwpancerne, a teraz stracili ponad 30-tu żołnierzy piechoty. Być może Turcja to przysłowiowy kolos na glinianych nogach, państwo mające imperialne zakusy, nawiązujące do potęgi Imperium Osmańskiego a w rzeczywistości będące papierowym tygrysem. Jak na razie bowiem, to Turcji za Erdogana idzie sprawnie jedynie kulturowy podbój świata, za sprawą swoich szmirowatych serial dla gospodyń domowych.
Erdoğana czeka za trzy dni rozmowa z Putinem w Moskwie i nie będzie to już rozmowa dwóch równorzędnych partnerów. Turcja albo wróci pod kuratelę Jankesów albo będzie zmuszona przełknąć czarę goryczy i przyjąć rosyjskie propozycje w kwestii Syrii, bo przy tak słabej armii i braku poparcia Zachodu, na otwartą konfrontację z Rosją na razie nie może sobie pozwolić. Przyszłość należy jednak do Turcji, rosyjska potęga z każdym kolejnym rokiem będzie słabła a turecka rosła. Za dekadę albo dwie, to rosyjski car będzie musiał się pokwapić do tureckiego sułtana.
Arkadiusz Miksa
Źródło: Arkadiusz Miksa