Ekspert zdradza, o co chodzi z kryzysem sądownictwa w Polsce

Współcześni odbiorcy mediów są zalewani ogromną ilością komunikatów, często nie mając narzędzi do oceny, które z nich są prawdziwe, a które są głupie czy kłamliwe. By zyskać minimalną orientację w tym, co się dzieje na scenie politycznej, warto zapoznać z opiniami ekspertów.
Na stronie Klubu Jagiellońskiego ukazała się ekspertyza dotycząca kryzysu w sądownictwie „Dlaczego Polacy nie bronią sędziów? Szukając wyjścia z błędnego koła (cz. 1)" autorstwa Jacka Sokołowskiego.
W opinii eksperta „spór toczy się o pozycję polityczną sądownictwa i elity prawniczej. Konsensus elit politycznych i prawniczych został w Polsce po 1989 r. zrealizowany w sposób zapewniający prawnikom pozycję dominującą w stosunku do świata polityki. Sądy III RP „robiły politykę" publiczną po części mimowolnie ze względu na abdykację polityków z tej roli (reprywatyzacja), a po części świadomie i we własnym interesie zwalczając zaciekle cele polityczne przyjęte przez wyłonioną demokratycznie większość (lustracja)".
Komentując to, że „Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego, korzystając z furtki uchylonej przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, de facto uznała, że Izba Dyscyplinarna tego samego Sądu Najwyższego nie istnieje w polskim systemie prawnym. Podobnie, choć nie wprost, oceniła Krajową Radę Sądownictwa w składzie wyłonionym na podstawie przepisów wprowadzonych końcem 2017 r.", to zdaniem eksperta „otwarte wyzwanie rzucone obozowi rządzącemu, a zarazem wezwanie do ''sędziowskiego buntu'', które grozi Polsce „anarchia o trudnych do przewidzenia skutkach. Każdy wyrok wydany przez sędziego powołanego po 2018 r. (kiedy to zaczęła funkcjonować KRS w nowej formie) mógłby zostać uznany przez instancję odwoławczą za nieważny, bo wydany był nie przez uprawniony do tego organ, lecz przez kogoś, kto pod sędziego tylko się podszywa".
Według eksperta ustawa ''kagańcowa'' PiS, uniemożliwia sędziom kwestionowanie nominacji dokonanych przez „pisowski neo-KRS" i zwiększa kontrolę „ministra sprawiedliwości nad sądami w ogóle, w szczególności poprzez mechanizm surowej odpowiedzialności dyscyplinarnej przed budzącą tak duże wątpliwości co do statusu i politycznej zależności Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego".
Jak przypomina ekspert „członkowie-sędziowie nowej KRS wybrani zostali przez Sejm wyłącznie głosami PiS-u i Kukiz 15 (do czego walnie przyczyniła się opozycja, nie biorąc udziału w głosowaniu). Lista kandydatów była bardzo krótka (zaledwie 18 osób na 15 mandatów), a zgłoszenia zebrano z wielkim trudem, gdyż środowisko sędziowskie solidarnie bojkotowało obsadę nowej Rady. Wymagane nową ustawą podpisy poparcia pod kandydaturami do dziś pozostają jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic obozu rządzącego, co rodzi podejrzenia, że być może nie zostały one zebrane prawidłowo (to mogłoby skutkować nieważnością wyboru już nie na podstawie zarzutów o niekonstytucyjny tryb, lecz z powodu złamania ustawy uchwalonej przez PiS). Wobec 12 sędziów wybranych do neo-KRS wskazywano na ich wcześniejsze związki z Ministerstwem Sprawiedliwości, zaś na czterech kolejnych członków Rady nie będących sędziami wybrano posłów PiS-u".
Z ekspertyzy można dowiedzieć się, że „Izba Dyscyplinarna SN, powołana do życia również nowelą z 2017 r., jest w istocie odrębnym »sądem w sądzie«. Jej członkowie otrzymują uposażenie wyższe o 40% od pozostałych sędziów SN. Izba ma autonomiczny budżet, a stojący na jej czele prezes jest w dużym stopniu autonomiczny wobec Pierwszego Prezesa SN (przejmuje on w zasadzie większość uprawnień Pierwszego Prezesa w stosunku do sędziów orzekających w ID). Obsadzona została w całości przez kandydatów zaakceptowanych przez neo-KRS" i związanych z PiS.
Ekspert w swoim tekście zwraca uwagę, że PiS swoimi działaniami naruszył dotychczasowy niepisany ustrój polityczny, który realnie (ale bez zapisów ustrojowych) gwarantował prawnikom i sędziom wysoką pozycję i realną władzę.
W wielu państwach system wygląda tak, że „politycy tworzą więc reguły, które służyć mają realizacji celu politycznego (zagwarantować bezpieczeństwo osobiste, stworzyć efektywny system obrotu dobrami, ochrony własności intelektualnej itd.). Jednak szczegółowa treść tych reguł i zakres zachowań objętych regulacją ustalany jest w specyficznym procesie stosowania prawa przez prawników".
W opinii eksperta jest tak, że w Polsce „przyjęty po drugiej wojnie światowej model konstytucjonalizmu dał prawnikom przywilej (»prawo«) do narzucania politykom ograniczeń na poziomie metanorm określających ramy, w jakich podejmowane są decyzje polityczne i w obrębie których rozgrywa się rywalizacja o władzę. Co więcej, prawnicy uzyskali możliwość blokowania pewnych decyzji politycznych poprzez sądownictwo konstytucyjne. To ten model funkcjonowania państwa nazywamy ''demokratycznym państwem prawa''". Taki model na zachodzie okazał się o wiele bardziej funkcjonalny od modelu, w którym o rzeczywistości decydują politycy (tak jak np. w Chinach).
Na zachodzie, w opinii eksperta „''przefiltrowanie'' decyzji polityków przez tajemniczy proces »stosowania prawa« przez prawników skutkuje ich zwiększoną akceptacją, o ile rozstrzygnięcia sądów będą postrzegane przez ogół jako sprawiedliwe. Wspiera to postrzeganie państwa jako bytu niezależnego od aktualnej ekipy rządzącej". Tak stosowane przepisy prawa są elastyczniejsze od wszechwładzy polityków a przez to efektywniejsze społecznie.
Model zachodni był też w opinii eksperta efektywniejszy, bo zapewniał niezależność sędziów od polityków.
Czytając opinie eksperta, mam wrażenie, że taki zachodni system funkcjonuje, o ile społeczeństwo postrzega wyroki sądów jako sprawiedliwe. W Polsce jednak w odczuciu społecznym wyroki sądów zbyt często urągały elementarnemu poczuciu sprawiedliwości. System, który dobrze działał na zachodzie, został zniszczony przez zachowanie polskich sędziów, i jak się zdaje niższą kulturę polityczną niż sędziów na zachodzie.
Zdaniem eksperta „elita prawnicza, aby spełniać funkcję autonomicznego wykonawcy reguł ustanowionych przez władzę polityczną, musi sama dysponować określonym poziomem legitymizacji w oczach społeczeństwa. [...] ludzie muszą mieć zaufanie do sądów. Muszą wierzyć, że to, co otrzymują w sądach, jest sprawiedliwe i ostateczne".
Według eksperta „naszemu państwu sporo brakowało do modelowego demokratycznego państwa prawa w wersji znanej z Zachodu". Zdaniem eksperta „wymiar sprawiedliwości pozostał instytucjonalnie w dużej mierze w kształcie nadanym mu przy Okrągłym Stole. Kształt ten oparty był na założeniu stuprocentowej autokooptacji do środowiska. Krajowa Rada Sądownictwa, powołana do życia w 1989 r., składała się wyłącznie z sędziów powoływanych przez sędziów, a do jej najważniejszych kompetencji należało nominowanie kandydatów na sędziów. Zatwierdzanie tych kandydatur przez prezydenta zarówno pod rządami wcześniejszych przepisów konstytucyjnych, jak i po 1997 r. uważano za kompetencję związaną, czyli nie dającą głowie państwa możliwości odmowy zatwierdzenia kandydatury zgłoszonej przez KRS. Tym samym zagwarantowano sądownictwu gigantyczny poziom autonomii".
W opinii eksperta powodem wielu problemów w III RP była „niezdolność państwa do prowadzenia spójnej polityki publicznej. Państwo polskie ze swoją niską kulturą organizacyjną i niskim poziomem kompetencji elit częstokroć zawodziło zarówno w formułowaniu celów politycznych, jak i w determinacji, aby wcielić je w życie".
Ekspert uważa, że „środowisko sędziowskie w latach 90. było w większości przeciwnikiem jakichkolwiek rozliczeń z totalitarną przeszłością, co było z kolei efektem braku dekomunizacji, której w sądownictwie (podobnie jak gdzie indziej) nigdy nie przeprowadzono. Niemożność obsadzenia pierwszego sądu lustracyjnego w 1997 r., kiedy to przez pół roku nie zgłosił się do niego dobrowolnie żaden sędzia, jest tu wymownym przykładem stosunku do tej kwestii. Co więcej, elita sędziowska, w szczególności ta skupiona w Sądzie Najwyższym, dokonała swoimi wyrokami świadomej i brutalnej korekty polityki publicznej uchwalonej przez Sejm i uznanej przez Trybunał Konstytucyjny, który wbrew powtarzanej, ale nieprawdziwej opinii nigdy nie zastopował lustracji, choć pod pewnymi względami znacząco ograniczył jej zakres. Stało się to w wyroku Izby Karnej SN z 5 października 2000 r., w którym sędziowie uznali, że koniecznym dla uznania za kłamcę lustracyjnego jest udowodnienie, że działał on z zamiarem zaszkodzenia osobom, na które donosił. W połączeniu z zaakceptowaną przez SN praktyką dowodową uznającą za wiarygodne zeznania oficerów prowadzących doprowadziło to do sytuacji, w której nikt nie spełniał przesłanek uznania za agenta organów bezpieczeństwa PRL-u".
Ekspert zwrócił też uwagę na to, że w odczuciu społecznym sądy źle działają, bo „postępowania sądowe trwały (i trwają) w Polsce tak długo, że dla części obywateli »dochodzenie sprawiedliwości« na drodze sądowej traci po prostu sens".
Dla eksperta problemem jest to, że „ogromnym problemem polskich sądów jest bowiem ich specyficzna kultura korporacyjna, zdominowana przez biurokratyczny formalizm. Polski sędzia orzeka w głębokim oderwaniu od rzeczywistości, w której żyje. Jego jedynym punktem odniesienia jest zdanie kolegi z wyższej instancji, od którego zależy, czy wyrok zostanie utrzymany lub uchylony. Paradoksalnie mimo całej niezależności organizacyjnej sądownictwa polski sędzia pozostaje często biurokratą niepotrafiącym zobaczyć, że orzekając, rozwiązuje (albo tworzy) problem konkretnego człowieka. Nie widzi też, że jednocześnie, orzekając w sprawie indywidualnej, dokłada cegiełkę do budowy rozwiązania systemowego, które będzie miało określone skutki społeczne".
W efekcie w opinii eksperta „sądownictwo przez obywateli postrzegane jest jako nieprzyjazny labirynt, przez który trzeba się przedzierać, aby wreszcie na końcu walki (nierzadko wieloletniej) otrzymać rozwiązanie problemu, które rzadko postrzegane jest jako sprawiedliwe. Często zaś to poczucie niesprawiedliwości wynika w dużej mierze z faktu, że zarówno rezultat procesu, jak i jego przebieg był dla stron mało zrozumiały".
Sytuacja w polskim sądownictwie zdaniem eksperta „zaowocowała szerokim poparciem społecznym dla polityki prowadzonej przez obóz Prawa i Sprawiedliwości".
Całość ekspertyzy na stronie
Jan Bodakowski
Źródło: JB