Wideo relacja. Promocja poezji Sándora Petőfiego w ambasadzie Węgier

W ambasadzie Węgier w Warszawie, odbyła się promocja, wydanego staraniem wydawnictwa Biały Kruk, tomu poezji „Lutnia i miecz" autorstwa najwybitniejszego węgierskiego poety doby romantyzmu Sándora Petőfiego. Podczas uroczystości przemawiał polski wicepremier i minister kultury profesor Gliński i pani ambasador Węgier Orsolya Zsuzsanna Kovács.
O książce opowiedział czytelnikom portalu Prawy prezes wydawnictwa Biały Kruk Leszek Sosnowski.
Nowa seria książek o Węgrzech
https://www.youtube.com/watch?v=XESyLuZE-lk
Poezja Sandora Petofiego
https://www.youtube.com/watch?v=5NtmJYLc-1M
Jerzy Zelnik przybliża postać węgierskiego poety
https://www.youtube.com/watch?v=xwz21tR5eXY
Tom wierszy Sándora Petőfiego „Lutnia i miecz' otwiera nową serię literatury węgierskiej publikowanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jak informuje wydawnictwo „po "Lutni i mieczu" ukażą się „Wspólne dzieje Polski i Węgier" Istvana Kovacsa, "Utwory prozą" Janosa Pilinszky'ego, „Wybór wierszy" Sandora Kanyadiego oraz "Biografia Sandora Petofiego" Jerzego Snopka. W planach wydawniczych jest też album „Panorama Siedmiogrodzka", który prezentuje zachowane ilustracje słynnej panoramy z 1897 r. wykonanej we Lwowie pod kierownictwem Jana Styki na 50-lecie Powstania Węgierskiego w 1849 r".
Jak informuje na swojej stronie wydawca „Leszek Sosnowski, prezes Wydawnictwa Biały Kruk, przyznał, że nakłoniony na studiach do lektury Petőfiego nie umiał docenić tej poezji, co niewątpliwie związane było z faktem, że węgierski romantyk nie miał szczęścia do polskich przekładów. Tłumaczyli go wybitni polscy poeci jak Tadeusz Różewicz, Anna Świrszczyńska, Anna Kamieńska, Marcin Jachimowicz, ale nikomu z nich nie udało się oddać tego, co Węgrów w Petőfim zachwyca". Poetyka ich własnej twórczości zanadto odbiegała od formy utworów Petőfiego, wymagała odmiennych sprawności i predyspozycji i „dopiero ten najnowszy przekład pozwolił mi docenić tę poezję".
Profesor Jerzy Snopek, tłumacz poezji Sándora Petőfiego i jednocześnie polski ambasador w Budapeszcie w swoim wstępie do „Lutni i miecza" stwierdził, że:
„Petőfi działa na wyobraźnię. Fascynował współczesnych i zadziwia potomnych. Nie tylko swoich rodaków, także obcych. Nawet dzisiaj – sto siedemdziesiąt lat po jego śmierci (...)
Petőfi pozostał (...) zjawiskiem żywym, to możemy z otuchą stwierdzić, że wciąż jeszcze wiele nas łączy z tamtą romantyczną epoką, wciąż jeszcze nie ogłuchliśmy całkiem na dochodzące z niej głosy i nie oślepliśmy na piękno, które stamtąd promieniuje. I obyśmy nie przestali odczuwać więzi z przeszłością – bo nie tylko o epokę Petőfiego i Mickiewicza tu chodzi – oby nie zobojętniała nam nigdy tradycja kulturowa, oby nie stała się dla nas tylko rupieciarnią słów i idei czy nawet jedynie szacownym muzeum, odwiedzanym ze szkolnego przymusu, ale wypełnionym eksponatami, które już w nas umarły.
(...)
musimy odkłamać nasz stosunek do tych spraw, zerwać z traktowaniem dzieła literackiego głównie jako zespołu chwytów formalnych, gier z tradycją, językiem bądź z czytelnikiem. Bo jest to uprawnione jedynie w niewielkim zakresie, sieje złą wiarę, może nawet demoralizuje samych twórców, którzy zamykają się na rzeczywistość, poprzestając na owych – przeważnie jałowych – gierkach z literaturą i z coraz mniejszymi, coraz bardziej zamkniętymi kręgami skołowanych odbiorców.
Musimy zatem odzyskać dobrą wiarę, aby móc obcować z wielkimi duchami przeszłości – jak (by pozostać przy XIX wieku) Mickiewicz, Puszkin, Byron, Goethe, Leopardi, Hugo czy właśnie Petőfi – którym chodziło, całkiem serio, o najważniejsze sprawy w życiu jednostek, narodów, ba, nawet całej ludzkości.
(...)
Petőfi zachłannie kochał życie, ale zarazem marzył o śmierci na polu bitwy, o złożeniu z siebie ofiary na ołtarzu wolności. Wielokrotnie przepowiadał w wierszach swą wczesną śmierć i owe przepowiednie spełniły się, zginął nawet – jak sobie wymarzył – na placu boju, zadźgany przez carskich Kozaków; wrzucono jego ciało do wspólnej mogiły"
Sándor Petőfi „znalazł licznych admiratorów i piewców nie tylko we własnej ojczyźnie, lecz także w różnych zakątkach świata, również w Polsce (...).
Dla wielu twórców literatury, od współczesnych Petőfiemu po naszych współczesnych, ów bard i męczennik węgierskiej rewolucji stał się żywym symbolem i mitem zarazem. Zdumiewające, że tylu poetów – od mniej znacznych po wybitnych – opiewało Petőfiego jako doskonałe ucieleśnienie ideałów spod znaku lutni i miecza.
W dziewiętnastowiecznych Włoszech (de facto także przed zjednoczeniem, które nastąpiło w 1861 roku) w rezultacie analogii politycznych, solidarności węgiersko-włoskiej, Garibaldiego i Kossutha – Petőfi był w II połowie XIX w. otoczony swoistym kultem. Tłumaczono jego utwory, poświęcano mu własne. Aleardo Aleardi – zresztą poeta-żołnierz, więzień Austriaków – składał mu hołd w patetycznej Apoteozie Petőfiego, całą serię wierszy poświęcił mu Pier Emilio Posi, jako geniusza i wieszcza czcił go Federico Piantari, ogromny poemat – złożony z kilkudziesięciu pieśni pt. Sándor Petőfi na Syberii wyszedł spod pióra Armando Lucifero. I takie przykłady można by mnożyć. A warto podkreślić, że pośród włoskich wielbicieli Petőfiego jako poety-bohatera walk wolnościowych był też noblista Giosuè Carducci.
Żywym symbolem był Petőfi dla poetów francuskich – od Victora Hugo, który w poemacie Miejsca Europy nazwał go ofiarą złożoną na ołtarzu wolności, poprzez François Coppée aż po Paula Éluarda. Podobnie dla poetów i intelektualistów XIX-wiecznych austriackich i niemieckich, nie tylko dla Bettiny von Arnim, dla której był „bogiem słońca", lecz także dla Heinego i Nietzschego, który m.in. skomponował w 1864 r. muzykę do pięciu utworów Petőfiego.
W recepcji środkowoeuropejskiej można mówić już nie tylko o kulcie Petőfiego jako poety-bohatera wolności, lecz również o żywej reakcji na jego poezję. Dotyczy to zwłaszcza Słowaków i południowych Słowian, którzy dzięki znajomości węgierskiego mieli do tej poezji bezpośredni dostęp. Największy poeta słowacki XIX wieku Pavel Hviezdoslav tłumaczył Petőfiego i inspirował się jego utworami (które oddziaływały zresztą i na innych wybitnych poetów słowackich: Janko Krala czy Jana Botto). Podobnie rzecz się ma w przypadku Serba Jovana Jovanovicia Żmaja, a także poetów rumuńskich. Brak bariery językowej sprawił, że wielkość Petőfiego jako artysty była przez nich – jak przez samych Węgrów – żywo odczuwana i bezdyskusyjna.
Świadectwo tych dwujęzycznych poetów środkowoeuropejskich jest w tym przypadku bardzo istotne, gdyż wybitność Petőfiego sprowadza się – w większości jego najlepszych wierszy – przede wszystkim do niezwykłej wprost naturalności, do niepospolitej prostoty, trafności, adekwatności każdego zwrotu, każdej frazy, każdej puenty, naturalności i zarazem oryginalności metafor, porównań, obrazów. Znamieniem geniuszu jest ten rzadki dar czynienia prostej mowy najczystszą poezją. Dlatego Petőfi należy do tych poetów, którzy przeważnie najwięcej tracą w przekładach. Z tego właśnie powodu fascynacja jego poezją u twórców wybitnych – i znających język węgierski jak własny – u Hviezdoslava czy Żmaja powinna dawać do myślenia wątpiącym cudzoziemcom.
Faktem jest – powtórzmy – że utwory Petőfiego stanowiły w XIX wieku źródło inspiracji dla wielu poetów środkowoeuropejskich (podobnie jak utwory Mickiewicza), zwłaszcza Słowaków, południowych Słowian, także Rusinów zakarpackich. Oddziaływały też na literaturę niemieckojęzyczną, przede wszystkim dzięki pośrednikom w rodzaju Karla Marii Benkerta, Niemca żyjącego na Węgrzech, w znacznym stopniu zresztą zmadziaryzowanego, który jeździł po całej Europie jako apostoł poetyckiej wielkości Petőfiego, tłumacz i interpretator jego utworów. Z inicjatywy Kertbenyiego (bo Węgrzy tak go nazywali) jeszcze za życia poety ukazało się pierwsze niemieckie wydanie jego utworów. Kertbenyi zaraził swym entuzjazmem wielu wybitnych twórców, którzy stali się wnikliwymi czytelnikami i wyznawcami węgierskiego barda (trafił nawet do Mickiewicza, który miał mu powiedzieć, że gdyby nie był tak „sterany życiem", to chętnie by przetłumaczył jakieś utwory „naszego Petőfiego"). W rezultacie Herman Grimm nie zawahał się napisać, że Petőfi ma miejsce pośród pięciu największych poetów w literaturze światowej, obok Homera, Dantego, Szekspira i Goethego. Interesująca i zasadniczo trafna jest opinia Heinego: „Petőfi jest poetą, do którego można porównać jedynie Burnsa i Bérangera. W Niemczech nikogo podobnego nie znajdziemy. My jesteśmy ludźmi refleksji i wobec czegoś tak naturalnego i oryginalnego jesteśmy w gruncie rzeczy godni pożałowania".
Zadziwiająca i zastanawiająca w swej kategoryczności jest też opinia poety angielskiego Johna Ingrama, który do intymnej zażyłości z twórczością Petőfiego doszedł – jak się zdaje – dzięki pośrednictwu Johna Bowringa: „Petőfi jest największym lirykiem świata. Według mnie ucieleśnia on lepiej ducha węgierskości niż jakikolwiek inny poeta ducha swego narodu".
Podobnych sądów sformułowanych przez bardzo wybitnych cudzoziemców jest oczywiście znacznie więcej".
Jan Bodakowski
Źródło: JB