Google wprowadza płatne wiadomości

0
0
/

Firma Google robi pierwszy krok w kierunku opłaty za informacje. Przyzwyczailiśmy się do modelu, że „bezpłatne” artykuły czytamy w sieci. Ten model nie wystarcza. Finansowanie z reklam nie opłaca się. Zmienia się świat mediów i dostępu do wiedzy. Rozpoczyna się liczenie pieniędzy jakie wydamy.

Korzystanie z płatnych serwisów informacyjnych dla wielu osób stanowi szok i pewną nowość. Nie mniej to właśnie one umożliwiają uzyskiwanie merytorycznych treści. Dopóki nie upowszechniły się narzędzia do blokowania reklam finansowanie portali przez umowy wiązane z producentami i usługodawcami wystarczały. Wraz z upadaniem tego modelu wkroczył system szpiegowania. Za pomocą ciasteczek przeglądarek, czyli cookies, analizuje się po jakich stronach wędrowaliśmy, jakie są nasze zainteresowania. Co również kluczowe dla biznesu dokonuje się analizy, co w jakiej kolejności oglądaliśmy.

Stojąca za Google firma Alphabet rozpoczęła rozmowy z twórcami treści odnośnie opłat licencyjnych za umieszczanie ich w ramach wyszukiwarki wiadomości. Oznacza to zmianę relacji między redakcjami, a odbiorcami treści. Rozmowy na chwilę obecną są na wczesnym etapie. Nie wiadomo jakimi zaowocują wytycznymi. Sprawa dotyczy nie tylko mediów ze Stanów Zjednoczonych, ale również i z Europy. Spoza granic USA dostawcy treści, w tym z Francji oraz innych miejsc na Starym Kontynencie (nie są podane tutaj inne państwa) sprowadzają się do systemu licencji. Bez wykupienia odpowiedniej zgody jest możliwe, że na przykład dana gazeta zniknie z wyszukiwarki. Oznacza to, że Google News ulegnie przetasowaniu. Za tym idzie ustanowienie między innymi połączenia między generowaniem ruchów na stronach z amerykańskiego giganta na rynku wyszukiwarek.

WESPRZYJ NAS Rozlicz z nami PIT za 2019 i przekaż 1% podatku na Fundację SOS Obrony Poczętego Życia. Wesprzyj ofiary przemocy domowej i obronę dzieci nienarodzonych!

Firma bierze się za sytuacje, że ktoś jest niejako polecany przez Google. Obok bowiem sprzedaży danych o analizach wprowadzenie kogoś na inne portale pozwala na zbudowanie grona użytkowników, rozbudowy istniejącego odbiorcy. W świecie sieciowej ekonomii za tym idzie dla małych portali życie, lub śmierć, a dla gigantów ograniczenie lub powiększenie ekspansji. Tylko, że Google myśli o płaceniu za to, że ktoś z wyszukiwarki powędrował na portale. Jest do istotna zmiana, bo powoduje umocnienie relacji. Dostawcy treści dla pieniędzy mogą być w cichy sposób zmuszani do autocenzury. Tak funkcjonuje już system YouTube. Tak zwana monetyzacja, czyli dawanie pieniędzy za wyświetlenia powoduje, że otrzymują ją osoby jakie nie tylko mają odpowiednią oglądalność, ale ich treści mieszą się w standardach firmy.

Mechanizm ten jednak zamyka świat przekazywania wiadomości i powoduje wprowadzania mechanizmów z prasy papierowej. Tam dla lektury potrzebne jest zakupienie prasy. Tak samo dzieje się i w tym wypadku. Nie jest to pomysł nowy. Firma Apple za pomocą Apple News+ popiera niecałe dziesięć dolarów miesięcznie za dostęp do GQ, Sport Illustrated, The Wall Street Journal, Los Angeles Times, Toronto Star oraz innej prasy amerykańskiej.

Rozmowy z Francji również mówią o pozyskiwaniu od Google pieniędzy dla mediów, co z kolei ma być wymuszone przez nowe prawo autorskie Unii Europejskie. Facebook, Google i Apple tworzą system przejmowania i dystrybucji kanałów informacyjnych do odbiorców. Branża medialna szykuje się do tworzenia własnych agregatów treści, aby z ich stron, takich jak projekt News Corp o nazwie Newsco, obejść działania giganta. Google bowiem skoro płaci też ma możliwość narzucenia standardów dla mediów.

Twórcy artykułów i treści naciskali na Google od lat. Firma rozwiązywała problem przez finansowanie akcji powiązanych z nią filantropów lub też na zasadzie częstości pojawia się - zwiększania liczby wejść. Redaktor Wall Street Journal Benjamin Mullin wskazał, że Facebook przedstawił tutaj wzór, jak to będzie wyglądało. Szef News Corp Robert Thomson uważa, że „każda internetowa platforma ma odpowiedzialność do finansowania i wspierania dostawców wiadomości. Szczęśliwie inni podążą za tym modele i pozwolą go ustanowić”, jak o tym mówił już w październiku 2019 roku.

Rozpoczyna się kolejna faza. Nie jest problem sam fakt finansowania wiadomości, bo on stanowi konieczność, aby jakość utrzymała się w świetle ponoszonych kosztów. Przykład Stanisława Michalkiewicza ukazuje jak finansowanie czyjejś pracy wygląda obecnie. W świetle publikowanych przez niego informacji około pięciu procent naszych rodaków wspiera go finansowo spośród osób jakie go czytały. Przy blisko siedmiu tysiącach trzystu odwiedzinach dziennie liczba wpłacających na dobę wacha się od około czterech do kilkunastu. Tak wygląda rzeczywista skala wsparcia mediów. Nie dziwi zatem, że Google może w tym momencie być istotniejszy dla tego rynku niż działania przeciętnego Internauty.

Jacek Skrzypacz

 

Źródło: Jacek Skrzypacz

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną