Artykuł 230 postawi Facebook i Google ponad prawem

0
0
/

Trwa prawna batalia. IBM, Google, Facebook, Marriott, czy Disney ścierają się w walce ku unikaniu odpowiedzialności. Nowa definicja prawa da im nietykalność i zarazem rozwiąże im ręce w kwestiach etycznych. Bez możliwości pozwów użytkownicy okażą się bezbronni.

Zdaniem przedstawicieli Disneya, jak podał The New York Times, giganci walczą o uzyskanie przewagi nad konkurencję. Z jednej strony batalia toczy się o kształt wolnego rynku i zmierza ku poddaniu go w kolejnym miejscu wpływom socjalistów. Oznacza bowiem, że prawo będzie tutaj miało głos decydujący nawet jeśli platforma okaże się wadliwa w swej strukturze.

Artykuł 230 oznacza, że Google i Facebook umyją ręce w przypadku nawoływania do zbrodni, czy aktów terrorystycznych. Z jednej strony kryje się za tym sens. Dostawca noża nie odpowiada za zbrodnie nim wykonane. Takie myślenie doprowadza do absurdów rodem znanych z historii Okinawy, jak przykuwanie noży na środku wsi, dla ochrony społeczności przed zbrodniami. Zarazem otwiera jednak drugi etap i możliwości dla gigantów. Pozwalają na sterowanie opinią publiczną w kierunku, że dane zjawisko ich nie dotyczy, ale jest tylko efektem działalności użytkowników.

Nie ważne, co zawierają zdjęcia, nagrania, czy inne treści publikowane przez użytkowników. Artykuł 230 uniemożliwia pozwy. Użytkownicy stają się głównymi odpowiedzialnymi za swoje czyny. Dla Hollywood cytowane prawo jest źródłem zmartwień odnośnie praw autorskich. Wystarczy, że platforma umyje ręce, jak nie do końca zmontowana i obrobiona wersja nowego filmu trafi do sieci, aby stracili zyski. IBM określa działania jako zwiększenie odpowiedzialności użytkowników za to, co robią na platformie.

Dla Facebook, Google, czy YouTube artykuł 230 oznacza nie tylko ustęp w Ustawie o dobrych obyczajach w komunikacji z 1996 roku. Praktycznie pozwoliły na stworzenie ich potęgi, bo działania w sądach zostały ograniczone. Republikanin Lindsey Grahama z Południowej Karoliny wraz z Demokratą Brianaem Schatzem uważają, że prawo wymaga weryfikacji oraz uzupełnienia.

Departament Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych uważa, że prawo wymaga zmiany. Czołowy dla ustawodawstwa adwokat generalny William Barr sądzi, że wskutek zmian jakie nastąpiły od chwili uchwalenia „nietykalność z artykułu 230 została rozszerzona daleko poza zakres jaki oryginalnie uchwalił Kongres” Stanów Zjednoczonych. Twórcy prawa domagają się między innymi, aby firmy technologiczne ponosiły wyższe koszty spraw sądowych, lub do zwiększenia ich liczby. Zarazem trwa bój o to, czy artykuł nie jest niczym innym, jak ochroną wolności słowa w Internecie.

Za sprawą stoi między innymi finansowane przez Georga Sorosa w ramach Fundacji Otwartego Społeczeństwa Centrum dla Demokracji i Technologii. Dyrektor Projektu Wolnej Ekspresji Emma Llansó zapowiedziała, że będzie organizowała publiczne i prywatne spotkania. Nie ma jednak informacji jakie sobie postawią cele, ani kiedy się odbędą, a jedynie, że otrzymała zaproszenia do udziału.

Wbrew pozorom sprawa ma wiele odcieni i wymaga dokładnego rozeznania. Ten sam artykuł 230 blokował karanie handlarzy ludźmi do domów publicznych. Kongres w 2018 zmodyfikował prawo, aby ofiary tego procederu zyskały możliwość wystąpienia przed sądem. Firmy tłumaczą się, że pozywanie za działania jednostek oznacza koniec ich biznesu. Demokrata z Oregonu senator Ron Wyden zapowiedział, że będzie bronił tego, co już funkcjonuje. Efektem artykułu 230 jest między innymi akcja firmy hotelarskiej Airbnb dla blokowania niekorzystnych dla siebie zmian w prawie na szczeblu lokalnym.

Brak tutaj rozwiązania jakie uzdrowi problemy w sieci społecznościowej Facebook, wyszukiwarce, czy u YouTube. Źródłem problemu jest struktura nie wymagająca żadnych kompetencji do wystąpień publicznych. W efekcie każdy uzyskuje głos, czy ma wiedzę, czy szereg bajek do przekazania. Świat wirtualny ściera się z rzeczywistością i narzuca tutaj rozumienie równości w komunikacji, chociaż za tym kryje się jedna pułapka. Brak tworzenia układu promującego mądrość w miejsce głupoty, jak na przykład systemy oceny w świetle faktów, a nie ideologii, kończy się ślepym zaułkiem. Jeśli artykuł 230 upadnie istnieje możliwość nie tylko wzrostu cenzury prewencyjnej. Jego zaś utrzymanie chroni przestępców w zakresie publikacji treści. Dla ukazaniu kuriozum zarazem mówi się o wolności wypowiedzi i wymaga cenzurowania treści wedle klucza. Ciche kierunkowanie użytkowników takie jak operacje na oprawie graficznej, podkreślanie wydarzeń, uwypuklanie treści zgodnych z ideami treści łączy się tutaj z ochroną przed na przykład wykazaniem, że nienarodzony człowiek jest człowiekiem. W świetle tego prawa przeciwnicy aborcji mogą być uznani za osoby pozbawione dochodzenia odpowiedzialności przez modyfikacje algorytmów blokujących treści uderzające w godność człowieka. Zaś to jest dopiero jeden z początkowych scenariuszy.


Jacek Skrzypacz

Źródło: Redakcja

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną