Serce ludzi i kamień władzy

0
0
/

Akcja trwała kilkanaście dni. Trzeba było zebrać oszałamiająco wysoką sumę, by uratować życie dwuletniego Antosia Trębińskiego. Pogodnego, uśmiechniętego malca, mimo że dotknięty jest bardzo rzadkim schorzeń, praktycznie niewyleczalnym. Z podobnymi przypadkami radzi sobie tylko jeden człowiek na świecie, profesor medycyny z kliniki w amerykańskim Stanford. Po przeanalizowaniu badań chłopca zgodził się na operację - i to jak najspieszniej, bowiem stan Antosia z dnia na dzień się pogarsza.

Ale skąd zdobyć niezbędne na zabieg i pobyt w klinice kilka milionów złotych? Rodzice, skromni młodzi ludzie, nie mieli żadnej szansy na zgromadzenie tak potężnej kwoty. Zwrócili się do Fundacji Polsat. Już po pierwszych telewizyjnych apelach zaczęły płynąć datki. To było niesamowite! W parę dni zebrano niezbędne miliony, efekt tysięcy małych i dużych wpłat. Serce anonimowych ludzi miało uratować chore serce Antosia. Nawet okrzepła w bojach prezes Fundacji nie mogła ukryć wzruszenia, gdy łamiącym się głosem informowała o wyniku zbiórki. Antoś mógł już lecieć do USA. Po życie.

A potem przyszedł cios. Żadna z linii lotniczych nie zgodziła się na przelot dziecka w takim stanie. Co robić? Istniała jedna szansa: wynajęcie lotniczej karetki, wyposażonej w niezbędne urządzenia, z lekarzem i sanitariuszami na pokładzie. To bardzo droga usługa. Skąd na nią wziąć? I znów zadziałali ludzie z całej Polski. W parędziesiąt godzin na konto wpłynęły odpowiednie środki. Wyjazd Antosia wyznaczono na środę 27 sierpnia. Jest nadzieja, że dotrze do kliniki szczęśliwie, że operacja się powiedzie, że dziecko będzie mogło żyć i normalnie oddychać.

Dar serca ma wartość nieprzecenioną. To ogromny hołd składany życiu. Wyraz jedności z bliźnim. Wielka sprawa przy jakiej nikną codzienne spory i głupie przepychanki o nic. To także nadzieja, że wielu z nas jeszcze nie porwał bezduszny, obojętny świat, gdzie liczy się tylko JA.

W tym samym czasie, choć zaczęło się przed miesiącami, inni ludzie w potrzebie toczą ciężki bój o przetrwanie. Sprawa już głośna, wracająca niczym bumerang. Zestawiam je dlatego, że tak jak i w przypadku Antosia, chodzi tu o ludzkie serca i o zrozumienie.

Warszawska dzielnica Białołęka. Działa tu ośrodek, do którego trafiają matki z dziećmi zmuszone do ucieczki z domów, gdzie były maltretowane, bite, gwałcone, poniżane przez potworów-mężów. W białołęckim azylu znalazły spokój, zrozumienie, ducha wspólnoty z im podobnymi. Wreszcie mogły odetchnąć, iść spokojnie do pracy, nie bojąc się, że ktoś ukrzywdzi dzieci.

Ośrodek ten stał się jednak solą w oku warszawskiego Ratusza, który mocą swej władzy orzekł, iż dom samotnej matki trzeba bezzwłocznie zamknąć, bo…Zaczęły padać najrozmaitsze uzasadnienia, poczynając od twierdzeń, że obiekt jest tzw. samowolą budowlaną, że ( och, och, jak my się wami przejmujemy ) grozi mieszkańcom zawaleniem, że to i tamto. Typowe twarde urzędnicze przekonanie, że ludzie, do których się zwracają to nieprawdopodobnie bezmyślne twory, nie umiejące samodzielnie oceniać sprawy, wezwać fachowca, przeanalizować dokumentów. Może i mury ośrodka nie spełniają norm miasta, ale tak naprawdę nie ten mur jest dla kobiet groźny. Groźny jest ten zbudowany z zimnej arogancji urzędników. Wielu z nas wie, o czym mowa. Szczęśliwy komu udało się nigdy z nią nie zetknąć.

Kto wygra potyczkę? Miasto czy matki? Ratusz wprawdzie obiecuje ( to już jego specjalność) dać mieszkania zastępcze, lecz kobiety obiecankom nie ufają. Tu czują się jak w rodzinie, są bezpieczne. Ostatnio zwróciły się z apelem do prezydenta Andrzeja Dudy, prosząc o ochronę. Jeśli ten podejmie działania, można sobie wyobrazić jaki rozlegnie się klangor. Władza wtrąca się w kompetencje samorządów! Jak śmie?! Łamie Konstytucję! Niech się poda do dymisji! Na takie okazje czyhają dyżurni celebryci opozycji. Że przesadzam? Cóż, przykładów, że mogę mieć rację nie brakuje. Samorząd, i słusznie, ma swoje prawa. Jednak ten, który uważa się za nadwładzę, jest dla wspólnoty toksyczny.

I jeszcze parę słów o wadze wsparcia przez bliźnich. Swego czasu, gdy po ciężkiej chorobie wyszłam ze szpitala i nie mając ani pracy ani pieniędzy bardzo potrzebnych na leki, poprosiłam znajomych o pomoc w jakimkolwiek zatrudnieniu, zostałam zaskoczona faktem, że zrobili zbiórkę, by mnie w tej trudnej sytuacji wesprzeć. Gest ten wyprowadził mnie z beznadziei i załamania. Poczułam, że jednak może się udać, że przetrwam bo dano mi oparcie. Była to potężna siła, wyprowadzająca z zakrętu na prostą.

Nasi rodacy to – mimo wad - rozumni, zdolni do współodczuwania ludzie. Kto tego nie pojął, nie rozumie Polski.

Zuzanna Śliwa

 

 

 

 

 

Źródło: Zuzanna Śliwa

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną