Prusy Wschodnie 1945 – strach, kara, zemsta - recenzja

Początek 1945 roku był dla Niemców czasem katharsis i zapłaty za wybór Adolfa Hitlera na kanclerza 13 lat wcześniej i okresem rewanżu za niezmierzone zbrodnie w całej Europie, choć szczególnie w Polsce, ZSRR i na Bałkanach, których dopuścili się ich ziomkowie (często synowie Prus Wschodnich) w mundurach Wehrmachtu, SS, Gestapo i Luftwaffe. Wtedy po raz pierwszy oddziały Armii Czerwonej weszły na tereny przedwojennej Rzeszy Niemieckiej. A mieszkańcom Prus zgotowano los, który wcześniej Niemcy sprawili Polakom, Żydom, Rosjanom, Białorusinom, Serbom i Grekom. Cena zemsty była bardzo wysoka. Paradoksalnie dla wszystkich, a więc także dla Mazurów i Polaków, a nie tylko dla Niemców i nie tylko dla tych w mundurach. Autor przedstawia dramatyczny przebieg późniejszej, panicznej ucieczki Niemców podczas srogiej zimy.
Zimą i wczesną wiosną 1945 roku przez ziemie Prus Wschodnich przetoczył się stalowy walec, w postaci dyszącej żądzą zemsty Armii Czerwonej. Po raz pierwszy, po czterech latach walki na własnym terytorium żołnierz radziecki mógł wreszcie odpłacić za miliony zabitych cywili i bestialstwo niemieckie. Za wojnę totalną, która obróciła w perzynę europejską cześć Związku Radzieckiego. I z tej możliwości skwapliwie skorzystał. Po jego przemarszu pozostały stosy trupów, tysiące zgwałconych kobiet i setki spalonych miejscowości. Zwłaszcza, że najwyższe dowództwo radzieckie nie wstrzymywało tego „słusznego i świętego gniewu”. Wręcz przeciwnie – zachęcało do niego.
„Niemcy nie są ludźmi. Jeżeli zabiłeś jednego Niemca, zabij drugiego. Nie licz kilometrów. Licz tylko zabitych przez ciebie Niemców! Zabij Niemca! – o to prosi ciebie twoja stara matka. Zabij Niemca! – tak woła ojczysta ziemia. Nie strać żadnej okazji! Nie oglądaj się na nic! Zabijaj! Złamcie siłą dumę rasową germańskiej kobiety. Bierzcie je jako regularną zdobycz!
– pisał we frontowej ulotce dla żołnierzy radzieckich znany żydowski pisarz i jeden z najważniejszych twórców stalinowskiej propagandy Ilja Erenburg.
A sowieckiemu żołnierzowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Widział przecież co Wehrmacht i SS przez cztery lata robiło na jego ziemi. Widział, jak po każdym ataku jego oddział tracił jedną trzecią żołnierzy. Czemu więc miałby nie zabijać Niemców, nie gwałcić kobiet i nie grabić ludności. Tym bardziej godny podziwu jest fakt, że wielu żołnierzy i oficerów nie tylko nie uczestniczyło w tej rzezi, a nawet próbowało jej się przeciwstawiać! Co ciekawe, niektórzy oficerowie zostali za to przez swoich rozzuchwalonych podwładnych zabici, albo... trafili do Gułagu! Jednak nie tylko tragedia niemieckiej ludności w czasie mroźnej zimy przełomu lat 1945 roku (łącznie z dramatem zatopienia „Goy” i „Gustloffa”) składa się na kanwę tej ciekawej książki.
Leszek Adamczewski pisze o tych, jak i o innych zdarzeniach tamtego okresu. W dwudziestu rozdziałach tematycznych autor przedstawia dramatyczne, sensacyjne i tajemnicze wydarzenia z dziejów Prus Wschodnich w ostatnich miesiącach drugiej wojny światowej. Porusza temat nieudanego zamachu na życie Adolfa Hitlera w mazurskiej Kwaterze Głównej Führera. Wspomina także o losach legendarnej Bursztynowej Komnaty, która nie została odnaleziona do dnia dzisiejszego. Nie bez powodu książka „Łuny nad jeziorami. Agonia Prus Wschodnich” była nominowana do Literackiej Nagrody Warmii i Mazur Wawrzyn 2011.
Możemy tylko ubolewać, że wyrwanie wschodniopruskiej niemczyzny odbyło się po ponad 600 latach. I że część z tych obszarów, łącznie z Królewcem należy dzisiaj do Rosji. Prusy Wschodnie to dowód zaniechań polskich władców i państwa polskiego przez setki lat.
Leszek Adamczewski, Łuny nad jeziorami. Agonia Prus Wschodnich, Wydawnictwo Replika, Poznań 2019, ss. 336 + 16
Źródło: Michał Miłosz