Pora wezwać babcie!

Wyprawia się w naszej Polsce niczym w oblężonej twierdzy. Ci, co w środku czujnie obserwują wroga podchodzącego pod mury. Jaki fortel dla zdobycia zgromadzonych tu dóbr nacierający tym razem zastosują? Czy znów wezwą na pomoc najemników zza granicy? Czy dokonają ataku własnymi siłami? Trwa coraz bardziej zacięty bój, i końca mu nie widać. Swoje piki, samopały i miecze groźnie wystawiają ci, którzy byli niegdyś jedynymi władcami tych murów, komnat i podległej im ludności służebnej. Nad szarżą nacierających powiewa raz to flaga w barwie tęczy, raz to sztandar czerwony. Ogłuszający wrzask napastników nie dopuszcza jakiejkolwiek ugody z oblężonymi. Bo tu nie o ugodę chodzi, tylko o absolutnie bezwarunkowe poddanie się woli i kaprysom poprzednich panów.
Zużyci w bojach o posiadanie pełnej władzy dawniejsi wodzowie znów stają na czele, głosząc swe zużyte hasła mające porwać do oporu poczciwy lud. Już zapomnieli, jak srogo sobie z tym ludem poczynali, grabiąc go bez litości, niepokornych wsadzając za kraty i na koszt ogółu żyjąc bogato, jak wielkim panom przystało. Potyczka trwa. Jak ją przerwać? Aby na to odpowiedzieć, wróćmy z owego umysłowego średniowiecza, gdzie spory rozstrzygano siłą miecza, do realiów naszej doby.
Tu konieczne będą odpowiednie wzory. Proste sceny z życia, ukazujące sposoby odparcia agresji, nieco na wzór dzielnej Anny Doroty Chrzanowskiej, która wobec upadku ducha obrońców Trembowli przed Turkami (1675 r.) odważnie stanęła do walki, i atak wielkiej armii odparła. We współczesnych realiach owa kobieca determinacja nie może się posługiwać stalowym orężem. Lecz nie jest to jedyna metoda, żeby bój wygrać. Potrzebne jest coś podobnego do działań Anny. Odwaga sprzeciwu.
Oto dwa przykłady, że odwaga taka jest możliwa. Pierwsza scena rozegrała się na stołecznej ulicy Marszałkowskiej. Pewnego dnia znalazła się tu krzykliwa grupa agresywnych młodzieńców. W jednej chwili poszły w ruch pięści, nogi i różne twarde przedmioty. Błysnął nawet nóż. Idący ulicą obchodzili bijatykę łukiem; nikt nie chciał oberwać. I trwałaby ta walka kto wie jak długo, gdyby nie drobniutka starsza pani. Wpadła między walczących i wywijając parasolką (było po deszczu) zaczęła nią okładać, wykrzykując:
- Nie będziecie plugawić mi naszego miasta! Mało już przecierpiało?! Zaraz się rozejść!
Słowa poparła kolejnymi ciosami parasolki. Odwaga kruchej babci musiała bandę zaskoczyć, bo jeden po drugim wycofali się, tłumacząc prawie grzecznie: - Co też pani? My się tylko tak bawimy.
Akcję obserwowało coraz to więcej przechodniów. Kiedy banda się rozpierzchła, babcia dostała gromkie brawa. Podziękowała mówiąc: - Wystarczyło być odważnym. Młodzi przesadzili, i ktoś ich musiał naprostować.
Druga scena miała miejsce na molo w Sopocie. Już zwyczajowo nie brakowało spacerowiczów, podziwiających morze i taplające się w wodzie stadko łabędzi. Lecz widać nie wszyscy przyszli tu dla relaksu. Na jedną z latarni wdrapał się młody człowiek i z całej siły zaczął uderzać kijem w obudowę żarówek. Przechodnie zerkali i jakby nigdy nic szli dalej, choć ten i ów zatrzymywał się, obserwując obojętnie, co wyniknie z wandalizmu. Ale tego co stało się potem chyba nikt się nie spodziewał. Przy latarni zjawiła się starsza kobieta z laską. Wspięła się na palce i grzmocąc tą laską po nogach wandala zaczęła wołać: - Przestań! Złaź na dół jakżeś taki odważny! No, złaź! Boisz się starej kobiety?!
Gnojek parsknął pod nosem, jednak zaprzestał tłuczenia i zszedł. Może miał zamiar dać starusze nauczkę. Jeśli tak, nie zdążył, bo wcześniej w ruch poszła babcina laska. I to skutecznie. Wziął nogi za pas. Latarnia ocalała. Oczywiście były brawa podziwu dla dziarskiej kobiety, niewątpliwie wiekowej i nie dysponującej siłą fizyczną, ale mającej to coś: odwagę sprzeciwu wobec zła.
Kiedy więc przyglądam się wydarzeniom w kraju, tym buntom „pokrzywdzonych” zabraniem im przywilejów i wiążących się z tym apanaży oraz pokory milczącego tłumu, myślę, że pora wezwać babcie. Nie muszą tu być ciałem. Wystarczy, że sięgniemy do ich przykładu, do ich odwagi. Bo – jak mówi mądry profesor Nalaskowski – zalewa nas potop i musimy budować arkę. Jest nią nasza odwaga zawołania: Nie! Tej twierdzy nigdy nie zdobędziecie!
Zuzanna Śliwa
Źródło: Zuzanna Śliwa