Google, Facebook i Twitter ocenzurują wiadomości o koronawirusie

0
0
/

Wolność informacji staje pod znakiem zapytania. Przekazywanie sobie danych w sieci spotka dziś nowe wyzwanie. Do batalii o cenzurę wkraczają Facebook, Twitter i Google.

Firmy zapowiedziały, że biorą się za kontrolę przepływu informacji odnośnie koronawirusa. Na szczeblach rządowych stosuje się praktykę dawkowania przekazu. Dzięki temu ogranicza się możliwość wystąpienia paniki i wcześniejszego zapewnienia opieki chorych przez ustalenie pacjenta zero. Wystraszeni ludzie utrudniają bowiem część działań służb ratowniczych i porządkowych na przykład przez masowe wykupywanie leków, czy organizowanie zamieszek „aby ktoś zajął się problem”. Istnieje również drugie oblicze problemu - tworzenie przesady w przekazie, aby rosnąca panika przechylała zbiorowe uczucia w kierunku pożądanym przez władzę. Tworzenie kanałów wymiany wiedzy bez ograniczeń pozwala na zarówno rozwój histerii, jak i docierania z tym, co jest niewygodne dla polityków.

Działania Facebook, Google i Twitter wedle zapowiedzi posłużą do odsiewania półprawd, czyli przekazu zawierających połączenie przekazu opartego na faktach z bajkami. Osią konfliktu nie jest jednak pozbawienie osób rzetelności, ale usunięcie przekazu uderzającego w skutki szczepionek. Redaktor Tony Romm z Washington Times wskazał, że cenzura obejie blokowanie zdjęć, nagrań i fotografii. Dokładność w wykazaniu, co jest Fałszem stanowi klucz do ochrony osób przed zalewek innego rodzaju oszustw. Pojawiają się przy okazji informacje sprzed dekad o lekarstwach na inne rodzaje koronawirusów (na przykład od poniedziałku jest rozpowszechniana informacja o Oregano Oil) jako rozwiązanie problemu z chińskiego Wuhan.

Facebook już część informacji odnośnie metod walki z koronawirusami obniżył w systemie. Efektem zyskania mniejszego wskaźnika jest ograniczenie pojawiania się w bieżących nurcie polecanych wiadomości. YouTube zajęło się z kolei analizą treści jakie są rozpowszechniane przy użyciu etykiet odwołujących się do Centrum na Rzecz Kontroli Chorób i Prewencji (CDCP). Z jednej strony działania takie są uzasadnione, bo błędne formy leczenia zagrażają leczeniu. Zarazem z drugiej strony jest istotne, że zdrowy rozsądek nakazuje unikania traktowania wszystkiego, co napisano w sieci jako fakty i naukę. Oddawanie decyzji o tym, co ma znamiona prawdziwości, a co nie w ręce urzędników oznacza podążanie w kierunku socjalizmu. Nie ma bowiem pewności, czy wytworzony tym sposobem mechanizm nie będzie nadużywany.

Rene DiResta, badaczka ze Obserwatorium Internetu Uniwersytetu Stanforda uważa, że „To jest niewolnictwo publiki i odwoływania się do trendów w mediach społecznościowych szukających tutaj informacji. Więc platformy powinny umieścić swoje mechanizmy sprawdzania faktów i algorytmy umniejszania ocen dla treści muszą tu działać”. Innymi słowy w platformy społecznościowe musi być wpisany mechanizm kategoryzowania części informacji jako spiski. Bez tego nie mogą one funkcjonować. Znamienne, że nie ma tutaj mowy o kłamstwach, ale o konspiracji. Dynamika w ramach powstawania treści wymusza między innymi, że siłą rzeczy tutaj potrzebne są mechanizmy analityczne działające z ograniczoną liczbą ludzi.

Mark Zuckerberg oficjalnie są przeciwko „arbitrom prawdy”, czyli stanowisku, co ich użytkownicy będą oglądali. Zarazem jednak przeczą sami sobie, bo na przykład usuwają treści uznane za mowę nienawiści. Tym samym nie ma mowy o tym, że medycyna nie ulegnie również wpływowi gigantów. Jednym z przyjętych modeli jest odwołanie się do farmacji przed ziołolecznictwem oraz metodami tak zwanymi naturalnymi.

Część terapii, czy metod walki z chorobami określanymi jako naturalne są zabobonami. Przykładem jest wiara, że przyjmowanie określonych układów i pozycji ciała ureguluje przepływ energii i doprowadzi do pełni zdrowia. Jedna przez wielu lekarzy praktyki jogi uważane za szkodliwe dla kręgosłupa nie mają tutaj jednak z automatu pozycji do usuwania. Odwoływanie się zaś do ziół, których część jest stosowana w lekach - już tak.

Dyrektor Projektu Zmiany Technologicznej i Społecznej w ramach Centrum Shorensteina uważa, że „znajdujemy się w strefie niszy informacyjnej. Naukowcy spoglądają na to, ale mają tysiące dobrze oznaczonych wzorców jak się rozpowszechnia wirusa”. Innymi słowy media społecznościowe sieją również zamęt wśród osób badających źródła Wuhana. Winą za ten stan rzeczy jest konstrukcja mediów społecznościowych odrzucających istnienie autorytetu.

Jacek Skrzypacz

 

Źródło: Jacek Skrzypacz

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną