Czy w Polsce jest analfabetyzm?

Charakteryzując w swoje książce pt. „Dzieje Polski” stan kulturowy Polski przedrozbiorowej Feliks Koneczny pisał między innymi: „Społeczne zło tkwiło jednak w czymś innym, w tym, że kmiecie zaprzestali posyłać synów do szkół. Z każdej wsi mógł był jeden wyjść na studia, ale ledwie ze stu jeden się zdarzał, a potem jeszcze mniej. Ze wszystkich stanów oświata potrzebna najbardziej mieszczaństwu. Miasta nasze już dawno spolszczone, stały się jednak siedliskami przerażającej ciemnoty. (...) Kwitnął po miastach analfabetyzm, to też nic dziwnego, że mieszczanie sami nie rozumieli swoich interesów i sami się najbardziej przyczyniali do upadku swego stanu”.
Historia powtarza się „toczka w toczkę”. Na takie same efekty, jeśli nic się nie zmieni, nie będziemy długo czekać.
Młodzież ze wsi i małych miast (a i znaczna część z dużych miast) wybiera tzw. studia zaoczne i to często w prywatnych uczelniach specjalizujących się w „biznesie, bankowości i zarządzaniu”. Nauka nie ma tam wiele wspólnego, oprócz papierka, ze studiowaniem i przebiega według zasady WZZ (Wykuj-Zalicz-Zapomnij), która zresztą przy takim systemie studiów jest niejako automatyczna, bo kontakt z wykładowcą jest rzadki, materiału dużo i nim się go przyswoi trzeba zabierać się do nauki następnych jego partii. Jest to więc tzw. pamięciówa, a sam materiał ma z reguły charakter niehumanistyczny i encyklopedyczny. Nawet jeśli się więc go przyswoi to dla ogólnej kultury studenta nie ma to większego znaczenia.
Cóż to jest analfabetyzm? Czy kwitnie „po naszych miastach”? Kiedyś analfabetyzm definiowało się jako brak umiejętności czytania i pisania. Czy jednak analfabetyzmem nie jest sytuacja, w której umiejący pisać i czytać ani nie pisze ani nie czyta i to całymi latami. Statystyki mówią, że przeciętny Polak czyta dziś jedną książkę na rok. Przeciętny Polak jednak nie istnieje, a jest wielu takich, którzy czytają i 10 i 20 i więcej książek na rok. Są więc dziś w Polsce zapewne miliony ludzi, którzy czytali wyłącznie lektury szkolne (5, 10, 15 czy 20 lat temu), a i to nie jest pewne (niektórzy czytają tzw. ściągi – skróty książek, które można nabyć w wielu księgarniach, a inni co się da oglądają na wideo, np. „Pana Tadeusza”).
Kontakt z telewizją, radiem czy prasą typu „Nie”, „Gazeta Wyborcza”, „Klaudia” czy „Chwila dla Ciebie” trudno zaliczyć do życia kulturalnego. Jest to raczej swego rodzaju życie antykulturowe, w ramach którego przeżuwa się gotową pseudokulturalną papkę i nabiera przekonania o swoich walorach kulturowych (co powoduje, że nie ma głodu kultury).
Kwitnie więc ciemnota, czego znakiem jest, między innymi, coraz większa popularność astrologii, medycyny niekonwencjonalnej (znachorstwa) oraz magii i niewielu już „rozumie swoje interesy” nie mówiąc o interesach całego społeczeństwa i Polski. Ludzie dziś, jak w XVIII w., sami przyczyniają się do upadku „swoich stanów” i całego kraju.
Trzeba to wszystko zobaczyć i zrozumieć. Jest wiele dróg ratowania Polski. Jedną z nich, i to bardzo ważną, jest wykorzenianie ciemnoty i podniesienie ogólnej kultury.
Źródło: dr Stanisław Krajski