Nie ma czego świętować

4 czerwca dzieli Polaków i w coraz większym stopniu staje się dniem kłamstwa „kupowanego” już jako prawda przez młode pokolenie. Wszystko przez nachalną propagandę polityków układu okrągłostołowego, którzy przez całe ostatnie 30 lat mieli władzę, wpływy, służby i duże pieniądze. Zacznijmy od tego, że nie były to żadne wolne wybory, jak to upowszechnia się i poprzez propagandę wciska młodym ludziom w głowy. Były to wybory kontraktowe, gdzie na mocy układu między ówczesną opozycją, a komunistami- jeszcze przed pójściem Polaków do urn wyborczych – ustalono jaki będzie ich wynik w przypadku miejsc w sejmie.
Wolne były wówczas tylko wybory do senatu, które komuniści przegrali. Jednak komuniści doskonale wiedzieli, że senat nie decyduje o stanowionych w parlamencie polskim ustawach. Jest tylko izbą refleksji. O ustawach decyduje izba niższa, czyli sejm, który może zakwestionowaną przez senatorów ustawę, powracającą do sejmu albo odrzucić, albo przyjąć po wprowadzeniu zmian, lub bez zmian. Dlatego wiele osób chce, aby senat zlikwidować, bo są to tylko wydatki na przywileje i apanaże dla atrapy, której w niektórych krajach demokratycznych nie ma. Oczywiście, ustawę może podpisać, albo zawetować prezydent, którego weto parlament może odrzucić. Ale - po pierwsze- pierwszym prezydentem tej „wolnej” Polski był wybrany przez ówczesny sejm i senat również głosami opozycji Wojciech Jaruzelski, a wkrótce Lech Wałęsa, o którym po ujawnieniu jego nazwiska najpierw na liście Macierewicza, potem przez wdowę po Kiszczaku dokumentów, na jaw wyszło jego jakieś ubeckie oblicze, któremu noblista do tej pory zaprzecza.
Czy wybory, w których jeszcze przed elekcją układ okrągłostołowy zdecydował za naród, że komuniści w sejmie obejmą 65 proc. mandatów, a opozycja tylko 35 proc. można nazwać wolnymi? Nie, bo to przeczy logice. Wybory albo są wolne, albo nie są. Nie ma innej opcji, tak jak nie można być tylko trochę w ciąży. Obserwowałam w czasie tych 30 lat jak się zmieniała cała ta „wolnościowa” narracja. Naprawdę, stosowano długą i żmudną manipulację, forsując z uporem maniaka bzdurną interpretację, która pasowała okrągłostołowym elitom do budowania legendy.
I tak, najpierw głoszono, że były to „wybory kontraktowe” i „kontraktowy sejm”. Potem- że były to „prawie wolne wybory”, co też przeczy zasadom logiki. Teraz narzuca się społeczeństwu interpretację, że były to „wolne wybory”. Otóż nie były wolne i nie dajmy sobie robić kaszanki z mózgu, mimo że stosuje się wobec nas Goebbelsowską zasadę propagandy, że „kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą”.
Dla uwiarygodnienia i uczczenia jakoby „wolnych wyborów” od wielu lat forsuje się pomysł ustanowienia dnia 4 czerwca świętem wolności i solidarności. Chyba solidarności z komunistami. Będący w opozycji do Wałęsy i układu okrągłostołowego Andrzej Gwiazda tak skomentował ten pomysł w wywiadzie ze mną : „Wydaje mi się, że można by to święto obchodzić jako pamiątkę jednego chyba z największych oszustw w historii.” I wielokrotnie powtarzał, że „4 czerwca celebrujemy swoją głupotę. Cały proces wyborczy był inscenizowany, a my upieramy się, by tego nie zauważać.” Uważa też, że przy okrągłym stole jedni tylko udawali opozycjonistów, a inni po prostu wciągnęli się w plany Jaruzelskiego i Kiszczaka.
Zatem dlaczego chcą świętować? Bo to beneficjenci transformacji i trudno dziś wśród nich znaleźć ludzi biednych, więc mają co świętować. „Wydarzenia które mamy świętować, odbyły się na zasadzie wykluczenia pewnej części społeczeństwa – twierdzi Gwiazda. „Na pewno nie możemy mówić, że ma to być święto ponad podziałami. Jest to święto dokonania podziałów.” „4 czerwca jest świętem tej części opozycji, którą władze komunistyczne, a można powiedzieć, że generał Kiszczak, zakwalifikowały jako konstruktywną , czyli taką, z którą da się rozmawiać.”
Krzysztof Wyszkowski uważa podobnie, a okrągły stół, gdzie zdecydowano o podziale wpływów nazywa zdradą. Wałęsa nie miał legitymacji Komisji Krajowej Solidarności, aby usiąść do rozmów z komunistami. I to nie Komisja Krajowa namaszczała ludzi, aby jako strona „S” byli rozmówcami Kiszczaka. To była hucpa, samowolka, zerwanie z zasadami demokracji wewnątrzzwiązkowej.
Jak to się dalej przez 30 lat potoczyło, widać jak na dłoni. Zniknął polski przemysł, uwiądł polski handel, za „złotówkę”oddano najlepsze zakłady w obce ręce. Nie zrobiono dekomunizacji tak jak Czechosłowacji, ani lustracji jak w Niemczech instytut Gaucka. Ręka rękę myje do tej pory. Były opozycjonista i przeciwnik okrągłego stołu Grzegorz Schetyna z Solidarności Walczącej wprowadza na plecach wywodzącej się w części z Solidarności Platformy Obywatelskiej kilkoro betonowych postkomunistów z aparatczykami Millerem i Cimoszewiczem na czele. 4 Czerwca 2019 roku słychać chichot historii.
Nie, pani Joanno Szczepkowska, 4 czerwca 1989 roku nie skończył się w Polsce komunizm. To bajka.
Alicja Dołowska
Źródło: Alicja Dołowska