Olga Tokarczuk broni karpi (niczym Żydów) przed "polskimi oprawcami"

0
0
Olga Tokarczuk u Owsiaka
Olga Tokarczuk u Owsiaka / Youtube/Onet News

Znana z obwiniania Kolumba za małą epokę lodowcową, posiadaczka mopa na głowie, nasza droga noblistka (która podatników kosztowała półtora miliona złotych) Olga Tokarczuk postanowiła upomnieć się o los karpi (eksterminowanych przez polskich antysemitów obarczonych odpowiedzialnością za zbrodnie kolonializmu) przed świętami Bożego Narodzenia.

W ramach wsparcia dla organizowanej przez Klub Gaja kampanii społecznej „Jeszcze żywy KARP" Olga Tokarczuk napisała opowiadanie „Gość" publikowane na stronie organizacji. W opowiadaniu, świadczącym, że każdy może dostać Nobla, i każdemu podatnicy z woli polityków sfinansują tłumaczenia, można poznać mroczną historię (skrywającą swoje patologie) klasycznej polskiej katolickiej rodziny.


Bohaterami opowiadania jest polska katolicka rodzina. Dzieci, mama i tata. Tata jak to Polak „stracił pracę, mama musiała wziąć nadgodziny i teraz rzadko bywa w domu, no i zmarła babcia". Rodzina kultywuje mroczne katolickie polskie tradycje.

 

Postępowy czytelnik wychowany w antypolskiej narracji lewicy jednoznacznie zdekoduje przesłanie noblistki — zapewne z racji na to, że Polacy (odpowiedzialni za kolonialne zbrodnie) wymordowali Żydów, nie ma już organizować tradycyjnych pogromów, i jedyna świąteczną tradycją, będąca substytutem polskiego antysemityzmu i mordowania Żydów, jest mordowanie karpi — dla polskich antysemitów karp odgrywa rolę substytuty Żyda (tak jak Żyd z pieniążkiem ma przynosić szczęście w finansach, tak i szczęście ma przynosić łuska z zamordowanego karpia).


Dla czytelników wychowanych w postępowym kodzie kulturowym — tak jak Żydzi, tak i karp wzbudza swoim pięknem fascynacje polskich dzieci jeszcze nie w pełni zdemoralizowanych polską antysemicką tożsamością kulturową. Te fascynacje Polaków, w lewicowej narracji, zapewne wynikają z tego, że Polacy to pokraczna i ewidentnie niższa rasowo nacja.

 

Postępowy kody kulturowe nakazują czytelnikom, że Polacy tak jak w wypadku Żydów mordowanych przez polskich antysemitów, tak i w wypadku mordowania karpia czują poczucie winy. Stan opisuje noblistka, pisząc, że „tymczasem jednak dziwnie się śpi, kiedy w wannie jest Gość. Ten jego podwodny wzrok. Wszyscy myślą o nim. W nocy przewracają się z boku na bok".

 

By tata mógł zamordować karpia, mama zabiera dzieci z domu. Noblistka opisują scenę zbrodni, stwierdza „Mężczyzna zostaje sam i dzielnie rusza do łazienki. Stara się w ogóle nie patrzeć, zamyka oczy – wszystkiemu winne będą ręce. Ale ręce są słabe i niezdarne. Karp walczy; kto by pomyślał, że zostało mu jeszcze tyle siły. Mężczyźnie udaje się wyjąć go z wody, ale on wyrywa się i spada na podłogę. Teraz leży tam i łypie okiem na człowieka. Tamten próbuje go na powrót włożyć do wanny i po kilku próbach wreszcie mu się to udaje. Mężczyzna oddycha z ulgą. Karp ledwie żyje".

 

Kiedy Polak (jak to Polak z lewicowej narracji) okazał się łamagą, do dokonania zbrodni karpiobójstwa zmuszona jest kobieta. Poraża realizm opisu tej sceny, w którym noblistka pisze, że „kiedy kobieta wraca z dziećmi jest wściekła na męża. Co z ciebie za mężczyzna! Teraz to on zamyka się z dziećmi w pokoju i głośno oglądają telewizję, a ona wchodzi do łazienki. Zza drzwi dochodzą dziwne gwałtowne odgłosy i przekleństwa; lepiej ich nie słyszeć. W końcu i ona wychodzi pokonana".

 

Ostateczne rozwiązanie kwestii karpia „załatwia Pan Zygmunt, sąsiad z dołu. Zjawia się z młotkiem w dłoni i z wielkim nożem. Polacy w obliczu dokonanej zbrodni „Siedzą ze spuszczonymi głowami, za chwilę zaczną dzielić się opłatkiem. Bóg się rodzi!".


Opowiadanie noblistki niezwykle poruszyło przedstawicieli groteskowej opozycji. Na portalu „Oko Press" w artykule „Olga Tokarczuk w obronie karpi: ''To wyjątkowo barbarzyński zwyczaj''", w dostępnym bez potrzeby identyfikacji przez czytelnika (często by czytać lewicowej artykułu trzeba albo podać swoje dane, albo zapłacić) fragmencie, można przeczytać, że „Olga Tokarczuk pięknym opowiadaniem wstawia się za karpiami, które tysiącami giną w męczarniach w polskich domach w okresie przedświątecznym. Ta fatalna tradycja sięga tak naprawdę czasów wczesnego PRL. I - co wciąż trzeba podkreślać - w świetle polskiego prawa jest całkowicie nielegalna: to przestępstwo znęcania się nad zwierzętami".

 

Olga Tokarczuk jest osobą bardzo wrażliwą na kwestie ekologii, w swojej przemowie noblowskiej "Czuły narrator" stwierdziła, że Krzysztof Kolumb doprowadził do małej epoki lodowcowej. Zdaniem noblistki dzień w którym, „od nabrzeża portu Palos w Hiszpanii, 3 sierpnia 1492 roku", odbiła „nieduża karawela o nazwie ''Santa Maria''" dowodzona przez Krzysztofa Kolumba „doprowadził do śmierci 56 milionów z blisko 60 milionów rdzennych Amerykanów. Ich populacja stanowiła wtedy około 10 procent całej ludności ziemi. Europejczycy nieświadomie przywieźli ze sobą śmiertelne prezenty – choroby i bakterie, na które rodowici mieszkańcy Ameryki nie byli odporni. Do tego doszło bezpardonowe zniewolenie i zabijanie. Zagłada trwała lata i zmieniła kraj. Tam, gdzie kiedyś rosła fasola i kukurydza, ziemniaki i pomidory, na nawadnianych w wyrafinowany sposób polach uprawnych, wróciła dzika roślinność. Prawie sześćdziesiąt milionów hektarów uprawnej ziemi z biegiem lat zamieniło się w dżunglę". ". Taktownie noblistka nie wspomniała, że rdzenna ludność przeżyła na terenach rządzonych przez katolików, a została wyniszczona na terenach protestantów.

 

Obwinianie zachodniej cywilizacji o zagładę ludów Ameryki to lewicowa klasyka, nowa i niezwykle ciekawa jest koncepcja, że Kolumb i zachodnia cywilizacja doprowadziły do małej epoki lodowcowej.


Według Tokarczuk na ziemi gdzie biali wymordowali kolorowych „tam, gdzie kiedyś rosła fasola i kukurydza, ziemniaki i pomidory, na nawadnianych w wyrafinowany sposób polach uprawnych, wróciła dzika roślinność. Prawie sześćdziesiąt milionów hektarów uprawnej ziemi z biegiem lat zamieniło się w dżunglę. Roślinność regenerując się, pochłonęła ogromne ilości dwutlenku węgla, przez co osłabł efekt cieplarniany. To zaś obniżyło globalną temperaturę Ziemi. Jest to jedna z wielu naukowych hipotez wyjaśniających nastanie małej epoki lodowej w Europie, która pod koniec XVI wieku przyniosła długotrwałe ochłodzenie klimatu. Mała epoka lodowa odmieniła gospodarkę Europy. W ciągu następnych dekad mroźne i długie zimy, chłodne lata i intensywne opady zmniejszyły wydajność tradycyjnych form rolnictwa. W Europie Zachodniej małe rodzinne gospodarstwa produkujące żywność na własne potrzeby, okazały się niewydajne. Nastąpiły fale głodu i konieczność specjalizacji produkcji. Anglia czy Holandia najbardziej dotknięte ochłodzeniem, nie mogąc wiązać swej gospodarki z rolnictwem, zaczęły rozwijać handel i przemysł. Zagrożenie sztormami skłoniło Holendrów do osuszania polderów i przekształcania stref podmokłych i płytkich stref morskich w ląd. Przesunięcie na południe zasięgu występowania dorsza, katastrofalne dla Skandynawii, okazało się korzystne dla Anglii i Holandii – dzięki temu państwa te zaczęły wyrastać na potęgi morskie i handlowe. Znaczące ochłodzenie szczególnie dotkliwie było odczuwane w krajach skandynawskich. Urwała się łączność z zieloną Grenlandią i Islandią, surowe zimy zmniejszyły zbiory i zapanowały lata głodu i niedostatku. Szwecja zwróciła więc łakomy wzrok na południe wdając się w wojny z Polską (zwłaszcza, że zamarzł Bałtyk, przez co łatwo było się przezeń przeprawić armii) i angażując się w wojnę trzydziestoletnią w Europie".

 

Zdaniem Tokarczuk „kryzys klimatyczny i polityczny, w którym dzisiaj próbujemy się odnaleźć i któremu pragniemy się przeciwstawić, ratując świat, nie wziął się znikąd. Często zapominamy, że nie jest to jakieś fatum i zrządzenie losu, ale rezultat bardzo konkretnych posunięć i decyzji ekonomicznych, społecznych i światopoglądowych (w tym religijnych). Chciwość, brak szacunku do natury, egoizm, brak wyobraźni, niekończące się współzawodnictwo, brak odpowiedzialności sprowadziły świat do statusu przedmiotu, który można ciąć na kawałki, używać i niszczyć".

 

Jak informuje portal „Wyborcza" (w artykule „Piotr Gliński o wsparciu dla Olgi Tokarczuk: "Wydaliśmy 700 tys. zł na tłumaczenia jej książek"" autorstwa Jakuba Łukaszewskiego) „Piotr Gliński podkreśla, że rząd PiS wspiera noblistkę m.in. poprzez finansowe wsparcie tłumaczeń jej książek". PiS ma więc pełne prawo przypisywać sobie nagrodę Nobla dla Tokarczuk.

 

Jak można się dowiedzieć z portalu TVP Info w artykule „Instytut Książki wsparł publikacje Olgi Tokarczuk kwotą powyżej 700 tys. złotych" na profilu Facebook Instytutu Książki (utworzony zarządzeniem Ministra Kultury) instytut poinformował, że „Instytut Książki do tej pory wsparł 91 przekładów Olgi Tokarczuk na 28 języków obcych, w tym pięć na język angielski i siedem na język szwedzki. Tylko od 2016 roku przyznano dofinansowania dla 25 przekładów na 19 języków o łącznej kwocie udzielonego dofinansowania przekraczającej 700 tys. złotych. Co oznacza, że w latach 2016–2019 wsparliśmy przekłady książek Olgi Tokarczuk kwotą większą niż łącznie w latach 1999-2015 (679 385 zł)". Oznacza to, że polscy podatnicy na finansowanie tłumaczeń książek Olgi Tokarczuk wydali prawo 1.500.000 zł.

 

Instytut Książki jest narodową instytucją kultury, powołaną przez Ministra Kultury do promocji polskiej literatury na świecie oraz popularyzacji książek i czytelnictwa w kraju. Z kolejnego artykułu na TVP Info można się dowiedzieć, że „mimo że Olga Tokarczuk ma poglądy polityczne przeciwne Prawu i Sprawiedliwości, to rząd PiS-u wspiera wszystkich twórców kultury – powiedział portalowi tvp.info senator PiS Jan Maria Jackowski. – Teoretycznie nie ma to związku, ale gdyby nie nakłady na tłumaczenia jej książek z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a więc rozpowszechnienie wiedzy o niej, jej twórczości na arenie międzynarodowej, to niewątpliwie te szanse na sukces byłyby znacznie mniejsze – kontynuował Jackowski".


Jan Bodakowski

Źródło: JB

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną