Spadochroniarze trzymają się mocno. Rzecz o wyborczym desancie

Naczelnik z Żoliborza przestawił jedynki na listach wyborczych neosanacji. Tak się przyjęło że czas kampanii wyborczych w Polsce, to czas ćwiczenia masowych operacji desantowych. Protegowani spadochroniarze lądują precyzyjnie w wyznaczonych okręgach, na nieznanej sobie ziemi. Niby nic nowego, a jednak jest pewna zmiana w podejściu do tych starych jak III Rzeczypospolita praktyk.
Mniejsze lub większe desanty rzucały wszystkie formacje polityczne, ale kiedy media piętnowały te praktyki władze poszczególnych partii i komitetów próbowały się z tego procederu tłumaczyć, przywołując różne, czasami mocno fantastyczne teorie, uzasadniające potrzebę desantu na danym terytorium. Na tym tle dochodziło do wewnętrznych rewolt i rozłamów wewnątrz partii. Lokalne struktury nie chciały się bowiem godzić na ludzi przywiezionych w teczce i nie mających nic wspólnego z regionem, z którego mieli kandydować i który mieli reprezentować w Parlamencie. To naturalne, że nie po to ktoś pracował latami w lokalnych strukturach partii żeby potem oddać swoje miejsce cwaniakowi z Warszawy podrzuconemu niczym kukułcze jajo. Taki desantowany kandydat jeśli zostanie posłem najczęściej albo nie utożsamia się z okręgiem z którego został wybrany, albo buduje własną podległą sobie świtę w oderwaniu od reszty regionalnych struktur. Zjawisko to miało i ma negatywne skutki zarówno dla regionów z których wybierani są tacy parlamentarzyści ponieważ osłabia to możliwości zabiegania o interesy regionów, jak i dla istoty demokracji jako takiej. Ludzie tracą wiarę, że ich głos cokolwiek zmieni, przestają się interesować sprawami państwa i narodu. Mimo wspomnianych negatywów rządząca Polską partia mówiąca o dobrej zmianie zaprezentował desant totalny. Ja rozumiem, że w tym roku obchodzimy okrągła rocznicę największej operacji powietrzno-desantowej podzas II wojny światowej i PiS chce je uczcić własnym desantem ale są pewne granice. Co ciekawe zrzuconych na okręgi wyborcze spadochroniarzy nawet się nie próbuje tłumaczyć w tonie usprawiedliwienia. Po prostu mówi się i pisze, że to najlepsze wybory z punktu widzenia odpowiednio wysokiego poparcia wyborczego. Czyli nie ważny jest w tym wszystkim interes państwa czy społeczeństwa lecz chodzi tu o procentowe poparcie partii, które ten desant przyniesie.
Doskonałym przykładem patologicznej polityki PiSu jest województwo łódzkie. Od trzech kadencji centrala partii prowadzi brutalną politykę kolonialną w Łódzkiem, rzucając tam zarówno w w wyborach samorządowych jak i parlamentarnych ludzi z zewnątrz niszcząc przy tym lokalną strukturę własnej partii. Ostatnimi pozyskanymi dla "dobra" woj. łódzkiego jest minister Gliński dla Łodzi i Joanna Lichocka w sieradzkim. Dodajmy do tego jeszcze, że kolejny raz będzie kandydował w tym województwie niemający nic wspólnego z subregionem piotrkowskim Antoni Macierewicz. Janina Gos szara eminencja PiSu w Łodzi, która rzekomo swego czasu udzieliła pożyczki naczelnikowi z Żoliborza, rozstawiała po kątach lokalnych działaczy prawicowych, którzy jak mówią złośliwi gotowi byli klęczeć na kolanach byle mogli być wysłuchani. Najgorzej jest w samej Łodzi, gdzie trwają regularne wolty niezadowolonych z polityki centrali własnego stronnictwa. Ci lokalni "wyklęci" działacze są traktowani ogniem i mieczem, buntowników wycina się w pień, a następnie szeregi ugrupowania zasila nowa ekipa. Doszliśmy już jednak do takiego poziomu degrengolady, że takie patologiczne działania nie robią już na nikim wrażenia. Nie ma to więc wpływu na wzrost niechęci wobec czołowych partii w Polsce w których panuje zamordyzm i dyktatura. Kiedyś usłyszałem szokujący nieco na pierwszy rzut oka komentarz, że wewnątrz PZPRu po okresie stalinowskim było więcej demokracji w strukturach niż, to ma miejsce w polskich partiach politycznych po roku 1989. Teza ta, która mnie kiedyś zaskoczyła, po głębszej analizie tego jak funkcjonuje PiS, PO a nawet formacja Kukiza, która przecież budowała swój potencjał wyborczy na rzekomej walce z partyjną dyktaturą, dziś mnie już nie szokuje. Naród z partią, a nie partia z narodem! Niech żyje partyjna dyktatura!
Źródło: Arkadiusz Miksa