Unijne „wyroki”

Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do ciągłych donosów na polskie władze do Brukseli Opozycja jeździ tam regularnie w tym celu od przeszło czterech lat. Zdążyliśmy sobie wypracować naszego „przyjaciela” Fransa Timmermansa, ciągłych połajanek na nasze władze demokratycznie wybrane. Próbuje się w Unii stworzyć wizerunek Polski jako kraju, w którym szaleje ksenofobiczna i zamordystyczna prawica, przed którą światła Europa powinna bronić jej obywateli. W związku z tym raz po raz padają dziwaczne „wyroki”, grożące palcem władzom rządzącym Polską.
Ostatnio spotkaliśmy się z dobrym i złym „wyrokiem”. Ten pierwszy dotyczy głośnej sprawy wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Jest to odpowiedź na pytania prejudycjalne zadane przez Izbę Pracy Sądu Najwyższego. Na szczęście wycofano się z czerwcowej opinii rzecznika generalnego TSUE, który doradzał Trybunałowi orzeczenie, że Izba Dyscyplinarna SN nie spełnia wymogów niezawisłości sędziowskiej, bo jej sędziowie zostali powołani przez nową Krajową Radę Sądowniczą, co „nie daje rękojmi niezależności od władzy ustawodawczej i wykonawczej”.
Najnowszy wyrok TSUE stwierdza, że to Sąd Najwyższy ma badać niezależność nowej Izby Dyscyplinarnej, aby ustalić, czy może ona rozpoznawać sprawy dotyczące przejścia sędziów SN w stan spoczynku. Europoseł Jacek Saryusz-Wolski tak to skomentował: „TSUE nie zakwestionował żadnego przepisu dotyczącego Izby Dyscyplinarnej SN i Krajowej Rady Sądownictwa; jest raczej po myśli reformy sądownictwa, czyli rządu, niż tych, którzy chcieli z udania się do TSDUE uczynić instrument nacisku na Polskę”. Po prostu, mówiąc kolokwialnie, donosiciele dostali po łapach. Polska ma sama decydować o tych sprawach. Może teraz skończy się wysyłanie do TSUE ciągłych pytań prejudycjalnych, tak jakby o wszystkim co się dzieje w polskim sądownictwie nie mogli decydować samodzielnie polscy sędziowie, ale musieli biegać z prośbą o rozstrzygnięcie spornych kwestii do TSUE.
A teraz w sprawie złego „wyroku”. Nie tak dawno Parlament Europejski wydał rezolucję potępiającą Polskę za obywatelski projekt ustawy poświęconej walce z pedofilią. Za rezolucją krytykującą Polskę głosowało 471 eurodeputowanych, sprzeciw wyraziło 128, a 57 wstrzymało się od głosu. Rezolucja jest wynikiem wystąpienia Roberta Biedronia w PE. Prosił on o przywołanie do porządku władz polskich, które zabraniają nauki o seksie. Jeżeli tak światły europoseł jak Biedroń to powiedział, to nie trzeba badać sprawy, ale mu uwierzyć i potępić Polskę za nieistniejące prawo. Rezolucja podjęta przez PE dotyczy projektu, który przez Sejm jeszcze nie został przyjęty. Jest to projekt obywatelski a nie rządowy czy partyjny. Europosłowie, którzy głosowali za rezolucją nie wiedzieli widocznie za czym głosują. Wystarczyło, że usłyszeli o tak modnym teraz tłumieniu u nas edukacji seksualnej i to wystarczyło. W Polsce panuje zamordyzm, zaściankowość, która uniemożliwia uczenie dzieci seksu. To straszne, trzeba chronić biedne polskie dzieci przed taką ciemnotą.
Ale to nie nieznajomość tematu może nas najbardziej oburzyć. Nie do pomyślenia jest to, że polscy obywatele nie mają prawa przygotowania projektu ustaw, które są zdaniem europosłów niewystarczająco postępowe, a polski Sejm nie może samodzielnie pracować na ustawami. Parlament Europejski uzurpuje sobie władzę, której faktycznie nie posiada. Nie wolno polskim deputowanym bronić dzieci przed pedofilią, mają uczyć dzieci „o równości płci, wyrażaniu zgody oraz wzajemnym szacunku(…) , macie też zwalczać stereotypy związane z płcią, homofobię, transfobię oraz przemoc na tle seksualnym”. Żeby było absurdalnie, w polskim prawie nie ma przepisów dotyczących homofobii i transfobii. Rezolucja Parlamentu Europejskiego daje jasno do zrozumienia, że Polacy nie mają prawa w swoim kraju decydować o tym, co im wolno, a co nie. Muszą się stosować do dyrektyw unijnych. Sytuacja stwarza niebezpieczny precedens – jeżeli w takiej sprawie przywołuje się nas do porządku, to nie ma wątpliwości, co będzie w wypadku innych kontrowersyjnych z punktu widzenia UE ustaw procedowanych w polskim Sejmie. Pozostaje nam tylko zachować spokój i nie przejmować się podobnymi rezolucjami.
Źródło: Iwona Galińska